Radca prawny powiatu pełni funkcję publiczną

Radcowie prawni są bardzo ważnymi pracownikami urzędów obsługującymi organy władzy publicznej.  Mają realny wpływ na decyzje instytucji, w której pracują, dlatego pełnią funkcję publiczną, a obywatele i obywatelki mają prawo wiedzieć o ich poczynaniach związanych z zatrudnieniem na rzecz danego organu. Niestety nie dla wszystkich jest to oczywiste.

We wrześniu 2021 roku zwróciłem się do Starosty Legionowskiego z wnioskiem o udostępnienie w trybie dostępu do informacji umów o świadczenie obsługi prawnej kierowanego przez niego starostwa, w tym umów o pracę zawartych z zatrudnionymi na etacie radcami prawnymi.  Starosta Legionowski stwierdził jednak, że nie może spełnić mojego żądania, gdyż naruszyłoby to ochronę prywatności osób fizycznych zatrudnionych przez urząd. Jego zdaniem stanowisko radcy nie wiąże się z pełnieniem jakiejkolwiek funkcji publicznej, zatem brak jest podstaw do udostępnienia tych informacji.

Nie zgadzając się z tą oceną, skierowałem od decyzji odmownej odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie. Wskazałem w nim, że radcowie prawni samorządu pełnią bardzo ważne funkcje publiczne, gdyż kształtują rozstrzygnięcia i stanowiska zatrudniającego ich organu i mają realny wpływ na podejmowane przez niego decyzje.  

Zapadłe w sprawie rozstrzygnięcie niestety nie było dla mnie zaskoczeniem. Członkowie Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie (również będący radcami i radczyniami prawnymi) nie po raz pierwszy w moich sprawach wykazali się niezrozumieniem dla jednego z najbardziej podstawowych praw człowieka, jakim jest prawo do informacji. Stwierdzili bowiem w swoim rozstrzygnięciu, że żądana przeze mnie informacja publiczna… nie jest informacją publiczną, zatem tryb jej udostępnienia, w tym również procedura odmowy udostępnienia z uwagi na inne dobra prawnie chronione, również nie ma w tym przypadku zastosowania. Dlatego organ pierwszej instancji powinien „zwykłym pismem” poinformować mnie, że moje żądanie nie dotyczy informacji publicznej (co wkrótce uczynił).

Nie zgadzając się ze stanowiskiem SKO, skierowałem do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie sprzeciw od decyzji (mimo błędnego pouczenia, że od decyzji przysługuje skarga), w którym powtórzyłem argumentację odwołania i wskazałem, że organ nie tylko błędnie zinterpretował i zastosował przepisy prawa, ale także nie wykazał zaistnienia przesłanek uchylenia decyzji organu pierwszej instancji i przekazania mu sprawy do ponownego rozpatrzenia – z uwagi na całkowitą błędność argumentacji zawartej w decyzji. Nadmieniłem także, że wykonanie przez Starostę Legionowskiego decyzji SKO naraziłoby organ pierwszej instancji na uzasadniony zarzut bezczynności.

W wyroku z dnia 30 marca 2022 roku (sygn. akt II SA/Wa 3848/21) WSA w Warszawie, rozpatrując moją sprawę, wskazał, że:

(…) informacja będąca przedmiotem wniosku stanowi informację publiczną w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznych. (…) [R]adca prawny wykonuje funkcje publiczne w rozumieniu art. 5 ust. 2 u.d.i.p. Świadcząc pomoc prawną na rzecz podmiotu, który go zatrudnia ma istotny i realny wpływ na zarządzanie sprawami tego podmiotu odnoszącymi się do sfery publicznej (por. wyroki: WSA w Warszawie z dnia 22 listopada 2017 r. sygn. akt II SA/Wa 964/17; wyrok WSA we Wrocławiu z dnia 8 grudnia 2020 r. sygn. akt IV SA/Wr 373/20; publ. j.w.). Tym samym radca prawny zatrudniony w urzędzie jednostki samorządu terytorialnego jest osobą pełniącą funkcje publiczne w rozumieniu art. 5 ust. 2 u.d.i.p., zaś wnioskowana informacja ma związek z pełnieniem tych funkcji. (podkreślenie własne autora)

Zgodnie z przepisami prawa wyrok uwzględniający sprzeciw jest prawomocny z chwilą jego wydania, dlatego SKO nie pozostało nic innego, jak uchylić decyzję Starosty, a ja po ośmiu miesiącach uzyskałem dostęp do interesujących mnie dokumentów dotyczących osób pełniących funkcje publiczne w moim powiecie (umowy udostępnione przez starostwo). Dostęp, który mi, jako obywatelowi, po prostu się należy, a na wnioskowane dokumenty powinienem czekać nie osiem miesięcy, a 14 dni.

O ile jeszcze można zrozumieć wątpliwości organu pierwszej instancji co do ochrony prywatności, tak dziwić może postawa lokalnego samorządowego kolegium odwoławczego, które stwierdziło, że do informacji w ogóle nie można stosować przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. SKO powinno być organem, który udzieli osobie odwołującej się stosownej ochrony prawnej, tymczasem w mojej sprawie potrzebna była dopiero interwencja sądu, aby mój wniosek był rozpatrzony zgodnie z prawem.

To nie jest informacja publiczna

Niepokoi mnie trend uznawania wnioskowanych informacji za „niestanowiące informacji publicznej”, a co za tym idzie, całkowicie bezzasadnego ograniczania naszego prawa człowieka. Co więcej, taki sposób rozpatrzenia wniosku pozbawia nas naszego obywatelskiego prawa do poddania sposobu załatwienia sprawy odpowiedniej kontroli instancyjnej, gwarantowanego w art. 78 Konstytucji RP. Odmowa udzielenia informacji powinna bowiem następować w drodze decyzji odmownej, od której możemy się odwołać, i tylko wtedy, kiedy naprawdę jest to uzasadnione. W tej sprawie sąd co prawda uznał, że żądana przeze mnie informacja powinna być mi udostępniona, ale przecież zdarza się też inaczej. Zamiast rozstrzygać w sprawie ewentualnego ograniczenia prawa do informacji, sądy oceniają, czy dana informacja dotyczy spraw publicznych albo czy dana osoba pyta w trosce o dobro publiczne.

„Informacji publicznej” nie da się zdefiniować logicznie inaczej, niż każdą informację znajdującą się w zasobach publicznych. Nielogiczne jest zaś stanowisko sądów, że urzędy mają również informacje niepubliczne, które w ogóle nie podlegają ustawie. Jeśli coś powinno być niepubliczne, z uwagi na np. ochronę prywatności lub bezpieczeństwo państwa, to rolą organu jest wydać uzasadnioną i przekonującą decyzję administracyjną, od której przysługuje nam odwołanie. Ale fakt ten nie wpływa na to, że dalej jest to informacja publiczna.

Muszę stwierdzić, że zwykły obywatel chcący skorzystać ze swojego prawa człowieka, a nie zajmujący się na co dzień prawem do informacji, tak jak nasza organizacja, naprawdę nie może uczynić tego w łatwy sposób. Bardzo często trzeba chodzić do sądu, a nie każdy ma ochotę, pieniądze i czas na tego typu „rozrywki”. Prowadzi to do zniechęcenia. W mojej ocenie niektóre urzędy i sądy stają się coraz bardziej kreatywne i konsekwentne w ograniczeniu naszego prawa we wprost niezgodny z prawem sposób. Trudno dociec, z czego to dokładnie wynika, prawdopodobnie z pokutującej wciąż w naszym społeczeństwie „kultury tajemnicy”.

Dostęp do informacji nie może być też traktowany jako sprawa błaha, wręcz przeciwnie, jest to bardzo poważna sprawa, gdyż warunkuje wszystkie inne prawa. Dlatego tak ważne są działania na rzecz ochrony prawa do informacji. W razie problemów z uzyskaniem informacji, do dyspozycji pozostaje bezpłatna poradnia prawna Watchdoga oraz poradniki na naszych stronach.

* tegoroczny maturzysta i absolwent technikum ekonomicznego, przyszły student prawa. Członek Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska od października 2020 roku. Aktualnie większość jego czasu zajmuje ochrona i aktywne korzystanie z prawa do informacji, które uznaje za jedno z najważniejszych praw człowieka. Poza tym pasjonuje go ciągłe zgłębianie wiedzy, niezależnie od dziedziny. W chwili przerwy nie pogardzi dobrą książką oraz wycieczkami rowerowymi.

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. FOIA

    “W mojej ocenie niektóre urzędy i sądy stają się coraz bardziej kreatywne i konsekwentne w ograniczeniu naszego prawa we wprost niezgodny z prawem sposób. Trudno dociec, z czego to dokładnie wynika, prawdopodobnie z pokutującej wciąż w naszym społeczeństwie „kultury tajemnicy”.

    Tak to tegoroczny maturzysta powiedział to samo, co powiedziała kilkadziesiąt lat temu na ulicy Sapieżyńskiej w Warszawie, zaproszona przez Fund. SB zza Oceanu Atlantyckiego profesor prawa używając w swoim wystąpieniu, określenia opisującego kraje z panującym w nich syndromem: kraju kultury tajemnicy (KKT).

    1. zaszokowana

      Czyżby oznaczało to że polski maturzysta sam zrozumiał i wie to (syndrom KKT) co wie już od lat kilkudziesięciu profesura amerykańska a polska profesura do dzisiaj NIE WIE?
      Czy ona czyta naukową literaturę przedmiotu?

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *