Moje osiedle? Czyli kilka słów o tym, dlaczego warto czuć się odpowiedzialnym za swoje podwórko

Kto jest właścicielem osiedla, na którym mieszkamy? Kto jest odpowiedzialny za naszą ulicę, blok, klatkę schodową? Czy możemy kształtować swoje najbliższe otoczenie? Czym jest inicjatywa sąsiedzka i czy możemy wypromować nasze podwórko? Czym, tak naprawdę, jest samorządność?

Wspólne, znaczy czyje?

W pobliżu mojego osiedla jest bardzo ruchliwe skrzyżowanie, które łączy trzy ulice – dwie osiedlowe z główną. Kilka dni temu zapukała do moich drzwi kobieta, która przedstawiła się, jako sąsiadka – zbierała podpisy pod petycją w sprawie zainstalowania na skrzyżowaniu sygnalizacji świetlnej. Mamy już prawie dwa tysiące podpisów – powiedziała na pożegnanie, a kiedy wyszła zaczęłam się zastanawiać, jak to jest z inicjatywami sąsiedzkimi w miejscach, które ludzie uważają za sypialnię.

Brak sygnalizacji świetlnej to nie jedyny problem, który zauważyli mieszkańcy mojego osiedla. Pozorna bliskość lasu skłoniła chyba architektów do nieuwzględnienia w planach zagospodarowania terenu drzew. W pobliżu rośnie co prawda kilka krzaków, ale giną gdzieś pomiędzy betonowymi blokami. Nic dziwnego, że kilka lat temu jeden z mieszkańców Kabat wpadł na pomysł zagospodarowania dzikiej łąki w pobliżu wejścia do stacji metra. W miejscu niezadbanego trawnika, wspólnie z prawie setką sąsiadów, zasadził drzewa. Samo sadzenie było tylko początkiem jego animacyjnej działalności – w miejscu, w którym stworzyli „Nasz park” odbywają się teraz spotkania sąsiedzkie. Zimną organizuje wspólne kolędowanie i mistrzostwa w zjeżdżaniu na workach z sianem, latem pikniki rodzinne. Zaangażowani w inicjatywę mieszkańcy pełnią dyżury przy podlewaniu i walczą z mszycami.

Nieco inny problem mieli mieszkańcy warszawskiej ulicy Racławickiej. Terroryzowani przez lokatorów „strasznego dworu”, czyli zrujnowanej przedwojennej willi, którą w całości zajmują teraz mieszkania komunalne, mieszkali w pomazanych, przez wandali, blokach, a każda próba odmalowania ściany kończyła się tak samo – następnego dnia ściana znów była pokryta pseudo-graffiti.

Dwa lata temu w bloku przy ulicy Racławickiej 27 otwarto nowy sklep z produktami benedyktyńskimi i żywnością typu slow-food. Pewnego razu właściciel sklepu zaczął rozmawiać z jednym z klientów i zeszło na temat wyglądu ich części Racławickiej. Postanowili zrobić z tym porządek i przed Bożym Narodzeniem w 2008 zorganizowali pierwszą akcję zbierania śmieci. Nie zrazili się początkowymi niepowodzeniami – śmieci zbierali tylko organizatorzy – i jakiś czas później zorganizowali kolejną akcję – Niedziela bez bazgrołów. Na to spotkanie przyszło już więcej osób.
W wywiadzie dla Gazety Stołecznej, Jacek Górski właściciel sklepu Sudawia i pomysłodawca zmian, mówił, że jego celem jest uczynienie z Racławickiej miejsca, w którym chce się mieszkać. Nic dziwnego, w okolicy jest przecież metro, park Dreszera, ogródek jordanowski, kawiarnie i bazarek. Pod koniec lata inicjatorzy zmian na Racławickiej poszli krok dalej i z pomocą innych lokalnych przedsiębiorców zorganizowali archeologiczny piknik rodzinny. Piknik objął patronatem Burmistrz Dzielnicy Mokotów oraz Urząd Dzielnicy, Służewski Dom Kultury i Centrum Łowicka. Podczas pikniku mieszkańcy Mokotowa mogli zapoznać się ze słowiańską i rzymską kuchnią oraz wziąć udział w grze miejskiej i poznać historię, i tajemnice ich najbliższej okolicy.

Na tym działalność wspólnoty sąsiedzkiej się nie kończy. Mieszkańcy Racławickiej nadal organizują akcję „Niedziela bez bazgrołów” i odnawiają własnymi siłami kolejne budynki. Teraz mają łatwiej – na Racławickiej od dawna nikt nie namalował żadnego graffiti.

Nasz Park i Racławicka to tylko niektóre przykłady warszawskich aktywności lokalnych. Na podwórkach ulicy Brzeskiej można znaleźć murale z namalowanymi portretami mieszkańców, mieszkańcy Bródna, pod okiem artysty Pawła Althamera, rozwijają Park Rzeźby, a w najbliższy weekend lokalni przedsiębiorcy i mieszkańcy Powiśla organizują drugie Powiślenia – czyli oddolną, sąsiedzką inicjatywę, promującą miejsca, ludzi i kulturotwórczy potencjał dzielnicy. Dlaczego to robią?

Najprościej powiedzieć, że chcą mieć wpływ na swoje otoczenie. Chcą mieszkać i pracować w miejscu, które ukształtowali sami, w którym znają swoich sąsiadów, w którym czują się bezpiecznie. Akcje sąsiedzkie zazwyczaj zaczynają się od jednej osoby, która ma dość brudu, nudy, czy też obojętności. Oczywiście na początku nie jest łatwo, na pierwsze spotkania nikt nie przychodzi, albo jedna lub dwie osoby. Oczywiście, nigdy nie będzie tak, żeby wszyscy mieszkańcy zaangażowali się w zmianę swojej okolicy, ale zmiany inkubują, a nawet ci najbardziej sceptyczni – zaczynają patrzeć życzliwszym okiem.

Czym jest samorządność?                                          

Mieszkańcy, którzy dbają o swoje podwórka, osiedla i dzielnice, doskonale wpisują się w zasadę samorządności. Żyjemy w państwie demokratycznym, a państwach demokratycznych władza wykonawcza jest najczęściej zdecentralizowana, co oznacza, że część zadań, które jest ona zobowiązana wykonać, przekazywanych jest dalej, w ręce obywateli, którzy nie są zależni od rządu – na przykład w ręce samorządu terytorialnego.

Struktury samorządowe wydają się bardziej naturalne. Zapewniają obywatelom większy wpływ na sprawowanie władzy. Samorząd lokalny jest odpowiedzialny między innymi za infrastrukturę techniczną i społeczną, ład przestrzenny i ekologiczny, i porządek publiczny. Członkowie społeczności lokalnej są w stanie skuteczniej zainterweniować, jeśli ich potrzeby są niezaspokajane lub decyzje zapadają niezgodnie z ich oczekiwaniami. Mieszkańcy wiedzą, czego im brakuje. Dzięki rozwiązaniom takim, jak konsultacje społeczne, petycje, inicjatywy uchwałodawcze, nie muszą wychodzić na ulicę i protestować przed budynkami urzędów. Ważne jednak, żeby władze samorządowe zdawały sobie sprawę z tego, że w istotą samorządności jest wspólne podejmowanie decyzji.

Mieszkańcy, którzy chcą decydować o tym, jak będzie wyglądało ich najbliższe otoczenie, wiedzą, że własność wspólna nie jest niczyja, że to od nich zależy, jak wygląda i jak będzie się rozwijało ich podwórko. Aktywność jest niezłą szkołą demokracji – uczy współpracy, współodpowiedzialności i efektywnego planowania. Aktywni mieszkańcy lepiej pełnią również kontrolę społeczną.

Dlaczego warto inwestować we własne podwórko?

Miejsca, którymi interesują się mieszkańcy i lokalni przedsiębiorcy są bardziej zadbane i przyjazne. Na ulicy Racławickiej jest dużo bezpieczniej niż kilka lat temu. Mieszkańcy, którzy mają wpływ na swoją ulicę, czują się za nią bardziej odpowiedzialni – mieszkańcy Kabat sami podlewają swoje drzewa i walczą z mszycami. Chętniej rozwiązują problemy i szukają konsensusu. Choć wiedzą, że działanie nie jest łatwe, mają satysfakcję z tego, co robią dla swojego osiedla i łatwiej angażują się inne inicjatywy. W końcu to mieszkańcy wiedzą, co jest im najbardziej potrzebne, a dzięki umiejętnościom, których nabywają w trakcie działań, nie boją się o to walczyć.

Tak jak pisałam wcześniej – zmiany inkubują. Mieszkańcy, którzy czują się odpowiedzialni za swoją ulicę, w dalszej perspektywie, będą czuć się odpowiedzialni za swoje osiedle, dzielnicę, czy miasto. Chętniej będą uczestniczyć w wyborach i korzystać z dostępnych narzędzi partycypacyjnego rządzenia.

 

Artykuł powstał w ramach Tygodnia Uczestnictwa Obywatelskiego. Tydzień Uczestnictwa Obywatelskiego, obchodzony od 2005 roku, jest inicjatywą CEE Citizens Network – sieci obywatelskiej działającej w dwudziestu państwach Europy Środkowowschodniej. Misją Sieci jest promowanie partycypacji oraz zapewnienie możliwości działania oddolnych inicjatyw społecznych.

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *