Spółki z Mikołowa, Świętochłowic i Koszalina nie chcą rozmawiać z mieszkańcami

Spółki komunalne to przedsiębiorstwa, od których nie dość, że często zależy jakość życia znacznej liczby mieszkańców gmin, to dodatkowo zarządzają one potężnymi sumami pieniędzy publicznych oraz wykorzystują majątek publiczny. Z tych względów ich działalność budzi zainteresowanie, ale także wątpliwości. Nie każdy wie, że spółki komunalne mogą być kontrolowane nie tylko przez instytucje państwowe, ale również przez obywateli. Na pewno wiedzą o tym uczestnicy Monitoringu Spółek Komunalnych (MSK). Jest to działanie obywateli i obywatelek z ponad 20 gmin w Polsce, którzy sprawdzają, jak przejrzyste są spółki komunalne w ich gminach. Niestety nie wszystkie spółki są gotowe rozmawiać z mieszkańcami.

Monitoring jest sposobem zbierania informacji w ramach kontroli obywatelskiej, która polega na sprawdzaniu przez obywateli, jak działają i wydają pieniądze instytucje publiczne wszelkiego rodzaju. W ramach monitoringu zadaje się konkretne pytania i szuka na nie odpowiedzi w usystematyzowany sposób, korzystając z różnych źródeł informacji. Jest on oparty na dokumentach, co oznacza, że wnioski będące wynikiem monitoringu są obiektywne oraz wiarygodne. To nie jest szukanie haków czy potwierdzenia z góry przyjętej tezy, a rzetelne zbadanie rzeczywistości. Dane zebrane w czasie monitoringu są podstawą działań na rzecz wprowadzenia zmian w obszarach, w których zostaną odkryte nieprawidłowości.

Celem Monitoringu Spółek Komunalnych jest doprowadzenie do jak największej przejrzystości działań gminy wobec spółek komunalnych, jak również działań podejmowanych przez same spółki. Skorzystają na tym mieszkańcy, którzy od uczestniczek i uczestników monitoringu zdobędą obiektywne informacje o zasadach i praktyce funkcjonowania spółek, a także dowiedzą się, jak rzetelnie kontrolować te działania. Korzyści odniosą również Urzędy Gmin i spółki komunalne, tworząc wizerunek instytucji prowadzących przejrzystą politykę i otrzymując od mieszkańców zupełnie za darmo informację zwrotną z przeprowadzonego badania (zwykle za takie audyty gminy płacą niemałe pieniądze).

Aby móc przeprowadzić MSK, podsumować zebrane dane i wyciągnąć z nich wnioski, uczestnicy i uczestniczki musieli uzyskać od swoich gmin/miast i spółek komunalnych odpowiedzi na ok. 30 pytań. W tym celu korzystali z prawa do informacji publicznej zapisanego w art. 61 Konstytucji RP. Gwarantuje ono każdemu możliwość zadawania pytań instytucjom, które wykonują zadania władzy publicznej lub zarządzają pieniędzmi publicznymi. Wiedząc jednak, że monitorowane spółki mogą mieć po raz pierwszy do czynienia z pytaniami zadawanymi w tym trybie, postanowiliśmy je uprzedzić o prowadzonym działaniu. Ponadto warunkiem przeprowadzenia takiego monitoringu jest przestrzeganie określonych zasad etycznych, w tym jawności. Z tych powodów organizator MSK, Sieć Obywatelska Watchdog Polska, wysłał oficjalny list do Urzędów Gmin i Miast informujący o rozpoczętym monitoringu. Natomiast uczestnicy napisali informacje mailowe do spółek o rozpoczęciu działania, wskazując sposoby zbierania danych, cel i prosząc o otwartość i współpracę.

Większość monitorowanych spółek była gotowa na współpracę, udało się uzyskać niezbędne informacje, czasem jedynie z drobnymi problemami. Jednak w przypadku trzech spółek dialog od samego początku przebiegał bardzo ciężko. Chodzi o Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Koszalinie (PGK), Zakład Inżynierii Miejskiej w Mikołowie (ZIM) oraz Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Świętochłowicach (MPGK). ZIM i PGK zmieniły swoje podejście do mieszkańców zadających pytania w trakcie trwania monitoringu, czego niestety nie można powiedzieć o spółce ze Świętochłowic.

Pierwsze pytanie, które uczestnicy wysłali do spółek 14 września 2015 r., dotyczyło udostępnienia skanów sprawozdania zarządu z działalności spółki w 2014 r. oraz aktu założycielskiego spółki (statutu), a także przekazania informacji, ile razy i w jakiej wysokości podnoszony był kapitał zakładowy spółki. Odpowiedzi miały pozwolić uczestnikom zorientować się w ogólnych zasadach działania spółki – jaki jest cel i obszary jej działania, czym realnie zajmowała się w poprzednim roku oraz ile pieniędzy publicznych zostało jej przekazanych od początku istnienia. Miał to być punkt wyjścia do dalszego działania. Jednak żadna z powyższych trzech spółek nie była gotowa odpowiedzieć na powyższe podstawowe pytania.

Spółki z Mikołowa i Koszalina stwierdziły, że te dokumenty można znaleźć w wydziałach gospodarczych Krajowego Rejestru Sądowego w Sądach Rejonowych w Katowicach i Koszalinie. To zupełnie niezrozumiałe stanowisko w sytuacji, kiedy spółka posiada dokumenty, a po prostu nie chce ich udostępnić, bo jak twierdzi, nie musi. I odsyła mieszkańca, żeby jechał do sądu, co czasami zajmie pół dnia, zamiast poświęcić własne 10 minut na wyjęcie dokumentów, zeskanowanie ich i wysłanie mailem. W obydwu przypadkach spór będzie musiał rozstrzygnąć sąd i obydwie strony stracą masę czasu, bo do rozprawy od momentu złożenia wniosku może minął około 4 miesięcy. Takie zachowanie należy ocenić jednoznacznie jako utrudnianie dostępu do informacji będących w posiadaniu spółki. Niestety rozpoczęcie monitoringu przejrzystości działania spółek od spotkania się z takim zachowaniem nie rokuje dobrze, jeśli chodzi o końcową ocenę otwartości spółki.

harmonogram MSKW sprawie ZIM w Mikołowie Artur Wnuk, przeprowadzający monitoring, otrzymał już odpowiedź na skargę od spółki. ZIM wskazuje, że odpowiadanie na wnioski o informację nie jest i nie powinno być głównym zadaniem spółki komunalnej. Jednocześnie znalazła ona czas, aby przygotować dla sądu zestawienie wniosków wysłanych przez Artura z ostatnich dwóch miesięcy. Co ciekawe, na pozostałe wnioski spółka odpowiada lub odmawia odpowiedzi zgodnie z ustawą – czemu więc w tym wypadku tak się broni? W tym miejscu warto przywołać harmonogram wysyłania wniosków przez uczestników MSK. Specjalnie został on tak ułożony, żeby nie bombardować spółek codziennie nowymi wnioskami, ale żeby mogły one po kolei przygotowywać odpowiedzi.

MPGK ze Świętochłowic postawiło na inną taktykę – przeciąganie sprawy. Najpierw mailem zaproponowano, żeby Daniel Beger prowadzący MSK w gminie, odwiedził spółkę osobiście i obejrzał dokumenty, a telefonicznie dodano, że jest to możliwe jedyne w obecności radcy prawnego przebywającego w spółce raz czy dwa razy w tygodniu w godzinach 7-15. W innym przypadku spółka nie mogła zabezpieczyć danych osobowych i tajemnicy przedsiębiorcy jakoby zawartych we wnioskowanych dokumentach. Następnie spółka poprosiła o adres wnioskującego – jest to dopuszczalne, gdyby chciała wydać decyzję odmowną, co musi zrobić na piśmie. Jednak pocztą nie przyszła odmowa, a kolejne zaproszenie do spółki, a także informacja, że sprawozdanie zarządu jest dokumentem wewnętrznym i nie może być udostępnione, o czym nie było wcześniej mowy. To pismo zawierało sprzeczne ze sobą argumenty, ponieważ utrzymywano, że dokument nie jest informacją publiczną, jednocześnie powołując się na ustawę o dostępie do informacji publicznej. Tak więc, aby otrzymać te informacje znowu trzeba było złożyć skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Po czym spółka wydawała decyzję umarzającą postępowanie, co oznacza, że trzeba rozpocząć nową procedurę – odwoławczą, która potrwa kolejnych kilka miesięcy.

Trzeba stwierdzić, że ponad 20 pozostałych spółek objętych monitoringiem oraz kilkadziesiąt kolejnych spółek odnalezionych w internecie nie widziało żadnej przeszkody, aby powyższe dokumenty udostępnić, w tym również w internecie. Ciężko domyślić się, czego dokładnie tak spółka broni, jakie tajemnice ukrywa, ponieważ nie wyjaśniła tego w ani jednym piśmie. Z całą pewnością spółka komunalna realizująca zadanie z zakresu dostarczania wody i ciepła oraz dysponująca kapitałem zakładowym z pieniędzy publicznych z wysokości 5,5 mln złotych powinna być bardziej otwarta na pytania mieszkańców, dla których i dzięki którym funkcjonuje.

Drugi wniosek dotyczący list pracowników spółek i listy umów cywilnoprawnych przez nie zawartych przyniósł nowe trudności. Tym razem spółka mikołowska stanęła na wysokości zadania i mogłaby stanowić wzór dla dwóch pozostałych – chociaż odmówiła udostępnienia powyższych informacji, to wydała w tym zakresie decyzje odmowne, w których argumentuje swoje stanowisko i od których służy procedura odwoławcza.

W Świętochłowicach spółka po 6 tygodniach (kiedy ustawa daję jej 2 tygodnie) odpisała mailowo, że odpowiedź na pytania prześle pocztą. Po czym wysłała do osoby wnioskującej list zwykły z odmową udostępnienia tych danych. Teraz Daniel Beger powinien się odwołać w terminie 2 tygodni, ale nie wiadomo, od kiedy liczyć ten termin.

Jeszcze więcej pracy wymagało poznanie stanowiska spółki koszalińskiej. PGK wysłało mailem skan pisma, które w dosyć oszczędny sposób tłumaczyło, czemu nie może udostępnić listy pracowników spółki. Michał Jaśkiewicz monitorujący tę spółkę wezwał ją do wydania decyzji i pouczył, że musi być ona dostarczona listownie. Otrzymał więc ten sam dokument, co wcześniej, tylko tym razem wysłany pocztą. Żeby nie spierać się dalej, uznaliśmy to pismo za decyzję i Michał rozpoczął procedurę odwoławczą. Z kolei w przypadku listy umów spółka zgodziła się udostępnić tę informację, jednak uprzedziła, że będzie to kosztowało 500 złotych i potrwa 7 tygodni. Ostatecznie rejestr umów został udostępniony – zawiera 17 umów z lat 2014-2015, a z wyznaczoną kwotą, wynoszącą 29 zł za informację o jednej umowie, Michał z poparciem Sieci obywatelskiej Watchdog Polska się nie zgadza. Złożył wezwanie do usunięcia naruszenia prawa i od ponad 6 tygodni czeka na odpowiedź spółki.

Przy kolejnych wnioskach spółka świętochłowicka w dwóch przypadkach przedłużyła termin odpowiedzi do 2 miesięcy ze względu na mnogość zadawanych przez Daniela Begera pytań. Otrzymał on więc bez problemu odpowiedzi na 2 z 6 złożonych wniosków. ZIM z Mikołowa odpowiedział na inne pytania składane przez Artura Wnuka, podobnie PGK z Będzina, chociaż sposób odpowiedzi na niektóre z pytań (m.in. dotyczących informacji o członkach rady nadzorczej PGK czy wysokości wynagrodzenia w przypadku obydwu spółek) budzi wątpliwości.

To, że można działać inaczej, pokazało słupskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego, które odpowiedziało na wszystkie pytania składane w ramach MSK. W razie wątpliwości spółka kontaktowała się z osobą prowadzącą monitoring, również telefonicznie. A jest to spółka mała, zatrudniająca jedynie 6 osób. Otwarcie na drugą stronę umożliwiło zebranie wszystkich potrzebnych informacji, dzięki którym powstanie podsumowanie oparte o kompleksowe dane.

W powyższych przypadkach mimo tego, że spółki utrudniały dostęp do informacji i zmuszały wnioskujących do pouczania spółek o procedurze udostępniania informacji, sytuacja nie jest beznadziejna. Uczestnicy MSK mogą liczyć na stałe wsparcie prawników z Sieci obywatelskiej – Watchdog Polska specjalizujących się w dostępie do informacji publicznej. Łatwo sobie jednak wyobrazić, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby przeciętny mieszkaniec złożył do jednej z powyższych spółek komunalnych pytanie i dowiedział się, że powinien się udać do KRS, zapłacić 500 zł lub osobiście obejrzeć dokumenty w godzinach własnej pracy – najpewniej by zrezygnował. Ważne jest też, że spółki na początkowe wnioski odpowiadały z trudnościami, a potem było już lepiej. Można je za to pochwalić, oznacza to bowiem, że poczyniły postępy, jednak z drugiej strony mogło to być zniechęcające dla uczestników rozpoczynających monitoring i spotykających się z takim oporem. Dlatego tak ważne jest, aby edukować spółki i wpływać na przejrzystość ich działania. Są to cele MSK i zarówno uczestnicy monitoringu, jak i organizator, Sieć obywatelska – Watchdog Polska, będą działać, aby spółki komunalne bardziej otworzyły się na mieszkańców.

 

Loga Fundacji Batorego, Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży oraz funduszy EOG oraz CEE Trust

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *