Czy jawność może zabić demokrację?

Komentując sprawę zarobków w Narodowym Banku Polskim, prof. Andrzej Zybertowicz w wywiadzie w RMF FM stwierdził: Jestem przeciwnikiem szalejącej transparentności. Wybitny politolog Iwan Krystew wykazał, że transparentność potrafi zabić demokrację. Ale to jest mój osobisty pogląd.

Zybertowicz nawiązał do wywiadu z Ivanem Krastevem opublikowanym w Krytyce Politycznej – Krastev: Walka o przejrzystość zabija demokrację.

W wywiadzie bułgarski filozof i politolog ocenia:

Demokracja to dziś zarządzanie nieufnością – mówi się o konieczności patrzenia władzy na ręce, o transparentności. To pojęcie stało się szczególnie nośne dla dwóch pozornie wrogich grup: dla wyższej biurokracji państwowej i dla oddolnych aktywistów.

Pierwszych zwalnia z konieczności decydowania politycznego – bo przecież transparentność wcale nie oznacza, że mamy wybór między różnymi zalegitymizowanymi opcjami. Aktywistom zaś daje złudne poczucie sprawczości.

Dlaczego złudne?

Ponieważ przejrzystość i stała możliwość monitorowania polityki wcale nie oznacza, że możemy wybrać jej rodzaj i kierunek! To trochę tak, jakby przeciwnikom prywatyzacji kazać się cieszyć z faktu, że zostanie ona przeprowadzona w sposób jawny, otwarty i przejrzysty właśnie – a nawet że będą mogli osobiście nadzorować, czy aby nie towarzyszy jej korupcja.(..) transparentność obiecuje nam kilka rzeczy, których faktycznie nie może nam dać.

Co na przykład?

Zwolennicy transparentności są często przekonani, że jeśli społeczeństwo pozna wszystkie fakty dotyczące poczynań rządu, wówczas będzie mogło racjonalnie rozstrzygnąć, jakie posunięcia są właściwe, a jakie nie. Ale przecież to, że wszyscy znamy te same fakty, nie wyklucza tego, że wiemy zupełnie różne rzeczy!

Jawność ma znaczenie

Jak pokazują ostatnie lata, jawność może wpływać na rzeczywistość, to dzięki niej politycy wielokrotnie musieli się tłumaczyć ze swoich decyzji, a nawet z nich wycofywać – dobrym przykładem są nagrody w rządzie.

Oczywiste jest, że każdy z uzyskanych informacji może wyciągnąć inne wnioski i dobrze. Przecież prawo do jawności jest częścią wolności wypowiedzi. Jak w przypadku wynagrodzeń w NBP – jedni mogą powiedzieć, że pensje są za niskie, inni, że za wysokie. Ktoś jeszcze uzna, że dopiero wiedza o kompetencjach i zakresie obowiązków pozwoli ocenić wysokość wynagrodzenia. Tu należy zadać pytanie, jak mielibyśmy prowadzić debatę publiczną, debatę w domach, o polityce, która wpływa na nasze życie, bez dostępu do informacji? Nawet profesor Zybertowicz nie mógłby się wypowiadać o życiu politycznym.

Informacja niezbędna do życia

Prawo do informacji jako prawo do wiedzy ma nie tylko charakter „prokuratorski”. Uzyskana wiedza pozwala nam podejmować decyzje decydujące o naszym codziennym życiu. Dostępność planów zagospodarowania przestrzennego, informacji o wydatkach na odśnieżanie, informacji o poziomie edukacji to również część „szalejącej transparentności”.

Niech wiedzą, że patrzymy im na ręce

Politycy, podejmując decyzje, powinni pamiętać, że wiedza o powodach przyjęcia konkretnych rozwiązań i przebiegu procesu decyzyjnego będzie wiedzą dla wszystkich. Jak inaczej ma działać demokracja?

Niech transparentność szaleje

„Szalejąca transparentność”. Cieszę się, że ktoś użył tego sformułowania i że dla aktywistów/tek, dziennikarzy/rek, transparentność stała się oczywistością. Ale najbardziej cieszę się z tego, że kiedy rozpoczyna się publiczna dyskusja na ważny temat, jak w przypadku tej o zarobkach w NBP, coraz więcej osób korzysta z dostępu do informacji i wysyła wnioski, by ustalić fakty.

Wiem, że prof. Zybertowicz nie jest odosobniony w swojej opinii, co tylko pokazuje, że jawność jest ważna i uwiera polityków. W przeciwnym razie nie byłaby kwestionowana czy też podważana. Przypomnieć należy, że administracja wielokrotnie wskazywała, że należałoby w końcu „ukrócić” nadużywanie jawności. Skoro padają takie postulaty, to – raz jeszcze podkreślam – jawność działa i po prostu boli, a ma boleć, jeśli chce się coś ukryć.

Za mało pytamy

Dwie ważne informacje. Wciąż za mało pytamy. Nasze dane pokazują, że w gminach pytań o to, co robią lokalne władze, jest za mało (Polskie gminy i dostęp do informacji publicznej). Natomiast sądy administracyjne niekiedy niezbyt chętnie podchodzą do jawności. Przykładem takiego orzecznictwa są m.in. dwa cytowane poniżej wyroki:

Dlatego poddanie tego procesu ścisłej kontroli społecznej byłoby niecelowe i utrudniłoby wewnętrzny proces kształtowania się stanowisk uzgadniania i ścierania się opinii dotyczących istniejącego stanu rzeczy, jego oceny oraz ewentualnej potrzeby zmian.

(I OSK 2499/13) – sprawa dotyczyła jawności tzw. opinii OFE

Procesowi podejmowania decyzji nie jest konieczna społeczna kontrola na każdym jego etapie. Zasadne wręcz jest twierdzenie, że kontrola taka mogłaby zakłócić jego przebieg, ponieważ każda ze zgłoszonych propozycji podlegałaby społecznemu i przedwczesnemu osądowi. Tymczasem podjęcie w procesie tworzenia projektu ustawy decyzji właściwej co do jego treści wymaga wyeliminowania, w atmosferze rozwagi i spokoju, rozwiązań nietrafnych, zagrażających chronionym konstytucyjnie dobrom, czy też niefunkcjonalnych. Nietrafny jest przy tym zarzut, że przyjęcie takiego poglądu za trafny, wyklucza społeczny nadzór nad tworzeniem projektu aktu prawnego. W momencie, kiedy projekt taki zyskuje walor oficjalności, zostaje przedstawiony opinii publicznej przez organ, który go stworzył, podlega społecznym konsultacjom i społeczeństwo może mieć wpływ na jego treść.

 (I OSK 666/12) – sprawa dotyczyła jawności procesu legislacyjnego

Wyroki te wpłynęły znacząco na zmniejszenie jawność w Polsce i utrudniły w rzeczywistości kontrolę władzy publicznej.

Życzę prof. Zybertowiczowi, aby jawność dalej szalała i aby zawsze miał dostęp do wiedzy o tym, co robią politycy, jak podejmują decyzje, jak wydatkują nasze pieniądze, aby po prostu mógł wykonywać zawód socjologa i w pełni korzystać z konstytucyjnego prawa do badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, które bezwzględnie jest częścią wolności wypowiedzi, a tej nigdy za mało i niech nam nigdy się nie wyszaleje, bo stanowi fundament demokracji.

 

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. żółw informacyjny

    Kto więc zażąda tych dwu dokumentów?
    Listu i projektu.
    “List Ambasador Stanów Zjednoczonych Georgette Mosbacher do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka jest datowany na 25 października 2018 r. Jak wynika z przebiegu procesu legislacyjnego, prace nad projektem ustawy nie zostały wstrzymane. Nieprawdą jest, że pod wpływem listu Pani Ambasador nastąpiła ingerencja Ministerstwa Infrastruktury w rozwiązania zawarte w projekcie. Główne propozycje rozwiązań od początku procedowania ustawy nie uległy zmianom” – oświadcza resort infrastruktury.”

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *