Skończmy z tą rozliczalnością – postanowili rządzący

pixabay.com

Jest takie angielskie słowo „accountability”. Dotyczy sfery publicznej i tego, jak rządzą rządzący. Nigdy nie dawało się go dobrze przetłumaczyć na język polski. Bo wprost tłumaczone – jako „rozliczalność” – brzmiało zbyt obcesowo. Obchodzono tę niezręczność słowem „odpowiedzialność”. Ale ono jest z kolei za delikatne. Chodzi bowiem bardziej o to, że rządzący, decydenci, każdy, kto coś robi w sferze publicznej, może zostać pociągnięty do odpowiedzialności za to, jak podejmował decyzje. Czy dołożył należytej staranności? Czy podjął działania w dobrej wierze? Czy podejmując decyzję kierował się prawem? Czy dobrze wykonał swoją pracę?

Warunkiem istnienia takiej odpowiedzialności przed obywatelami jest jawność. Dlatego watchdogi prawa do informacji – tacy jak Sieć Obywatelska Watchdog Polska – mają mniejszy problem z używaniem słowa „rozliczalność”. Tak, my chcemy umożliwić opinii publicznej rozliczanie rządzących. Ci zaś rozpoczęli 2021 rok od zaproponowania zmian do ustawy, która ma nam to uniemożliwić. Chodzi o ustawę o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz niektórych innych ustaw [LINK]

Całkowite zaćmienie

Przedłożona ustawa nie jest pierwszym utrudnieniem w rozliczaniu rządzących. Poprzedzał ją długi proces.

Zaczęło się od utrudniania dostępu do informacji poprzez ignorowanie istniejącego prawa lub też jego „niby-używanie”, ale tak naprawdę sprowadzenie do absurdu. Zaczęto zastanawiać się, czym jest, a czym nie jest „informacja publiczna”. Sądy administracyjne w wielu wypadkach również orzekały na niekorzyść jawności. A że robi się to już prawie od dekady, to dziś obywatel nie dowie się, co działo w Sejmie RP, jeśli posiedzenie zostanie nagrane na kamerę opłacaną z pieniędzy publicznych, ale przeznaczoną do pilnowania porządku, a nie do nagrywania obrad. I choćby z nagrania miało wynikać, że obrady przebiegały nieprawidłowo – to system obsługi władzy ustawodawczej wespół zespół z władzą sądowniczą już skutecznie obronił sprawę przed okiem opinii publicznej [wyrok dotyczący nagrań obrad w Sali Kolumnowej Sejmu 16.12.2016]. Użyły przygotowanego w orzecznictwie konstruktu „dokumentu wewnętrznego”, tym razem nazwanego „dokumentem technicznym” [Posiedzenie w Sali Kolumnowej i wydarzenia przed Sejmem RP a “sprawa publiczna”]

Jak się jednak okazało, sprawa mogłaby dotrzeć do opinii publicznej nie ze źródeł bezpośrednich, a za pośrednictwem mediów i konkretnego sędziego – Igora Tulei. To on otrzymał do rozpatrzenia zażalenie na odmowę wszczęcia śledztwa przez prokuraturę, w sprawie rzekomych nieprawidłowości w obradach 16 grudnia 2016 roku. Nakazał, by śledztwo zostało wszczęte i zapewnił opinii publicznej dostęp do wiedzy, dlaczego to śledztwo wszcząć należy, poprzez zaproszenie dziennikarzy na ogłoszenie wyroku (Czy sędzia Tuleya zostanie męczennikiem jawności?). I to doprowadziło go do sprawy karnej, którą władza wykonawcza wytacza właśnie jemu. Pretekstem jest to, że postępowanie przygotowawcze w prokuraturze objęte jest tajemnicą. W demokratycznym państwie prawa nic nie jest bezwzględne i działania prokuratury znajdują się pod kontrolą sądów. No, ale tak dzieje się w demokratycznym państwie prawa.

Tak więc mamy już nie tylko „dokument wewnętrzny”, ale także złamanie „niezawisłości sędziowskiej”. Ale władzy mało.

20 stycznia 2021 r. miało się odbyć pierwsze czytanie ustawy która zapewni, by ślady wszystkiego, co się wydarzyło w tak kontrowersyjnych sprawach, zostały zatarte raz na zawsze [Link do stenogramu Sejmu, w którym mowa o zdjęciu z porządku obrad]. Rządzący chcą przyjąć prawo, które całkowicie zamknie akta postępowań przygotowawczych przed okiem opinii publicznej. Jednym słowem, jeśli za pomocą ręcznego sterowania składami sędziowskimi i prokuraturą, postępowanie w sprawie obrad z 16 grudnia 2016 nie będzie rozpoczęte, to nikt nigdy nie zajrzy do akt, by „rozliczyć”, co tam się naprawdę wydarzyło.

Nikt nie rozliczy rządzących przed wyborami, nikt nie poniesie odpowiedzialności, zanim nie zmieni się prawo, ale być może będziemy słuchać opowieści jak z alternatywnej rzeczywistości, snutej przez media publiczne, które są podporządkowane rządzącym.

A takich historii, która władza będzie chciała ukryć, jest mnóstwo i będzie coraz więcej. Tu przecież nie chodzi o tę jedną sprawę dotyczącą obrad z 16 grudnia 2016 r. Chodzi też o śledztwa w sprawie sędziów, którzy nie chcieli zgodzić się na areszty członków zarządu Grupy Azoty Zakłady Chemiczne S.A. w Policach. Doniesienie o przestępstwie złożyć miał nowy zarząd spółki z nominacji PiS, na stary zarząd z nominacji PO. Po odmowie aresztowania menedżerów spółki, które – jak donosiły media – miało być słabo uzasadnione, pojawiła się medialna ocena pracy sędziów dokonana przez Ministra Zbigniewa Ziobro. Szczecińska prokura wszczęła dochodzenie o przekroczenie uprawnień przez sędziów odpowiedzialnych za wyznaczanie składów sędziowskich do rozpoznania wniosków i zażaleń składanych przez prokuraturę. Sprawę przeniesiono do Gdańska. Tam umorzono postępowanie [pismo o umorzeniu]. Ale przecież to, co się wydarzyło, nigdy nie powinno mieć miejsca. A akta tej sprawy mogą potwierdzać nadużycia. Jeśli zmiana w ustawie wejdzie w życie, nikt już do nich nie zajrzy. [Więcej Czy poznamy postanowienia sądu w sprawie tzw. afery polickiej?],

A co z licznymi sprawami dotyczącymi całkiem niedawnej sprawy przekazywania przez wójtów, burmistrzów, prezydentów spisów wyborców Poczcie Polskiej S.A. bez podstawy prawnej? Chodzi o nieodbyte wybory z 10 maja 2020. Większość prokuratorów wije się, by nawet nie wszczynać śledztwa, potem je umarzają. Czy to, jak prowadzą te sprawy będzie kiedyś przedmiotem oceny? Czy ktoś oceni jakość pracy tych prokuratorów?

Nie rozliczymy rządzących z niczego, jeśli pozwolimy im tworzyć prawo, które de facto odbiera nam nasze prawo do wiedzy o tym, jak rządzą.

Jak wyglądają proponowane przepisy?

Kontrowersje dotyczą Art. 2. Proponowanych przepisów:

W ustawie z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks postępowania karnego (Dz. U. z 2020 r, poz. 30, 413, 568, 1086 i 1458) wprowadza się następujące zmiany:

1)       w art. 156:

  1. a)  w § 5 zdanie pierwsze otrzymuje brzmienie:

„§ 5. Jeżeli nie zachodzi potrzeba zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania lub ochrony ważnego interesu państwa, w toku postępowania przygotowawczego stronom, obrońcom, pełnomocnikom i przedstawicielom ustawowym udostępnia się akta, umożliwia sporządzanie odpisów lub kopii oraz wydaje odpłatnie uwierzytelnione odpisy lub kopie.”,

  1. b)  po § 5a dodaje się § 5b w brzmieniu:

„§ 5b. Przepis § 5 stosuje się odpowiednio do udostępniania akt zakończonego postępowania przygotowawczego.”

Brzmi niewinnie? To tłumacząc – jeśli prokurator jednak uzna, że zachodzi potrzeba ochrony ważnego interesu państwa, to nie udostępni nikomu akt. Ale co ważniejsze, do tej pory akta z zakończonych postępowań przygotowawczych udostępniane były na wniosek o informację publiczną. Nie dla stron i innych osób związanych ze sprawą. Dla każdego. I to się właśnie ukróci. To, co pozwoliłoby nam wyrobić sobie opinię opartą na faktach i rozliczyć rządzących.

A co to jest postępowanie przygotowawcze w prokuraturze? To wszystko to, co prowadzi do wniesienia lub nie wnoszenia aktu oskarżenia. Zabezpieczanie dowodów, ustalanie osób pokrzywdzonych, charakteru sprawy itp. Czyli to, gdzie pracę można wykonać w sposób bezstronny lub nie, staranny lub nie, niezależny lub nie. To jest właśnie to, co powinno interesować obywatela. Zwłaszcza w sprawach, w których przed aktem oskarżenia kogoś się oczernia, gdzie masowo łamie się prawa obywatela, gdzie prawo dotyczące obywateli tworzy się z pominięciem procedur, gdzie narusza się zasady demokratycznego państwa prawa.

Sejmowi specjaliści od prawa unijnego, karnego i zapobiegania terroryzmowi

Na marginesie całej sprawy, w której intencje kryjące się za pomysłem na te przepisy są aż nadto oczywiste, warto zauważyć piętrową konstrukcję wnoszenia zmian.

Po pierwsze bowiem zmiany wywołane mają być implementacją do polskiego porządku prawnego przepisów Unii Europejskiej (dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2017/541 z 15 marca 2017 r. w sprawie zwalczania terroryzmu). Próżno jednak szukać związku tych przepisów ze zwalczaniem terroryzmu. Nawet w uzasadnieniu nie spróbowano dokonać takiego zabiegu, ograniczając się do metody „kanapki”. Uzasadnienie dotyczące zwalczania terroryzmu znajdują się przed i po fragmencie uzasadnienia dotyczącego odcięcia opinii publicznej od możliwości kontrolowana działań prokuratury. Są wprowadzane następującym zdaniem: „jednoznaczne uregulowanie zasad dostępu do akt zakończonego postępowania przygotowawczego, mogące mieć istotne znaczenie w odniesieniu do przestępstw terrorystycznych (modyfikacja art. 156 § 5 i proj. art. 156 § 5b k.p.k.)”.

Projektowane przepisy nie wskazują jednak na to, że chodzi o przestępstwa terrorystyczne. Jednoznaczne jest, że są to wszelkie przestępstwa, a ochrona ma wynikać z tego, że może w aktach nie ma informacji publicznej, a może są tam czyjeś prywatne sprawy, a może prokuratura jeszcze wróci do sprawy.

Po drugie implementacją dyrektywy zajęli się posłowie, a nie rząd. Jest to – nawet jak na polską praktykę ostatnich lat – sytuacja dosyć nietypowa. Zazwyczaj za proces implementacji dyrektyw odpowiada jakieś ministerstwo czy urząd. Czyli władza wykonawcza. Można się oczywiście zastanawiać czy to słuszne, ale na razie taka jest praktyka.To ta władza ma specjalistów z danej dziedziny. To jej urzędnicy mają za zadanie interesować się debatą wokół implementacji dyrektyw, analizować jakie są problemy, często biorą udział w jej przygotowywaniu. A tu nagle posłowie, w tym posłowie zajmujący się głównie rolnictwem, oświatą i zdrowiem, zabrali się implementację dyrektywy. Pogratulować odwagi i kompetencji. Na rządowym portalu legislacja.gov.pl, w ostatnim roku znalazło się 50 projektów ustaw implementujących do polskiego porządku prawnego prawo unijne. A na sejmowym portalu tylko jeden taki projekt w ciągu roku – ten właśnie omawiany.

No i oczywiście szybka ścieżka, jaką nadaje się ustawom w Sejmie nie pozwala przygotować solidnych opinii i zabrać głosu. Zresztą, nikt go nie musi słuchać i tego nie robi. A w razie, gdyby ktoś mówił, że jednak warto się zastanowić, ktoś inny powie: „Ale przecież to prawo unijne, musimy je przyjąć”. Unia kazała. I może nawet niedługo w mediach publicznych usłyszymy, że ta Unia Europejska to raz jest za praworządnością, a innym razem twierdzi że jej własne dyrektywy łamią praworządność.

 

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. czytelnik

    ” okazało się, że pierwszego czytania, zaplanowanego na 20 stycznia 2021 jeszcze nie było. W stenogramie z posiedzenia Sejmu, z wczoraj, czytamy “Po zasięgnięciu opinii Konwentu Seniorów podjęłam
    decyzję o skreśleniu z porządku dziennego bieżącego
    posiedzenia punktów (…) Pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz niektórych
    innych ustaw, druk nr 867.”. Sytuacja nie przestaje być groźna, ale jeszcze przed nami”
    Może ten ten dobry artykuł, do tej decyzji Witek jakoś się przyczynił.

    1. o abecadle

      Obsługujący tą władzę polscy prawnicy (“technolodzy”), przy pomocy” chyba jedynego ze znanych im praw a mianowicie systemu prawa pozytywnego, zmierzają do celu jakim jest uczynienie z praw człowieka ujawnionych przez ludzkość w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka “wydmuszki”.
      W tym przypadku z prawa, zapisanego w art. 19-tym Deklaracji.

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *