Kampania wyborcza w „gazetach władzy”

Od lat piszemy o tym, że gazety samorządowe (tzw. gazety władzy) psują lokalną demokrację. Chcemy o tym przypomnieć u progu kampanii przed wyborami samorządowymi.

To oczywiste, że władze samorządowe muszą komunikować się z mieszkańcami. Wykorzystują do tego różne kanały, często inwestując niemałe pieniądze (przykładem jest Kraków). Gdzie jednak kończy się informowanie mieszkańców, a zaczyna promocja wójta, burmistrza czy prezydenta? Tę granicę bardzo łatwo przekroczyć. Wydaje się, że kryterium decydującym o doborze treści w mediach samorządowych powinna być użyteczność danej informacji dla mieszkańców. Ale i tu pojawia się problem, ponieważ o otwarciu ścieżki rowerowej można napisać w dwóch zdaniach lub zrobić dwustronicowy materiał ze zdjęciami wójta przecinającego wstęgę. Niby to samo, a jednak nie. Dlatego ważny jest sposób przekazywania informacji. Nie mniej ważne są też kanały komunikacji, które wykorzystuje gmina. Wiele z nich decyduje się na wydawanie tytułu prasowego. Często zamiast gazetą nazywa się go biuletynem informacyjnym, czasem jest on wydawany w formie papierowej, czasem elektronicznie. Format jest tu kwestią drugorzędną, najważniejsze jest to, że nie ma podstaw prawnych, które pozwoliłyby gminom na prowadzenie mediów. I całe szczęście, ponieważ co do zasady media mają pełnić funkcję kontrolną wobec władzy.

W naszej ocenie prowadzenie mediów przez samorządy narusza zasadę pluralizmu, równości mediów oraz obiektywizmu, które są kamieniem węgielnym zdrowego społeczeństwa demokratycznego.

Niezbędna jest świadomość, że media kontrolowane przez władze nie mogą pełnić funkcji krytycznej wobec samej siebie, co jest kluczowe dla rozliczalności władz. W okresie przedwyborczym jednostronne wykorzystywanie biuletynów do promowania określonych idei lub osiągnięć, bez zapewnienia równego dostępu dla różnych punktów widzenia, może poważnie ograniczać zdolność obywateli do dokonywania świadomych wyborów. Taka praktyka może prowadzić do erozji zaufania publicznego i podważać podstawy demokratycznej debaty.

Przypomnieć należy, że kwestię mediów samorządowych poruszaliśmy m.in. w kampanii „Komu służy lokalna prasa finansowana z budżetów samorządów?”. Najważniejsze tezy raportu:

Dziś – chcąc rozwiązać problem – trzeba zrobić coś, co zaprzecza logice artykułu 7 Konstytucji RP. Trzeba wprost zabronić wydawanie gazet przez władzę i jej instytucje. Oczywiście powinno wystarczyć to, że nie ma podstawy prawnej do ich wydawania. Jednak fakt, że przez lata sądy rejestrowały te tytuły, powoduje, że dziś nie da się inaczej tej sytuacji zakończyć. Jest to niebezpieczne, gdyż utwierdza władze samorządowe w przekonaniu, że może są jakieś wyjątki od art. 7 Konstytucji. A ich nie ma. Chyba jedynym sposobem na wyprowadzenie ich z błędu jest świadomość obywateli i obywatelek, którzy regularnie będą to wszelkiej władzy uświadamiali.

Oczywiście taki zakaz zaraz zaowocuje całą serią sytuacji zamieniania gazet na informatory. Treść będzie ta sama, a status inny. Trzeba zatem, bazując na istniejących doświadczeniach, zbudować jakieś gwarancje egzekwowania przez mieszkańców, opozycję i organizacje społeczne wpływu na treści prezentowane w informatorach. Być może to sprawi, że okażą się one mniej atrakcyjne i zanikną. A może przeciwnie, staną się prawdziwym miejscem „upowszechniania” idei samorządowej i będą działać na rzecz samorządu terytorialnego.

Dlatego też przygotowaliśmy dla Martyny Regent (członkini Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska) stanowisko odnośnie do wydawanego w Gdyni biuletynu „Ratusz — Informacje Rady i Prezydenta Gdyni”, w którym zawarty jest postulat udostępnienia łamów również dla innych środowisk, aby mogły przedstawić informacje o swoich działaniach. W tej kwestii zwróciliśmy uwagę na tezy zawarte w uzasadnieniu wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 17 września 2009 r. w sprawie Manole i inii p. Mołdawii, skarga numer 13936/02:

Jak wskazano powyżej (pkt 94–101), pozytywny obowiązek powstaje na mocy art. 10. Państwo, jako ostateczny gwarant pluralizmu, musi zapewnić, poprzez swoje prawo i praktykę, społeczeństwu dostęp za pośrednictwem telewizji i radia do bezstronnych i dokładnych informacji oraz szeregu opinii i komentarzy, odzwierciedlających między innymi różnorodność poglądów politycznych w kraju oraz fakt, że dziennikarzom i innym specjalistom pracującym w mediach audiowizualnych nie zabrania się przekazywania tych informacji i komentowania. W przypadku gdy państwo podejmuje decyzję o stworzeniu publicznego systemu radiofonii i telewizji, prawo krajowe i praktyka krajowa muszą gwarantować, że system ten zapewnia pluralistyczną usługę audiowizualną. W związku z tym normy dotyczące radiofonii i telewizji publicznej, uzgodnione przez Umawiające się Państwa za pośrednictwem Komitetu Ministrów Rady Europy, dostarczają wskazówek co do podejścia, jakie należy przyjąć przy wykładni art. 10 w tej dziedzinie.

Link do pisma przekazanego prezydentowi Gdyni przez Martynę Regent.

Odnotować też należy stanowisko Wójta Gminy Sędziejowice, który w okresie wyborczym postanowił nie wydawać lokalnego biuletynu.

Nadal uważamy, że wydawanie prasy przez samorządy jest niedopuszczalne prawnie i przypominamy, że dążenie do transparentności, uczciwości i równego traktowania wszystkich głosów w przestrzeni publicznej jest nie tylko obowiązkiem, ale i fundamentem utrzymania zaufania społecznego oraz ochrony wartości demokratycznych.

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. Jarosław Szydełko

    Dziękuję Państwu za to, że jesteście i promujecie ważne wartości obywatelskie. Nastąpiła niesamowita korelacja terminów. Wczoraj opublikowałem na prowadzonym przez siebie portalu kostrzynskiefakty.pl artykuł pod znamiennym tytułem „Czasopismo Samorządny Kostrzyn – proponuję, zamiast propagandy wsparcie demokracji lokalnej”. W artykule posiłkowałem się danymi z państwa analiz z 2018 roku zamieszczonymi na gazetywladzy.pl.
    Na fanpage’u mogę śledzić dane statystyczne, dotyczące zainteresowania artykułem czytelników – jest spore. Ze zdziwieniem natomiast zauważyłem brak jakiekolwiek odzewu przedstawicieli komitetów konkurujących z komitetem obecnego burmistrza. I mam dość smutną konkluzję, że standardy świata lokalnej polityki także są coraz niższe. Być może kandydaci nie chcą po swoim ewentualnym zwycięstwie pozbyć się narzędzia propagandy, jakim jest biuletyn lokalny rozdawany mieszkańcom za darmo. W moim mieście nakład czasopisma samorządowego wynosi 7,5 tysiąca, a liczba mieszkańców to 17,7 tys.
    Wydaje się, że jedynym wyjściem jest zakaz ustawowy wydawania tego typu periodyków.
    Przy okazji mam jeszcze jeden postulat. Biuletyny Informacji Publicznej powinny być zunifikowane dla wszystkich instytucji. Np. znalezienie na niektórych BIP-ach oświadczeń majątkowych lub wyników przetargów jest drogą przez mękę.
    Pozdrawiam i życzę sukcesów w państwa działalności
    Jarosław Szydełko
    PS. W nadchodzących wyborach samorządowych będę tylko i wyłącznie wyborcą.

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *