Ochrona dobrego imienia i czci nie służy do tłumienia krytyki władz

pxhere.com

“Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym.” głosi artykuł 47 Konstytucji. I nie ma znaczenia, czy jest się osobą prywatną czy urzędnikiem państwowym.

Zarazem Konstytucja zapewnia wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji (art. 54 ust. 1), a także zakazuje cenzury prewencyjnej środków społecznego przekazu.

Związki wolności słowa i informacji ze „zdrowiem” demokracji są oczywiste – skoro władza zwierzchnia należy do Narodu, czego wyrazem są m.in. prawa wyborcze (ale i np. wnioski, skargi i petycje), to tylko swobodny przepływ informacji umożliwia nam podejmowanie świadomych decyzji. Wolne media, transparentność i udostępnianie informacji mają więc kluczową rolę w naszym ustroju. Właśnie dlatego ustawa Prawo prasowe wprost zakazuje utrudniania i tłumienia krytyki prasowej (art. 44 tejże ustawy).

Konflikt między prawem do dobrego imienia osoby pełniącej funkcje publiczne a prawem do informacji (w tym do jej pozyskiwania i przekazywania) jest zatem nie do uniknięcia. W orzeczeniach sądowych przewijają się jednak dyrektywy, jak rozstrzygać tego typu kolizje: trzeba pamiętać, że granice krytyki wobec osób pełniących funkcje publiczne są szersze, i można wobec nich używać ostrzejszych słów, bardziej stanowczych sformułowań etc. Nie oznacza to oczywiście, że istnieje zgoda na “lżenie” takich osób, czy też świadome rozpowszechnianie kłamstw na ich temat (tak SA w Katowicach z dnia 22 kwietnia 2015 r., sygn. akt I ACa 971/14). Mamy jednak do czynienia z zupełnie innymi kryteriami, skoro dana osoba dobrowolnie i świadomie podejmuje działalność polityczną, a więc wystawia się na osąd opinii publicznej (zob. wyr. SA w Warszawie z dnia 18 maja 2016 r., sygn. akt VI ACa 612/15).

Wnioski nasuwają się same: możliwa jest taka ochrona dobrego imienia urzędników, która nie ogranicza wolności słowa ani prawa rozpowszechniania informacji. Krytyka jest dopuszczalna – a nawet pożądana – o ile nie jest obelżywa, i nie jest oparta na kłamstwach. Dopóki krytyka spełnia te warunki i dotyczy działań urzędników w ramach pełnionych przez nich funkcji, a nie ich życia prywatnego – nie można nikomu czynić zarzutu z takiej krytyki. Wydawałoby się więc, że portale internetowe, przekazujące informacje lokalne, są bezpieczne od takich pozwów, o ile przestrzegają zasad podstawowej rzetelności. Niestety wygląda na to, że innego zdania jest Burmistrz Gminy i Miasta Chocianów.

Groźne ogólniki

Jeden z klientów naszej poradni, prowadzący właśnie taki portal, dostał interesujące pismo od pełnomocnika burmistrza. Pismo, datowane na początek lipca, stanowi wezwanie do zaprzestania naruszeń dóbr osobistych. Pełnomocnik wprost wzywa do „zaprzestania upubliczniania na portalu internetowym treści, które są ewidentnie negatywne, nazbyt stronnicze i jednoznacznie świadczą o ataku” na burmistrza, „w związku z pełnioną przez niego funkcją burmistrza Miasta i Gminy Chocianów”. Pełnomocnik dalej wskazuje, że prowadzący portal „propaguje zachowania stronnicze i wrogie wobec władzy samorządowej”, a artykuły „stanowią jedynie wyraz pogardy, lekceważenia i ciągłej negacji”. W dalszej części pisma można znaleźć pogląd, iż „manipulowanie opinią publiczną, stronniczość i przypisywanie mojemu Mocodawcy samych negatywnych działań i niepowodzeń z uwagi na pełnioną funkcję, naraża go na utratę zaufania publicznego”.

Nie znam dorobku burmistrza Chocianowa. Bez wątpienia jednak rolą dziennikarza jest „upublicznianie” treści, które mogą nie spodobać się władzy, i „negacja” złej polityki. Trudno też zrozumieć zarzut „stronniczości” – czym innym jest mijanie się z prawdą, a czym innym przedstawianie swojego punktu widzenia. Nie wchodząc jednak w szczegóły – znamienne jest, że redaktorowi nie jest postawiony ani zarzut napisania nieprawdy, ani nie są przywołane żadne użyte przez niego wyrażenia, powszechnie uważane za obelżywe. Wszelkie zarzuty mają charakter ogólników. Co więcej – i co wynika z samego wezwania – dotyczą one krytyki działalności burmistrza, a więc urzędnika władzy samorządowej – dokładnie tego, czym powinni zajmować się dziennikarze.

Kończąc pismo, pełnomocnik wzywa redaktora do „przestrzegania norm moralnych i etycznych związanych z wykonywaniem działalności informacyjnej, tym samym do zaprzestania godzących w dobra osobiste mojego Klienta działań”. Pełnomocnik nie wskazuje jednak w treści pisma na możliwość pozwu – ale taka ewentualność pojawia się w innej sprawie…

Pozwy za Facebook

Poszło nie tylko o portal, ale i o wpis na Facebooku – wpis, uściślijmy, dotyczący skargi złożonej przez naszego Klienta, i ujęty w formę pytania, a nie stwierdzenia. Przedmiotowa skarga dotyczyła bezczynności w odpowiadaniu burmistrza na interpelację, a więc znowu – spraw publicznych i ściśle związanych ze sprawowaniem przez niego swojej funkcji.

W ocenie burmistrza wysuwane „sugestie” mają „doniosłe skutki i wpływają na ocenę rzeczywistości przez mieszkańców Chocianowa”. Dalej pełnomocnik stwierdza, że doszło do zarzucenia łamania prawa przez burmistrza (z czym trudno polemizować), a także że zarzut „jest poważny w szczególności w świetle pełnionej przez niego funkcji”.

Wydaje się, że mieszkańcy gminy powinni mieć prawo wiedzieć, że radny składa skargę na burmistrza – a skoro składa skargę, to musi w takim razie uważać, że burmistrz naruszył prawo. Argumentacja przedstawiona przez prawnika burmistrza prowadzi do wniosku, że radni robią coś złego, informując opinię publiczną o swoich zarzutach względem pracy burmistrza, i o tym, jakie podjęli w związku z tym środki.

Można się także zastanawiać, jakie skutki miałoby takie podejście dla innych osób czy organizacji, które upubliczniają informację, że dany organ nie odpowiada np. na wnioski, łamiąc w ten sposób prawo. Czy ich także należałoby pozywać?

Zgodnie z naszą wiedzą, burmistrz wysłał podobne wezwanie do przynajmniej jednego członka Rady Miasta i Gminy Chocianów.

Dlaczego to tak niebezpieczne (i zakazane)? 

No właśnie, w czym problem, nawet gdyby burmistrz pozwał swoich krytyków? Taka sytuacja mogłaby mieć niepożądane dla demokracji skutki, nawet gdyby każdy z pozwanych w tych hipotetycznych procesach wygrał.

Dla osoby, która nie zna prawa, i być może nie zdaje sobie sprawy ze swoich konstytucyjnych praw, perspektywa pozwu – i to szczególnie ze strony przedstawiciela władz, jakim jest burmistrz – może być na tyle zniechęcająca, że dobrze się zastanowi, zanim skrytykuje burmistrza. I o to zapewne burmistrzowi chodzi. Ten mechanizm określany jest jako efekt mrożący (ang. chilling effect). Pojęcie to jest używane w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, np. w sprawie R.R. przeciwko Polsce. Polega on na zniechęcaniu do realizacji swoich praw z powodu poczucia zagrożenia sankcją za swoje działanie. Można rozsądnie założyć, że polityka burmistrza, polegająca na traktowaniu krytyki jego działań jako naruszeń jego dobrego imienia, będzie prowadziła właśnie do takich skutków. Tym samym obywatele staną się mniej skłonni do rozpowszechniania informacji, a w rezultacie inni obywatele będą wiedzieć mniej.

Nie przez przypadek ustawodawca w Kodeksie postępowania administracyjnego wskazuje, że nikt nie może być narażony na jakikolwiek uszczerbek lub zarzut z powodu złożenia skargi lub wniosku albo z powodu dostarczenia materiału do publikacji o znamionach skargi lub wniosku, jeżeli działał w granicach prawem dozwolonych (art. 255 § 1 KPA), a organy państwowe, organy jednostek samorządu terytorialnego i inne organy samorządowe oraz organy organizacji społecznych są obowiązane przeciwdziałać hamowaniu krytyki i innym działaniom ograniczającym prawo do składania skarg i wniosków lub dostarczania informacji – do publikacji – o znamionach skargi lub wniosku (art. 255 § 2 KPA). Działanie polegające na de facto grożeniu pozwem w sytuacji krytyki wydaje się stać w sprzeczności z zacytowaną wyżej zasadą. 

Z tego względu postanowiliśmy złożyć skargę do właściwej miejscowo Okręgowej Rady Adwokackiej na pełnomocnika burmistrza, który sporządził wezwanie przeciw redaktorowi portalu internetowego, bowiem w naszej ocenie uczestniczenie w takim „działaniu mrożącym” stanowi naruszenie zasad etyki adwokackiej.

Krytyka, nawet stronnicza i przesadna, ma istotne znaczenie w życiu publicznym – i to nie pomimo tego, że jest niemiła urzędnikom i organom władzy, lecz właśnie z tej przyczyny. Dlatego także udzielamy bezpłatnych porad prawnych, i pomagamy korzystać ludziom z ich praw. Dopóki pytamy i przekazujemy informacje, dopóty władza musi wiedzieć, że obywatele patrzą jej na ręce.

 

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. Joanna Koczaj-Dyrda

    Ja nie zostałam pozwana lecz posadzona na ławie oskarżonych aż w trzech procesach karnych, dwóch dyscyplinarnych w OIRP w Warszawie i w dwóch dyscyplinarnych w samym ministerstwie przez sprawcę znęcania się nad pracownikami Ministerstwa Zdrowia

  2. amator

    ” nie zdaje sobie sprawy ze swoich konstytucyjnych praw,”
    Czy tylko konstytucyjnych?
    A może też swoich praw człowieka, które nie zależą od praw zapisanych w jakiejkolwiek konstytucji?

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *