Odra a dostęp do informacji o środowisku

zdjęcie: rysnal, CC BY-SA 3.0

Kiedy w środku lata 2022 roku doszło do masowego wymarcia ryb na Odrze, nie mogliśmy pozostać obojętni. Problemem była nie tylko ogromna skala zjawiska i ryzyko powtórzenia się sytuacji w przyszłości, ale również polityka informacyjna rządu, która polegała nomen omen na nabraniu wody w usta.

Przez kilkanaście dni państwowe instytucje, służby oraz media milczały w tej sprawie, zaniechawszy nawet komunikatów ostrzegawczych, całkowicie lekceważąc tym samym prawo obywateli do informacji i narażając ich na niebezpieczeństwa związane ze skażeniem wody o nieznanym wówczas charakterze. Dając wyraz naszej niezgodzie na zaistniałą sytuację, zaczęliśmy pytać. Tym razem sięgnęliśmy po ustawę o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko (dalej: ustawa o udostępnianiu informacji o środowisku). Kilka miesięcy i kilkadziesiąt wysłanych w tej sprawie wniosków później dzielimy się z Wami lekcją, jaką wyciągnęliśmy, próbując ustalić podstawowe fakty dotyczące katastrofy na Odrze. Oto obraz, jaki nam się z tego wyłonił.

Dostęp do informacji o środowisku nawet w sytuacji katastrofy ekologicznej utrudnia:

  1. rozpoznanie przyczyn w takim stopniu, żeby móc zaplanować i podjąć działania skutecznie zapobiegające powtórzeniu się sytuacji w przyszłości;
  2. wskazanie podmiotów, które są w największym stopniu za nią odpowiedzialne, a więc tych, które de facto powinny ponieść główny ciężar kosztów naprawy sytuacji;
  3. przekazywanie społeczeństwu rzetelnej informacji, potrzebnej do debaty publicznej.

Dlaczego tak jest? Praktyczna ścieżka dostępu do informacji w Polsce jest z różnych powodów – zarówno prawnych, jak i praktycznych – najeżona trudnościami, zaś lista konkretnych przeszkód, których doświadczyliśmy lub które obserwowaliśmy tylko w ramach tej jednej sprawy, jest długa. Poniżej omówienie wybranych pozycji z tej listy, opartych na rzeczywistych przypadkach.

Urzędniczy ping-pong

Nasze wnioski o informację fruwały niczym gorący kartofel, z biurka na biurko, z rąk do rąk. Trochę w tym naszej winy, bo się uczyliśmy, budując kompetencje w zakresie właściwości organów zajmujących się ochroną środowiska, ale trochę też dlatego, że struktura, podział kompetencji i wymiana informacji pomiędzy organami, które powinny ze sobą współpracować, wydaje się nie być optymalna. Wnioskujemy o tym na podstawie artykułu 19 ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku, który daje możliwość przekazania wniosku według właściwości (czyli do instytucji odpowiedzialnej za dany obszar) jedynie w przypadku, gdy dotyczy on informacji nieznajdującej się w posiadaniu danego organu. Skoro więc organ przekazuje nasz wniosek do innej instytucji, można rozumieć, że sam wnioskowanych informacji nie posiada.

Przykładowo, można by odnieść wrażenie, że kwestia pozwoleń wodnoprawnych na zrzuty ścieków do rzeki czy wypłukiwanie wód kopalnianych nie jest uzgadniana pomiędzy poszczególnymi regionalnymi zarządami Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, ponieważ pytania w tej kwestii, jak się okazuje, musielibyśmy kierować osobno do poszczególnych Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej, żeby uzyskać pełny obraz. Na jakiej zatem podstawie Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej we Wrocławiu udziela pozwolenia na zrzut do rzeki określonej ilości substancji, jeśli nie wie, co jest zrzucane w górze rzeki za pozwoleniem Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gliwicach? No chyba że wie, ale jeśli tak, to czemu musimy pytać osobno poszczególne instytucje odpowiedzialne za określony fragment rzeki?

Symptomatyczne jest również to, że organ przekierował nas z pytaniami o pozwolenia wodnoprawne do poszczególnych właściwych organów, zamiast odesłać do publicznie dostępnych w internecie rejestrów. Inna rzecz, że te rejestry są na potrzeby sprawdzenia – kto, ile i czego zlewa do rzeki zarówno w ujęciu ogólnym, jak i szczególnym, kompletnie nieużyteczne. Nie dość, że poszczególne Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej prowadzą swoje własne, osobne rejestry, to robią to w sposób zupełnie między sobą nieuzgodniony i nieusystematyzowany. Ponadto rejestry te trudno się przeszukuje, a poszczególne publikowane tam pozwolenia zazwyczaj i tak pozbawione są istotnych szczegółów – zwykle informacja o rodzaju szkodliwych substancji jest bardzo oględna, a ilości nie podaje się wcale.

Idźmy dalej. Jak rozumieć odpowiedź Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach, że nie posiada informacji, czy w marcu i lipcu 2022 r. woda w Kanale Gliwickim była badana pod kątem umożliwiającym dzisiaj wykluczenie ówczesnej obecności tzw. złotej algi (prymnesium parvum – organizmu, któremu przypisuje się decydującą rolę w katastrofie odrzańskiej) w stężeniu potencjalnie zagrażającym życiu ryb? To kto posiada taką informację? Czy organ sam nie wie, jakie jego pracownicy zlecają badania i po co? Nie wie, co wynika, a co nie wynika z przeprowadzanych przez nich badań? O co chodzi? Kto ma to wiedzieć? Kto ma posiadać informacje na temat celów badań zlecanych przez organ, jeśli nie organ, który te badania zlecał?

Czy jeśli Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Katowicach na pytanie – jakiego rodzaju dane są zbierane w związku ze stratami spowodowanymi aktualną katastrofą ekologiczną dotyczącą rzeki Odry –  odpowiada, że gromadzi dane na temat ilości i miejsc odłowienia śniętych ryb, to czy mamy rozumieć, że to wszystko? Czy to wystarczy, żeby oszacować skalę strat i odnaleźć źródło przyczyny pomoru ryb? A może jeszcze jakiś inny organ trzyma rękę na pulsie? Wygląda na to, że nie – inne regionalne instytucje, w tym Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska konsekwentnie wskazywały stosownego Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska jako organ właściwy do odpowiedzi na to pytanie. Ponadto z odpowiedzi na te same pytania wynika, że w Gorzowie Wielkopolskim zbierają już tych informacji nieco więcej.

Bywało, że przekazaniu wniosku jednej instytucji przez drugą towarzyszyły wzajemne pouczenia – jak należy taki wniosek potraktować.

A nawet gdy wniosek ostatecznie trafiał pod właściwy adres, zdarzało się, że adresat odmawiał odpowiedzi, dopóki instytucja, do której pierwotnie trafił wniosek, nie wyjaśni wszystkich jego niejednoznaczności. I nie miało znaczenia, że to nie ta instytucja była adresatem wniosku – dostała jako pierwsza, to niech wyjaśnia.

Kolejna instytucja zwróciła przekazany przez inny organ nasz wniosek o informację o środowisku, twierdząc że przekazanie jest wadliwe i nie wymaga rozpatrzenia. Opinię tę podpisany pod odpowiedzią z-ca dyrektora uzasadnił fragmentem orzeczenia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego dotyczącym wniosku składanego w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej, a my pytaliśmy w trybie ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku. Jakby tego było mało, stosunkowo rozwinięte w odpowiedzi uzasadnienie wydaje się w znacznej części zadziwiająco podobne do komentarza znalezionego na przypadkowej stronie internetowej.

Wykręcanie się od odpowiedzi

Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach w oficjalnym komunikacie z połowy sierpnia 2022 roku w odniesieniu do hipotezy, że odrzańska katastrofa zaczęła się w Kanale Gliwickim stwierdził stanowczo, że przypuszczenia jakoby zdarzenia miały wspólne przyczyny nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. Kilka miesięcy później organ zapytany, czy podtrzymuje tę opinię, pouczył nas, że nie ma obowiązku komentować doniesień medialnych, na dowód czego przytoczył wybrane fragmenty orzeczeń Wojewódzkich Sądów Administracyjnych. Czy instytucja publiczna może zatem  ogłosić cokolwiek i nie brać za to żadnej odpowiedzialności, uznając że były to doniesienia medialne

Z kolei Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach zapytany o marcowe wydarzenia – Jakie są na ten moment ustalenia odnośnie do przyczyn katastrofy w Kanale Gliwickim z marca 2022? Jakie są hipotezy na ten temat, poza wykluczeniem zatrucia wody i obecności w rybach metali ciężkich, co tylko upodabnia te sytuacje do Odry z przełomu końca lipca i sierpnia? Co na pewno wiadomo? – wskazał zbiorczo, że wszystkie te pytania dotyczą kwestii postulatywnych i ocennych i nie mogą zostać zakwalifikowane jako pytania o informację publiczną ani informację o środowisku.

Czas oczekiwania

Kwalifikacja wniosku jako dotyczącego informacji o środowisku w teorii powinna skracać czas otrzymania pilnie potrzebnych danych, a jak było w przypadku naszych wniosków?

Ważny jest kontekst. Otóż w przypadku bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia ludzi lub środowiska informacje znajdujące się w posiadaniu władz publicznych lub informacje przeznaczone dla władz publicznych, umożliwiające osobom, które mogą ucierpieć w wyniku tego zagrożenia, podjęcie działań w celu zapobieżenia lub zminimalizowania szkód wynikających z tego zagrożenia udostępnia się w dniu złożenia wniosku.

Co więcej, dokumenty, których dane są zamieszczane w publicznie dostępnych wykazach, definiowanych ustawą, udostępnia się niezwłocznie, jednak nie później niż w terminie 3 dni od dnia złożenia wniosku. W pozostałych sytuacjach informacja powinna być udostępniona niezwłocznie, nie później niż w ciągu miesiąca od dnia otrzymania wniosku, który to termin może być przedłużony do 2 miesięcy ze względu na stopień skomplikowania sprawy.

W przypadku naszych pytań o katastrofę na Odrze nie zdarzyło się, byśmy otrzymali informację w ciągu dnia albo choćby trzech, a czasem nie wystarczał nawet miesiąc, pomimo że instytucja nie powoływała się na nadzwyczajne skomplikowanie wniosku. Odpowiedzi trafiały do nas w późniejszym terminie, a jednocześnie były niesatysfakcjonujące, na przykład niepełne albo informowano w nich, że częściowo lub w całości zostały przekazane do innego organu. 

Czasem instytucje wydłużając termin udzielenia odpowiedzi, zadawały sobie trud uzasadnienia, jak w przypadku, gdy zapytaliśmy o całkiem, wydawałoby się, zwyczajne dane (m.in. o otrzymanych zgłoszeniach dotyczących martwych ryb w Odrze od 1 marca 2022 r., albo jak wyglądało postępowanie po otrzymaniu zgłoszenia), które nie mogły zdaniem urzędu zostać udostępnione, ponieważ stanowiły dowód w postępowaniu prokuratorskim i trzeba było uzyskać zgodę prokuratora.

Opłaty

Z udostępnieniem informacji o środowisku wiążą się drobiazgowo specyfikowane opłaty, których ramy określa ustawa, a w drodze rozporządzenia uszczegóławia minister właściwy do spraw klimatu w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw finansów publicznych. Obaj wymienieni mają obowiązek brać przy tym pod uwagę, że opłaty te nie powinny stanowić przeszkody w dostępie do informacji. W przypadku naszych wniosków bywało, że organy nakładały opłaty w wysokości kilkudziesięciu czy kilkuset złotych – 50 groszy za wyszukanie dokumentu, 10 groszy za zeskanowanie strony. Wszystko zgodnie ze wspomnianym rozporządzeniem. W dzisiejszych czasach można oczekiwać, że takie dokumenty będą łatwo dostępne i gromadzone od razu w wersji elektronicznej. Zwłaszcza, że pytaliśmy o sprawozdania z ostatnich miesięcy, z badań przeprowadzonych przez organ.

Linki, hasła, dostępy

Jak jeszcze można utrudniać dostęp do informacji? Można przesłać adres internetowy do wnioskowanych danych, jak zrobił to Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska we Wrocławiu, złożony z wyglądającego na losowy ciągu znaków, w sposób wymuszający jego ręczne przepisanie, bo pomimo elektronicznej formy korespondencji organ przesyła odpowiedź w postaci obrazka, bez możliwości zaznaczania i kopiowania tekstu. Dodatkowo dostęp do linkowanych zasobów może być (ponownie bohaterem wrocławski WIOŚ) z góry ograniczony czasowo i jednocześnie wymagać hasła, które nie zostaje dostarczone i o które nie można się doprosić, bo nagabywany o nie organ początkowo przesyła nieprawidłowe. Kiedy w końcu udaje się dotrzeć do wyników badań, może się okazać, że autorzy badań zostali zanonimizowani. Gdyby więc chcieć dowiedzieć się więcej na temat samych badań, potwierdzić u źródła ich rzetelność, autentyczność, innymi słowy chcieć skorzystać ze swojego prawa do kontroli władzy przez społeczeństwo, to nadal nie bardzo jest jak to zrobić.

Co z tego wszystkiego wynika?

Niestety niewiele. Jak widać, pozyskiwanie danych z instytucji publicznych, ustalanie faktów, poszukiwanie informacji, to droga przez mękę – ciężka, długotrwała, a do tego kosztowna, bo za wyszukanie i przekształcenie informacji o środowisku na formę cyfrową instytucje często słono sobie liczą. Ostatecznie pozyskane dane są fragmentaryczne, nieustandaryzowane i bywają nieprzeszukiwalne w zautomatyzowany sposób. Kluczowych, jakby się wydawało informacji, często po prostu się nie udostępnia, pod pierwszym lepszym pretekstem. Można też odnieść wrażenie, że nawet instytucje same między sobą potrzebnymi informacjami swobodnie się nie wymieniają, czy też – co byłoby właściwsze – ich nie współdzielą.

Wydaje się, że miałoby zdecydowanie więcej sensu, gdyby tego typu dane znajdowały się w otwartym dostępie przez internet, dzięki czemu specjaliści, naukowcy, pasjonaci, uniwersytety, ośrodki naukowo-badawcze i wszyscy inni zainteresowani mogliby podejmować się ich analizy. Obecna sytuacja nie pozwala skutecznie wspierać władzy w realizowaniu powierzonych jej zadań. Co gorsza, niespecjalnie są widoki na zmianę w tym obszarze, ponieważ można odnieść wrażenie, że chociaż władza ewidentnie sobie nie radzi, to nie chce się do tego przyznać, a oferty pomocy odrzuca.

Poniżej graficzne zestawienie problemów, które napotkaliśmy

Katastrofa ekologiczna na Odrze a dostęp do informacji publicznej - podsumowanie problemów na ikonografice


Powyższy tekst dotyczy wniosków wysłanych przez nas w sierpniu 2022 roku. Do tematu zatrucia Odry będziemy jeszcze wracać, treść odpowiedzi na wnioski, o których mowa w tym artykule, omówimy w osobnym tekście.

 

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. kajakarz

    Przy takiej ilości różnistych ekologicznych organizacji (stowarzyszenia i fundacje ), dlaczego to nie one, korzystały przepisów ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko, skoro to właśnie one brały czynny udział w pracach nad przepisami tej ustawy i chciały aby procedura dostępu do informacji o środowisku, różniła się od procedury zawartej w ustawie o dostępie do informacji publicznej?
    Czy informacja zmienia swój charakter w zależności od tego, jakiego przedmiotu dotyczy?

    Kolejne pytanie pojawia się takie: dlaczego organizacje ekologiczne nie korzystały z możliwości jakie daje im tzw. Konwencja z Aarhus donosząc na RP w tej sprawie i pokazując jaki systemowy,organizacyjny chłam w dostępie do informacji o środowisku, RP wytworzyła?
    Niech RP wyjaśnia podmiotom właściwym w trybie przewidzianym w Konwencji z Aarhus (już nawet nie katastrofę ekologiczną) lecz ten SYSTEMOWY ORGANIZACYJNY CHŁAM który tylko udaje PRAWO.
    Przecież ten systemowy chłam generuje powtarzalność patologii takich sytuacji w dostępie do informacji o środowisku.

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *