Z dedykacją dla Polek i Polaków: nasz stary, dobry, polski Wyspiański (Wesele):
- Domek mały, chata skąpa:
- Polska, swoi, własne łzy,
- własne trwogi, zbrodnie, sny,
- własne brudy, podłość, kłam;
- znam, zanadto dobrze znam.
Lwią część debaty publicznej pochłania jałowa dyskusja, czy osoby uwięzione pomiędzy Polską a Białorusią znajdują się po polskiej, czy po białoruskiej stronie granicy, zaś dla prawicowej i rządowej narracji jest to niezbity argument, że łamanie praw człowieka może trwać.
Z prawnego punktu widzenia – miejsce przebywania tych uchodźców nie ma żadnego znaczenia: polska Straż Graniczna nie ma prawa zabronić nikomu starania się o ochronę międzynarodową. Co więcej – widzieliśmy przecież nagrania z posłem Maciejem Koniecznym, w którego obecności Afgańczycy składali wobec strażników ustnie wniosek o ochronę, którzy udawali, że nie słyszą. Mamy zatem nawet udokumentowane niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy SG. I co? I nic. A debata publiczna meandrowała w dywagacjach, czy to jeszcze Polska, czy nie – jakby to zwalniało Polskę z obowiązków prawnych i moralnych, zaś organy państwa częstują nas racją: “obóz jest po białoruskiej stronie” opartą na argumentacji “bo tak”, lub: “bo tak powiedział ten, tamten, ów”.
Abstrahując od sytuacji humanitarnej i politycznej, to smutne i przerażające w moim przekonaniu jest to, że Państwo nie jest w stanie powołać się na żaden merytoryczny argument, na żadną podstawę prawną, gdzie jest polska granica, tylko przerzuca się z dziennikarzami i organizacjami niepodważalnym, monarszym, władczym i niczym nie popartym tonem: “bo tak”, oczekując sprostowań. Niepokojące jest też to, że społeczeństwo daje się wpuścić w te krzaki, zdaje się wierzyć na słowo i uznaje tę narrację, że “granica jest tam, bo tak powiedział ten i tamten”, zamiast przycisnąć do muru i odpytać: jak organ władzy obliczył, na jakie ustalenia się powołuje, na jakiej podstawie twierdzi, że jest tak, a nie inaczej. Nie wierzę na słowo, ale SPRAWDZAM.
Podkreślę: to, czy Afgańczycy uwięzieni w okolicy Usnarza Górnego przebywają po polskiej czy białoruskiej stronie, to kwestia nieistotna z prawnego punktu widzenia. W obu przypadkach Polska łamie przepisy własne i międzynarodowe, nie udzielając pomocy, nie reagując na słowa “I need international protection” i wzbraniając ludziom przemieszczania się, w tym przekroczenia granicy. Gwoli jasności: przekraczać granicę w poszukiwaniu ochrony można w każdym miejscu, nie tylko na przejściach granicznych. Każdą osobę, która przekracza granicę w niewyznaczonym miejscu, należy sprawdzić, natomiast nie wolno jej wyrzucić, zawrócić (tzw. push back). Jeżeli okaże się, że ta osoba zgłosi potrzebę ochrony międzynarodowej – należy wszcząć odpowiednią procedurę, którą prowadzi urząd do spraw cudzoziemców, a nie Straż Graniczna.
25 sierpnia zapytaliśmy MON:
- jakie oddziały i pododdziały Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej zostały użyte w poszczególnych dniach od 20 sierpnia do dnia wykonania wniosku (jeżeli byłby jeszcze używane) na granicy z Białorusią we wsi Usnarz Górny,
- kto podjął decyzję o użyciu oddziałów i pododdziałów Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej na granicy z Białorusią we wsi Usnarz Górny,
- na jakiej podstawie nie dopuszczono w pobliże granicy dziennikarzy?
- na jakiej podstawie nie dopuszczono do uchodźców prawników/pełnomocników?
- czy udzielono uchodźcom pomocy humanitarnej? w jakim zakresie?
Swoiście zabawna jest argumentacja MON w odpowiedzi na nasz wniosek o informację. Pojawiają się tam słowa o “reżyserowanych konfliktach hybrydowych”, “nielegalnym procederze”, ale faktów – brak. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi na żadne z pytań, za to dowiedzieliśmy się, jak Państwo ustala przebieg granicy:
Zarówno przedstawiciel polskiego Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) jak i Agencja ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) potwierdzili, że uchodźcy w rejonie m. Usnarz Górny znajdują się po stronie białoruskiej czyli przebywają legalnie na terytorium Republiki Białorusi.
Czy RPO jest organem ustalającym granice, czy zajmującym się ochroną praw człowieka? I czy coś wynika dla organów państwa ze słów RPO: “Zgodnie z przepisami prawa międzynarodowego, konwencji genewskiej z 1951 roku, prawa UE, a także naszej, polskiej ustawy o cudzoziemcach, w momencie w którym ci ludzie zwrócili się z ustnym wnioskiem o udzielenie tzw. ochrony międzynarodowej, oni podlegają jurysdykcji Rzeczypospolitej Polskiej”? (RPO: Tych ludzi należy tymczasowo wpuścić na terytorium Polski).
Czy Polska wie, gdzie leży Polska? A jeśli tak, to skąd to wie?
Przy okazji sytuacji na granicy okazuje się, że polskie władze mają problem z określeniem, gdzie się kończy i zaczyna Polska. W ramach “obrony granic” przed 32 wycieńczonymi uciekinierami, nasi przedstawiciele zażarcie odżegnują się od skrawka ziemi, na której przybywają uwięzieni. A może wciskają Białorusi fragment Polski?
Mamy bardzo słabe państwo, skoro władze polskie nie potrafią rzetelnie i merytorycznie udzielić wyjaśnień i przedstawić dowodów na przebieg polskiej granicy. Skąd w ogóle wiadomo, gdzie jest granica? Skąd właściwie wiemy, że przebiega w tym miejscu a nie w innym? Gdzie to zapisano, uregulowano? Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej stała się dla mnie przyczynkiem do zapoznania się z Ustawą o ochronie granicy państwowej z dnia 12 października 1990 r.
A kaz tyz ta Polska, a kaz ta? (Wyspiański, Wesele)
Nie trzeba długo szukać; artykuł 2 ustawy mówi:
Przebieg granicy państwowej na lądzie oraz rozgraniczenia morskich wód wewnętrznych i morza terytorialnego z państwami sąsiednimi są określone w umowach międzynarodowych, zawartych przez Rzeczpospolitą Polską.
Przebieg granicy regulują międzynarodowe traktaty. Warto więc zajrzeć do umowy z Białorusią, dlatego zawnioskujemy o nią, a tymczasem – kontynuuję “poznawanie polskich granic” w oparciu o ustawę. W artykule 5. dowiadujemy się, że granicę państwową, jeżeli tego inaczej nie regulują umowy międzynarodowe, ustala się w przypadku odcinków lądowych według linii prostej, biegnącej od jednego znaku granicznego do drugiego. Czyli de facto można sprawdzić tę granicę organoleptycznie – wystarczyłoby pójść na granicę koło Usnarza Górnego, odnaleźć słupki i rozciągnąć sznurek między nimi. Jeśli uchodźcy siedzą na wschód od sznurka – to są w Białorusi, jeśli po zachodniej stronie od sznurka – to w Polsce. Proste? Proste. Ale nie w Polsce.
Niestety problem polega na tym, że ktoś (nie wiadomo kto. Oczywiście zapytamy o to) rozciągnął około 200 metrów od granicy biało-czerwoną wstążkę, za którą stoją uzbrojeni po zęby, anonimowi policjanci (bez nazwisk i stanowisk na umundurowaniu), i nie pozwalają nikomu, prócz wojska, policji i funkcjonariuszy SG przekroczyć wstążeczki. Tu panuje swoiste równouprawnienie: nie pozwalają ani obywatelkom, ani posłom, ani osobom duchownym.
Biało-czerwona wstążeczka
W jakim trybie ta wstążeczka rozpościera się na polu i co oznacza? Jakie działania są prowadzone przez Policję za wstążeczką? Tego obywatele i obywatelki na miejscu się nie dowiedzą: policjanci nie udzielają żadnych informacji poza “takie mamy rozkazy”. Ograniczono nam prawo do poruszania się na terenie naszego kraju, ale nikt z zabraniających nam swobodnego przemieszczania się nie jest w stanie odpowiedzieć, dlaczego i na jakiej podstawie prawnej. Spróbujemy się tego dowiedzieć, pytając Komendanta Głównego Policji kto wydał rozkaz rozpostarcia czerwonej wstążeczki, co ona oznacza i czy przesłania nam treści tego rozkazu oraz innych dokumentów, regulujących wstążeczkę.
W demokratycznym państwie prawa organy władzy publicznej nie mogą działać według widzimisię, ale na podstawie i w granicach prawa. Czy ta zasada legalizmu, wyrażona w art. 7 Konstytucji, obowiązuje w Polsce 2021? Czy żyjemy już w kraju, w którym obowiązuje nie prawo, a “wola nie-wiadomo-czyja”? Odpowiedzi organów władzy na te wnioski przyniosą nam odpowiedź.
Miałeś, chamie, złoty róg…
Komentarze