Gdy ktoś dostał rozkaz, żeby Cię gdzieś nie wpuścić, chcesz wiedzieć, kto stoi za tym rozkazem i czy został wydany zgodnie z prawem? Gdy Twoje nazwisko trafia do rządowej bazy, chcesz wiedzieć, dlaczego? Gdy prokuratura prowadziła przeciw Tobie bezprzedmiotowe postępowanie, chcesz, by dziennikarze mogli o tym napisać, a winni prześladowań ponieśli karę? Gdy Sejm RP uchwala przepisy, które pozbawiają Cię Twoich praw, chcesz wiedzieć, kto dokładnie o tym zdecydował? Informacji, wiedzy, danych potrzebujesz, by zaprotestować, odwołać się, nagłośnić sprawę. Po prostu po to, by móc funkcjonować bez poczucia, że państwo Cię pokonało i jest przeciw Tobie. Po to, by żyć bez lęku i poczucia, że w każdej chwili możesz zostać przestawiony jak pionek do gry na szachownicy.
Coraz mniej wiemy
Rok 2020 boleśnie pokazał nam, jak niewiele znaczy jednostka w państwie i jak polskie państwo pozbawia nas praw, mając coraz mniej hamulców. Pretekstem był COVID-19. Ograniczenia w poruszaniu się, zamknięte sądy i wiele niejawnych rozpraw, obrady Sejmu i rad gmin, w których nie można było uczestniczyć, a czasem nawet ich obserwować, bezprawne wybory, zakazy demonstrowania czy prawie pełen zakaz aborcji wprowadzony tylnymi drzwiami. W 2021 roku do tych problemów związanych z łamaniem praw doszedł kryzys humanitarny na granicy i śmierć ludzi z powodu tego, jak traktuje ich nasze państwo.
I wszystkim tym naruszeniom praw człowieka towarzyszy systematyczne pozbawianie społeczeństwa prawa do wiedzy o tym, co robi władza/jak działa władza. Od dawna rządzący wybiórczo dokumentują swoje działania – z wielu spotkań nie robi się notatek i protokołów, nie wiadomo, kto w nich uczestniczy, kto i na jakiej podstawie podejmuje decyzje. Celowo korzysta się z prywatnych emaili, by uniknąć niewygodnych dyskusji. Od dawna odpowiedzi na pytania są wymijające. Od dawna manipuluje się informacją, pokazując wybrane fakty ułożone w dowolną historię przez media władzy. Od dawna dopuszcza się do informacji tylko wybrane redakcje i robi się do nich wycieki mające zwiększyć presję na tych, którzy protestują. To obraz Polski. Przyzwyczailiśmy się. Nic nas już nie dziwi. Ale czy tak powinno być?
Bez prawa do informacji
Od 2021 roku zabieranie nam informacji i karanie za jej podawanie przeszło na wyższy, systemowy poziom. Bo choć społeczeństwo jest przyzwyczajone, wciąż są tacy, którzy się buntują. Trzeba ich osamotnić, pozbawić argumentów, ośmieszyć, ukarać.
Od początku 2021 roku władza odebrała nam prawo do wiedzy, jakie rozmowy i działania prowadzi z innymi państwami. Wydaje nam się, że wiele informacji na ten temat pojawia się w mediach. Ale w większości przypadków są to informacje, których nie zweryfikujemy. Bo na początku roku władza wprowadziła ustawę o tajemnicy dyplomatycznej (Co okaże się tajemnicą dyplomatyczną).
Następnie władza odebrała nam możliwość zajrzenia do teczek prokuratorskich. Nie dowiemy się, czy prześladowała jednostki, prowadząc bezpodstawne i zastraszające działania, czy chroniła swoich akolitów, dlaczego wierni prawu prokuratorzy są zsyłani do odległych prokuratur (Drugie czytanie projektu ustawy zamykającej jawność teczek prokuratorskich).
W sierpniu władza odebrała nam wiedzę o tym, czy na granicy z Białorusią działa zgodnie z prawem. Cały naród jest niemym świadkiem śmierci ludzi i nieludzkiego traktowania. Bo fragmentaryczne informacje przebijają się do opinii publicznej. Jedni nie mają dylematów, inni próbują nie wiedzieć, inni chcą działać. Ale to nie zmienia faktu, że wszyscy jesteśmy świadkami. Nie będziemy mogli udawać, że czegoś nie wiedzieliśmy. Władza wielu z nas ułatwiła odwracanie wzroku, ale przygotowała nam wielką traumę narodową na przyszłość. To my zostaniemy rozliczeni z tego, co robi teraz władza, która odebrała nam prawo do wiedzy.
W grudniu władza ostatecznie pozbawi nas wielu instrumentów ochrony naszego prawa do informacji. Wypatroszy ustawę o dostępie do informacji z gwarancji, które sprawiają, że możemy poznać powiązania władzy, potencjalny nepotyzm i prywatę. To my będziemy musieli tłumaczyć, dlaczego pytamy. A władza i jej akolici nie będą zagrożeni żadną realną karą (Polska mówi „pa” jawności i praworządności).
A tymczasem Ci, którzy informację dostarczają, są prześladowani. Sędziemu Igorowi Tuleyi grozi prokurator za to, że powiedział, jak bezprawne było działanie władzy przy tworzeniu prawa (Ile zrobi władza, by ukryć swoje nadużycia?)
. Telewizja TVN była całymi latami szantażowana nieotrzymaniem licencji na nadawanie w Polsce. A dziennikarka Ewa Siedlecka została właśnie skazana w procesie karnym (jeszcze nieprawomocnie) za to, że pisała o tym, jak wyglądały kulisy nagonki na sędziów.
W Dniu Praw Człowieka nie mamy się z czego cieszyć. Polska nie chroni praw człowieka. Jednak to święto jest ważne, gdyż pozwala nam powiedzieć, że ta rzeczywistość jest zła, niewłaściwa. Musimy stawiać jej opór i dążyć do zmiany. Zawsze – gdy klęska jest wielka, i gdy naruszenia są sporadyczne.
A przede wszystkim należy pamiętać, że Europejski Trybunał Praw Człowieka uznaje prawo do informacji za prawo człowieka. W zbieżnej i wspólnej opinii sędziów András Sajó, Nebojša Vučinić do wyroku z 25 czerwca 2013 r. w sprawie Młodzieżowa Inicjatywa Na Rzecz Praw Człowieka przeciwko Serbii (Skarga nr 48135/06) wskazali:
- W dobie Internetu, różnice pomiędzy dziennikarzami a innymi obywatelami szybko zanikają. Silna demokracja wymaga transparentności, do której prawo mają wszyscy obywatele.
- Sprawa dotyczy pozytywnych zobowiązań państwa, które powstają w odniesieniu do dostępności danych kontrolowanych przez Rząd. Władze odpowiedzialne są za przechowywanie takich informacji a utrata danych nie może być wymówką, jak błędnie twierdziły władze krajowe w przedmiotowej sprawie. Różnica pomiędzy negatywnymi i pozytywnymi zobowiązaniami państwa jest trudna do ustalenia w kontekście dostępu do informacji. Biorąc pod uwagę współczesną złożoność procesu zarządzania danymi, sam brak zakazu dostępu do danych może nie wystarczyć do skutecznego korzystania z prawa do informacji.
- Bez względu na szczególne okoliczności sprawy Leander, ograniczanie obywatelowi dostępu do ważnych informacji jego dotyczących, które tworzone są lub wykorzystywane przez władze, bardziej niż dostępu do informacji dla opinii publicznej, może wydawać się nielogiczne, szczególnie w pewnych sytuacjach. Sztuczny podział między danymi publicznymi a danymi w interesie osobistym może wręcz utrudnić dostęp do informacji publicznej. Oczywiście w dostępie do informacji zgodnie z art. 10 należy respektować, w szczególności, ochronę danych osobowych oraz okoliczności wspomniane w Klass and Others v. Germany (6 września 1978, § 81, Series A no. 28).
Komentarze