Oskarżony oskarżyciel? – przed sądem z Fundacją Lux Veritatis

Podczas czwartej rozprawy w sprawie Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska przeciw Fundacji Lux Veritatis sąd przesłuchał trójkę świadków: Szymona Osowskiego, prezesa zarządu Watchdoga oraz dwie pracownice Fundacji. W odróżnieniu od oskarżonych, którzy w czerwcu mierzyli się jedynie z pytaniami swoich obrońców i sądu, prezes Watchdoga musiał odpowiadać na pytania trójki obrońców oskarżonych, samej oskarżonej Lidii Kochanowicz-Mańk, prokuratora oraz sądu.

Pod gradem pytań

Jako pierwszy zeznania w sprawie składał Szymon Osowski. Na początku odpowiadał na pytania sądu. Tłumaczył, że jednym z prowadzonych przez stowarzyszenie działań jest weryfikacja wydatków publicznych. Fundacja Lux Veritatis nie jest tutaj wyjątkiem. W 2016 roku, po doniesieniach medialnych związanych z NFOŚiGW i ugodzie podpisanej po zmianie rządu, chcieliśmy się bliżej przyjrzeć sprawie wydawanych przez fundację środków publicznych.

Następnie do zadawania pytań przystąpili obrońcy. Można było odnieść wrażenie, że oskarżonym nie jest zarząd Fundacji Lux Veritatis, a nasze stowarzyszenie. Adwokat Lidii Kochanowicz-Mańk dociekał m.in., na czym polegało niedopełnienie ciążącego na zarządzie Lux Veritatis obowiązku. Osowski wyjaśnił, że nie został wykonany wniosek pierwotny: Do dziś nie została udzielona odpowiedź na ten wniosek w zakresie punktu nr 2. Przedstawiciel oskarżonej dopytywał też, dlatego nie satysfakcjonuje nas to, co dostaliśmy, na co prezes Watchdoga wskazał, iż: Nie dostaliśmy kluczowych informacji dla kontroli społecznej, wydatkowania środków publicznych.

Kto finansuje Watchdoga?

Obrońcy pytali o źródła finansowania stowarzyszenia (można zobaczyć w naszym BIP), ale także o to, kto odbiera pocztę w naszym biurze, kto ją skanuje oraz, kto wydaje nam polecenia. 

Analizie adwokatów oskarżonych poddany został również nasz statut. Wyrażali oni też zdziwienie, że prawo do informacji jest prawem człowieka. Sugerowali nam złe intencje. Osowski tłumaczył, że każdy może pytać o informacje, nie trzeba wykazać interesu.

Padło również pytanie, co Watchdog Polska robi dla środowisk katolickich, prawicowych i konserwatywnych. Osowski wyjaśnił, że w ramach naszej poradni prawnej udzielamy co roku kilku tysięcy porad, nie pytając zgłaszających się do nas osób o ich przynależność czy poglądy. Każdy może u nas uzyskać pomoc w sprawie dostępu do informacji. Wskazał przy tym, że pomagaliśmy m.in. radnemu z PiS i radnym z Platformy Obywatelskiej. Odpowiedź, że nie pytamy o światopogląd nie usatysfakcjonowała jednak obrońcy. Pod koniec, sąd coraz częściej precyzował pytania zadawane przez obrońców, dopytując co próbują ustalić, gdyż w kolejnych zdaniach coraz bardziej oddalali się od przedmiotu sprawy.

Kto wydaje polecenia Watchdogowi?

Pytanie Osowskiemu zadała także oskarżona Lidia Kochanowicz-Mańk. Chciała wiedzieć, czy wykazaliśmy interes publiczny. Osowski odpowiedział, że jego zdaniem była to informacja prosta, nie wymagająca wykazania interesu. Na koniec pytanie zadał jeszcze nasz pełnomocnik: czy stowarzyszenie w niniejszej sprawie działało na zlecenie zagranicznych podmiotów? Nie, nie działało – odpowiedział Osowski. Takie określenie ma na celu dyskredytowanie organizacji. W ten sposób mówi się o organizacjach w Rosji i na Węgrzech. Są to twierdzenia bezpodstawne. Nasze finansowanie jest w pełni transparentne. Każdy może zobaczyć nasze wydatki i przychody. Nikt na nas nigdy nie wpływał.

Następnie rozpoczęło się przesłuchanie pracownic biura Fundacji Lux Veritatis. Sąd próbował ustalić czy wiedzą coś o sprawie z naszym stowarzyszeniem. Jako pierwsza odpowiadała pracownica księgowości.

Ludzie pytają o informacje

Sąd pytał, kto w fundacji zajmuje się kwestią odpowiedzi na wnioski o dostęp do informacji publicznej, jak pomiędzy sobą komunikuje się zarząd fundacji, czy pozostali członkowie zarządu odwiedzają biuro w Warszawie. Pracownica zeznała, że w fundacji zdarzają się niedobory kadrowe, że jest dużo pracy w stosunku do zatrudnionych osób. Nasz pełnomocnik zapytał z kolei o adresy e-mailowe, którymi się posługuje, kto miał do nich dostęp. Pytał, czy maile wysłane ze wskazanego adresu były autorstwa pracownicy, ale nie potrafiła udzielić odpowiedzi na to pytanie.

Obrońca zapytał świadkinię o to, czy w związku z tą sprawą spotkały ją przykrości? Tak, zdarzało się, że przychodzili ludzie z zewnątrz i pytali o informację publiczną – odpowiedziała. Obrońca Jana Króla zapytał, czy choroba członka zarządu, która trwała dwa lata (w okresie 2016-2017) miała wpływ na jego funkcjonowanie Fundacji? Pracownica poinformowała sąd, że Jan Król praktycznie w tym czasie nie uczestniczył w działaniach fundacji. Swoją przełożoną – Lidię Kochanowicz-Mańk scharakteryzowała jako kompetentną, dużo wymagająca od siebie, która decyzje podejmuje kategorycznie i stanowczo.

Połowiczna odpowiedź

Jako druga zeznawała kierowniczka ds. promocji. Jak się okazało, była odpowiedzialna za przygotowanie załącznika do częściowej odpowiedzi, którą otrzymaliśmy w 2017 r. Pracownica wyjaśniła, że w listopadzie 2016 roku została poproszona o przygotowanie odpowiedzi na nasz wniosek. Jej zadaniem było przygotowanie kompletnej odpowiedzi. Było to pracochłonne, okres dotyczący odpowiedzi był bardzo długi, wykraczał poza 5 lat wstecz, co oznacza, że część dokumentów była już zarchiwizowana. W jej ocenie odpowiedź przygotowana dla nas zawierała odpowiedź na złożony wniosek. Nie zawierała tego, co było niemożliwe do wykonania, czyli wydatków. Gdyby miała dokładnie pokazać wydatki musiałaby posługiwać się współczynnikami, np. podzielić roczna opłatę za koncesję lub czas pracy pracowników, a to było niemożliwe do wykonania. Wskazała, że po otrzymaniu odpowiedzi, umieściliśmy przygotowane przez nią zestawienie na stronie, obiecując przygotowanie analizy, ta się jednak nie pojawiła. 

Na co Watchdog wydaje pieniądze?

Następnie wygłosiła mowę, w której wskazała, że poza naszymi wnioskami z 2016 i 2017 r., wnioski do fundacji złożyła także aktywistka związana z naszym stowarzyszeniem (Alina Czyżewska). Wskazała też, że kolejny wniosek od nas wpłynął w trakcie pandemii. Oskarżyła, że nie informujemy, o wnioskach, na które fundacja udzieliła odpowiedzi i utrzymujemy, że Lux Veritatis nie odpowiada na wnioski.

Zreferowała również sądowi jak wyglądały nasze przychody z 1% w ciągu ostatnich lat oraz jak wyglądała ostatnia kampania 1%. Podkreśliła, że dzięki temu, że jedną z 6 twarzy naszej kampanii był Tadeusz Rydzyk, udało nam się podwoić przychody z 1%. Wskazała również, że z tych pieniędzy stowarzyszenie finansuje wydatki związane z wynagrodzeniami, w  tym wynagrodzenia zarządu, mecenasa Adama Kuczyńskiego oraz Aliny Czyżewskiej (od 2019 r. pracownicy stowarzyszenia). Zasugerowała też, że naszym celem jest przeciąganie sprawy. 

Jawność Lux Veritatis…

Nasz pełnomocnik zapytał o formę prowadzenia rejestru umów. Najpierw pracownica poinformowała, że prowadzony jest papierowo, następnie poinformowała o arkuszu kalkulacyjnym. Mecenas Kuczyński zapytał również o to, jaki ma zakres obowiązków i czy ma wpisane przygotowywanie odpowiedzi na wnioski o informację. Odpowiadając na pytania obrońców wyjaśniła, że przygotowanie załącznika do odpowiedzi wymagało od niej bardzo dużo pracy i było uciążliwe, a pani dyrektor Kochanowicz-Mańk zależało na tym, żeby opisy były jak najbardziej szczegółowe.

Obrońca dopytał, czy były jakieś wytyczne, żeby o czymś nie informować? Nie – odpowiedziała. Dodała też, że istniejący rejestr umów nie obejmuje  całego okresu, który musiała przeanalizować: Przeglądałam i czytałam te umowy, które wydawało mi się, mogą być ze środków publicznych. Przygotowanie odpowiedzi wiązało się dla nas z pracą po godzinach – wyjaśniła. 

… vs jawność Fundacji Nasza Przyszłość

Sąd zapytał świadkinię o związek z fundacją Nasza Przyszłość [w tym samym okresie do fundacji wysłaliśmy podobny wniosek jak do Lux Veritatis – przypis MB]. Pracownica wyjaśniła, że w Naszej Przyszłości ma umowę na obsługę zarządu oraz pomaga w przygotowaniu odpowiedzi na wnioski o informacje. Tam udzielono kompletnej odpowiedzi zostały wskazane szczegółowe wydatki. Dlaczego tam się udało? – dociekał sąd. Kierowniczka wyjaśniła, że w tym przypadku przygotowanie odpowiedzi było proste, wystarczyło wyeksportować dane z programu. 

W sądzie nie stawiła się księgowa fundacji, przebywa na urlopie. Będzie zeznawać podczas kolejnej rozprawy, którą zaplanowano na 14 października. Początek o godz. 9.00.

 

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. Niech Bóg broni

    Jeśli, jak wreszcie Rydzyk oświadczył głośno w sądzie, Fundacja Lux Veritatis, czyli również Telewizja Trwam to PODMIOTY PRYWATNE, to nasuwa się kilka pytań:
    1. Skoro prywatne, to kto jest ich właścicielem, bo do niedawna Rydzyk bajtlował emerytów, że Matka Boska?
    2. Jeśli prywatne, to jakim swędem Episkopat przy okazji walki o miejsce TT na multipleksie ogłaszał, że Telewizja Trwam to “podmiot kościelny”?
    3. Skoro prywatne, to ile jeszcze prywatnych podmiotów otrzymuje od państwa publiczne środki finansowe, z których nie musi się rozliczać przed podatnikami?
    4. Jakim cudem księgowa Lux Veritatis nie jest w stanie ustalić, które umowy zostały opłacone ze środków publicznych, a które np. z gotówki przekazywanej Rydzykowi w kopertach?

    1. Marek

      Podmiot prywatny to podmiot w którym państwo nie ma pakietu większościowego. Wszystkie spółki kościelne, fundacji i stowarzyszeń to podmioty prywatne. Każdy podmiot prywatny może otrzymać strodki publiczne.

  2. smakosz III RP

    “Wyrażali oni też zdziwienie, że prawo do informacji jest prawem człowieka.”
    Mniodzik słodziuteńki.
    Czy można poznać to ich zdziwienie w formie cytatów?

  3. Konik

    “Obrońca zapytał świadkinię…” WHAT?!
    Idziecie drogą gazety wyborczej, która pisała o “nurkiniach”.

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *