Po ponad czterech latach przerwy ogłosiliśmy nabór do Szkoły Inicjatyw Strażniczych. Chcemy spotkać się z watchdogami z całej Polski na szkoleniach dotyczących praw człowieka, kontroli obywatelskiej i wpływania na władzę. Czekając na zgłoszenia kandydatów, musieliśmy po raz kolejny odpowiedzieć sobie na pytanie, kto jest watchdogiem.
Reaktywowaliśmy SIS, ponieważ widzimy, że przez ostatnie lata wiele się zmieniło w lokalnej przestrzeni. W gminach jest coraz więcej osób domagających się wpływu, wymagających rozliczania się władzy i dbających o prawa mieszkańców. Wiele z nich to radni, sołtysi czy świadome swoich praw grupy sąsiedzkie. Cieszymy się z istnienia każdej osoby, która chce zmieniać gminę na lepsze. Nie każdy jednak jest właściwym kandydatem do Szkoły Inicjatyw Strażniczych lub szerzej – do pełnienia roli watchdoga.
W 2004 roku zaangażowani aktywiści wypracowali ogólny standard działania osób i organizacji kontrolujących działalność administracji. Składa się on z czterech zasad: obiektywności, jawności, działania na rzecz dobra wspólnego i rzetelności. Do kontrolowania władzy to zasady wystarczające. Do bycia watchdogiem to za mało. Naszym zdaniem watchdogowi potrzebna jest przede wszystkim niezależność. Bez niej widzimy zagrożenia dla postrzegania przez lokalną społeczność wiarygodności watchodga.
Dlaczego niezależność?
Każde działanie wykraczające poza przyjęte, często niepisane zasady, rodzi reakcję społeczności lokalnej. Często nie jest ona wcale życzliwa. Watchdogowi (jako człowiekowi i jako inicjatywie) jest na początku trudno, ponieważ jest pionierem w tym, co robi i przez kilka pierwszych lat będzie musiał bronić swojego punktu widzenia. Jednak watchdog to nie zbawca, który poświęcił się dla społeczności lokalnej, czy ona chce tego poświęcenia, czy też nie. Jednym z kluczowych zadań jest zdobycie zaufania i sojuszników wśród mieszkańców.
Czemu jest to trudne? Naruszając liczne interesy, może spodziewać się mało życzliwej reakcji szeroko rozumianej władzy i osób z nią związanych oraz podważania wiarygodności. Warto przestrzegać zatem pewnej „higieny pracy” i dążyć do akceptacji ze strony tych, którzy na początku będą się tylko przyglądać – osób życzliwie zainteresowanych, czasem też po cichu wspierających. To często słabe wsparcie i jeśli rządzący gminą będą mieli złą wolę, tacy zwolennicy szybko się odwrócą. Trzeba zatem być niezależnym, by zawsze móc bronić swoich racji.
Idealnej niezależności praktycznie nie ma. Jeśli ktoś działa tam, gdzie ma rodzinę czy gdzie się urodził, jego/jej mocnym punktem będzie bliskość i dobre zakorzenienie, a słabym łączące go/ją więzy przyjaźni i zależności. Jeśli z kolei ktoś jest napływowy, to może wydawać się nieco odstający od społeczności, ale jest zaplątany/a w mniejszą ilość zależności. Dlatego obserwujemy, że częściej watchdogowaniem zajmują się osoby, które przyszły z zewnątrz. Nie jest to jednak regułą. I być może nadeszły czasy, gdy wyrównają się proporcje osób napływowych, które widzą potrzebę zmian i osób rdzennych, które kochają swoje miejsce do życia.
Czym jest niezależność?
Z naszej obserwacji wynika, że zależność pojawia się, gdy watchdog lub ktoś z rodziny sprawuje władzę lub pracuje dla lokalnych instytucji, np. szkoły, a także gdy kandydował w wyborach lub wcześniej sprawował władzę. W pierwszym wypadku zależność może być wykorzystywana do wywierania nacisków, w drugim do zarzucania, że za pracą watchdoga stoi walka polityczna lub frustracja. Podobnie może być, gdy watchdog – który wszak jako osoba ma swoje preferencje polityczne – otwarcie zaangażuje się w poparcie jakiejś opcji w gminnej polityce.
Inny typ zależności dotyczy zaangażowania w działalność społeczną na rzecz gminy. Ograniczająca może być działalność w organizacji, która potrzebuje sali na spotkania, dotacji, rekomendacji władz gminy.
W końcu zaś, niezależność to także umiejętność dokonania wyborów pomiędzy wartościami takimi jak praworządność, zasady obowiązujące wszystkich, otwartość na wszystkich mieszkańców, a więzami rodzinnymi, przyjacielskimi i sympatiami osobistymi. Jednym słowem chodzi o sytuacje, gdy prowadząc działania, odkrywa się, że prawo łamią bliscy znajomi czy ktoś z rodziny. Dla nikogo wybór właściwego sposobu postępowania w takim momencie nie jest łatwy. Zajmując się watchdogowaniem, warto mieć świadomość, że kiedyś można stanąć przed takim wyborem i od początku dobierać środki, licząc się z możliwym konfliktem interesów.
Dla kogo watchdogowanie?
Eliminacja części tych zagrożeń jest możliwa. Po pierwsze, bycie watchdogiem to wybór konkretnej roli w lokalnej społeczności. Podstawową regułą jest niekandydowanie w wyborach i niebycie radnym. Niezależnie od tego, czy osoba jest popierana przez partię polityczną czy niezależny komitet. Radny też kontroluje, ale jako radny, a nie watchdog. Radny to ktoś, kto potencjalnie będzie mieć szansę sprawować władzę lub popierać konkretną opcję polityczną. Zdobycie „władzy” ma służyć bezpośredniemu przyczynieniu się do zmian w gminie. Do tego trzeba budować sojusze, podejmować wiele pragmatycznych decyzji. Co więcej, radni też podlegają kontroli ze strony społeczności lokalnej. Rola watchdoga jest inna. Watchodog dba o zasady, częściej wybierze mniej pragmatyczne rozwiązanie, licząc na długofalowy efekt. Podlega kontroli opinii publicznej, ale jego zobowiązania są całkowicie dobrowolne – o ile działa w granicach prawa.
Z kolei, gdy ktoś pracuje w urzędzie, nawet jeśli ma silną pozycję i sądzi, że może być niezależny, jest elementem władzy wykonawczej, która powinna być kontrolowana. Z zasady zatem watchdogiem nie będzie. Dostrzeżone przez siebie problemy w funkcjonowaniu urzędu może sygnalizować w ramach wewnętrznych procedur lub bezpośrednio zawiadamiać o nich organy ścigania.
Z drugiej strony od lat mamy wątpliwości dotyczące sołtysek i sołtysów. Są oni z jednej strony częścią władzy wykonawczej, podlegającej kontroli, z drugiej strony to często osoby najaktywniejsze we wsi. Często walczące o prawa mieszkańców swojej wioski. Zależności od władzy lokalnej jest niewielka, gdyż brakuje do tego instrumentów. Ich aktywność może wprawdzie odbić się na sytuacji sołectwa, ale i tu zarówno dodatnio, jak i ujemnie. Dzięki temu, że wiedzą, jak egzekwować prawo, mogą być skuteczni. Ale też zdarza się, że wójt pozbawia sołectwo wparcia, w „rewanżu” za aktywność sołtysa/sołtyski. Szczęśliwie – od kiedy w gminach wiejskich pojawił się fundusz sołecki – możliwość kształtowania poddańczych stosunków w gminie jest dla wójtów znacznie trudniejsza. Jest jednak jeszcze inny argument przeciw temu, by uznać sołtysów i sołtyski za watchodogi. Chodzi o to, że wprawdzie praktyka jest w Polsce taka, że sołectwa nie otrzymują zadań własnych gminy, ale powinny. Jeśliby dostały te zadania, wtedy rola sołtysa byłaby znacznie wyraźniejsza. Zarządzałby bowiem tymi zadaniami. I w tej roli na pewno nie jest watchdogiem, a stanowi władzę wykonawczą.
Watchdogowanie wiąże się z niezależnością myślenia i nakierowaniem na cele. Zanim przystąpi się do działania, warto zatem w każdym przypadku zadać sobie kilka pytań. Co tak naprawdę chcemy osiągnąć – o jaką zmianę nam chodzi? Czy jesteśmy przygotowani na sytuację, w której ktoś będzie utrudniał nam działanie? Czy jesteśmy w stanie bez względu na okoliczność zrealizować swój plan działania i jakie koszty poniesie lokalna społeczność, jeśli jednak nam się nie uda.
Jak Watchdog Polska patrzy na niezależność?
Z naszego piętnastoletniego doświadczenia wynika, że wiele sytuacji jest niejednoznacznych.
Dobry watchdog to czasem osoba, która już się dowiedziała, jak wygląda sprawowanie władzy. Często od środka. Dlatego w swoich szeregach mamy byłych radnych, ale jednak sprzed kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat (radni pierwszej kadencji). Z drugiej strony kilka razy zaryzykowaliśmy i przyjęliśmy na nasze kursy kogoś zaangażowanego w lokalną kampanię wyborczą (ale nie kandydata) i to był dobry wybór. Ale nawet w tych wypadkach nie odstąpiliśmy od zasad, byliśmy przekonani o niezależności tych osób.
Doceniając radnych, kandydatów na radnych, pracowników gminy i sołtysów, którzy chcą zmieniać polskie samorządy, widzimy ich w innej roli niż rola watchdoga, która polega na kontrolowaniu władzy, nie jej sprawowaniu. I takie też są nasze kryteria wyłaniania uczestników Szkoły Inicjatyw Strażniczych, która na nowo wywołała temat niezależności watchdogów.
Komentarze