#LudzieSieci: Doprowadziłem do publikowania rejestru umów w mojej gminie

Z Jackiem Werderem, członkiem Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, rozmawia Paula Kłucińska.

Paula Kłucińska: Jak zaczęła się Twoja działalność jako watchdoga?

Jacek Werder: Polityką lokalną interesowałem się z doskoku od kilkunastu lat, ale nigdy nie konsekwentnie i systematycznie. To się trochę zmieniło po przeprowadzce z Warszawy do jednej z podwarszawskich gmin. Na początku przeglądałem informacje dostępne w BIP-ie (Biuletyn Informacji Publicznej) i na stronie gminy. Zacząłem śledzić sesje rady, dzięki mieszkańcowi, który na nie chodził i udostępniał nagrania na YouTube. Wtedy nie było jeszcze obowiązku nagrywania sesji. 

Gdzieś w okolicach 2017 roku, co było związane ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi, pomyślałem, że w naszej gminie przydałaby się zmiana. Ludzie marudzili pod nosem, ale nie przybierało to formy żadnego wymiernego działania. Nie miałem absolutnie żadnych ambicji, żeby startować w wyborach, ale właśnie wtedy wysłałem pierwszy wniosek o informację publiczną, dotyczący projektu ścieżki rowerowej, który został wykonany, a później trafił do szuflady. Pojawił się problem z otrzymaniem informacji, wójt odpowiadał wymijająco. To mnie zaciekawiło.

W okresie wyborów zaangażowałem się nie tyle we wspieranie komitetów wyborczych, a krytykowanie władzy, czyli wytykanie niezałatwionych spraw, na bazie dokumentów, które udało mi się uzyskać w trybie dostępu do informacji publicznej. Odniosłem nawet drobny sukces, bo w momencie, kiedy zauważyłem, że wbrew projektowi nie wykonano odwodnienia drogi publicznej niedaleko mojego domu, zapytałem o to i przy okazji okazało się, że bez aneksu wykonawca zrobił 150 metrów drogi więcej, niż wynikało z umowy. Pytanie spowodowało, że zaczęto działać i pokazało, że ktoś patrzy.

Kolejnym etapem była zmiana władzy, która okazała się bardzo pozorna. Obietnice osób, które doszły do władzy, przede wszystkim w kwestii transparentności, konsultacji społecznych, włączania społeczeństwa w podejmowanie decyzji, okazały się być ,,picem na wodę’’. Zmotywowało to mnie i nowe władze zacząłem pytać w sposób systematyczny. Wróciłem do tematu ścieżki rowerowej, zacząłem pytać o umowy. Tak minęła końcówka 2018 roku i początek 2019.

W połowie 2019 roku sąsiadka powiedziała, że usłyszała w radiu ogłoszenie o naborze do Szkoły Inicjatyw Strażniczych. Na początku mocno się wahałem, ale zgłosiłem się i zostałem zakwalifikowany. Szkoła podbudowała moją wiedzę, ale też pozwoliła poznać wielu ludzi, którzy myślą podobnie.

W swojej gminie działasz sam, czy z innymi zaangażowanymi osobami? Masz wsparcie?

Czasami pojawiają się pozytywne komunikaty, ale zwykle w rozmowach w cztery oczy. Prowadzę stronę internetową „Leszno mazowieckie – niezależny informator Gminy Leszno” i ludzie nieraz boją się ,,zalajkować posta’’, żeby nie zostało to źle odebrane przez władze. Wciąż pokutuje w nas przekonanie, że władzy należy się kłaniać i nie zadawać niewygodnych pytań.

Mam wrażenie, że działania strażnicze generalnie nie są przyjmowane z entuzjazmem. Ludzie uważają chyba, że działania nienakierowane na przejęcie władzy są abstrakcją. Jeżeli ktoś krytykuje władzę, wyciąga różne nieprawidłowości, to jest traktowany jako potencjalny konkurent, który na pewno będzie kandydował w przyszłych wyborach. Jeśli już pojawiają się jakieś głosy wsparcia, to są ukierunkowane w tę polityczną stronę.

Pozytywne jest to, że jest kilka osób, z którymi współpracujemy przy różnych tematach. Ostatnio to temat oczyszczalni ścieków. Jednak obserwuję, że większość ludzi nie interesuje się tym, co dzieje się w gminie.

Ludzie zwykle obawiają się konsekwencji zadawania niewygodnych pytań, ale czy jest się czego bać? Czy Ty sam odczuwasz strach?

Ja nie jestem związany z którąkolwiek instytucją gminną. Natomiast w takich małych gminach, jak moja, krąg ludzi związanych z władzą jest szeroki, czy to przez stanowiska, czy przez znajomości. Różne naciski władzy na niekrytykowanie jej pojawiają się bardzo szybko. Do tego stopnia, że sołtys, który polubił mój wpis, dostał reprymendę od radnej.

Rozumiem strach ludzi, ale wydaje mi się, że często przypisują władzy przesadną moc w utrudnianiu im życia. Jeśli ludzie odważnie powiedzą: ,,nie możesz mnie zwolnić dlatego, że Cię krytykuję’’, to władza się wycofa. Tyle tylko, że ludzie wolą chuchać na zimne i się nie wychylać, a przekonać kogoś do tego, że nie musi się bać, jest trudne. Osoby, z którymi działam, nie mają z kolei nic wspólnego z lokalnym rynkiem pracy.

Ludzie wierzą też głęboko w dużą uznaniowość podejmowanych decyzji i brakuje im wiedzy, więc twierdzą, że lepiej żyć z władzą w zgodzie. Kiedy rozmawiałem z kolegą, który wycofał się z działań społecznych, podawał on argumentację, że gdy będzie starać się o budowę domu, wójt się nie zgodzi. Próbowałem tłumaczyć, że wójt musi przestrzegać prawa, a jeśli złamie procedury, to można napisać skargę. Mimo wszystko uznał, że lepiej „z władzą nie zadzierać”. Tak, jak mówiłem, władza boi się kogoś kompetentnego, kto zna swoje prawa, nie załatwia spraw szybciej z sympatii. W społeczeństwie wciąż jest takie poczucie i nie wiem, jak to zmienić.

Tak więc ja się nie boję, ale jestem przez dużą część społeczności traktowany jak Don Kichot.  

Wspomniałeś, że od początku śledziłeś sesje rady gminy. Jak teraz wygląda dostępność nagrań i samego wstępu na posiedzenia?

Nie mogę narzekać, bo gmina udostępnia zarówno transmisje z sesji rady, jak i wszystkich komisji. Jeśli chodzi o wstęp na sesje, to wszystko było dobrze aż do COVID-19, gdy zaczęto stosować art. 15zzx (zdalny tryb obradowania). Według mnie artykuł jest nadinterpretowany, bo wszystkie zaproszenia na posiedzenia nie obejmują udziału publiczności. Czyli można oglądać online, ale na miejscu już nie, co dotyczy również komisji ds. skarg, wniosków i petycji. Zadawanie pytań jest wykluczone w tym sensie, że nie ma opcji aktywnego uczestniczenia w sesji i komisji prowadzonej online, można tylko biernie obserwować.

Mówiłeś też o wnioskach o udostępnienie informacji. Pytasz tylko władze Twojej gminy? O co najczęściej?

Prawo do informacji to cudowne narzędzie. Człowiek z ulicy przestaje być traktowany jak petent, bo urząd musi mu odpowiedzieć. Na początku gmina była głównym adresatem, ale zdałem sobie sprawę, że interesują mnie tematy nie tylko gminne.

Pod koniec 2019 roku spróbowałem zbadać w sposób systemowy, jak działa program ,,Czyste powietrze’’. Była cała masa medialnych doniesień, że ten program działa wyjątkowo kiepsko, bo procedura rozpatrywania wniosków jest długotrwała, a samych wniosków spływa mało. Zapytałem wszystkie WFOŚiGW (Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej) o podanie informacji, ile wniosków spłynęło, ile zostało rozpatrzonych pozytywnie i negatywnie, na jaką kwotę oraz jaki jest minimalny, średni i maksymalny czas oczekiwania na rozpatrzenie wniosku. Tu trafiłem na ścianę pod tytułem ,,informacja przetworzona’’. Kilka WFOŚiGW podeszło do tematu racjonalnie i wyciągnęło informację na podstawie posiadanych baz wniosków, ale większość wezwała mnie do wykazania szczególnie istotnego interesu publicznego. To nauczyło mnie bardziej systematycznej działalności, ale zobaczyłem też, jakie są bariery. Przygotowałem raport, który rozesłałem do różnych portali dotyczących ochrony środowiska. Dało mi to zresztą drobną satysfakcję, bo stosunkowo krótko po moim monitoringu doszły mnie słuchy, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska działa nad zoptymalizowaniem programu. Ciągle jest daleki od ideału, ale procedury zostały uproszczone i czas obsługi wniosków się skrócił. Oczywiście nie sugeruję, że to mój monitoring coś zdziałał. Po prostu zająłem się ważnym tematem, a moje wnioski były podobne do tych w MKiŚ.

Temat, który mnie najbardziej intryguje i który badam nie tylko w swojej gminie, chociaż na razie koncentruję się na powiecie warszawskim zachodnim i mieście Warszawa, to jest temat śmieci. Wiem, że przy zagospodarowaniu odpadów komunalnych istnieje paramonopol, czyli rynek jest podzielony między kilka firm, które ewidentnie nie wchodzą sobie w drogę i w efekcie ceny rosną. Zacząłem więc pytać o ceny, zagospodarowanie poszczególnych frakcji odpadów i różne statystyki. Wykorzystuję te dane nie tylko do analizy efektywności gospodarki odpadami w gminach, ale też edukacji ludzi na temat tego, jak duży problem mamy ze śmieciami.

A co z tematem oczyszczalni ścieków?

Nasza gmina to typowa gmina pod dużym miastem, gdzie sprowadza się i buduje domy stosunkowo dużo ludzi z Warszawy. Za rozbudową mieszkaniową nie nadąża infrastruktura. O ile nie jest źle z wodociągami, o tyle kanalizacji na terenie większości gminy nie ma. Nie mamy też oczyszczalni, a nasze ścieki płyną do sąsiedniej gminy.

Jednak w 2019 roku nasza gmina zadeklarowała budowę własnej oczyszczalni. Już planowanie pokazało, że wójt stara się ukryć pewne informacje. Pierwszą z podjętych decyzji było zlecenie wykonania koncepcji kanalizacji. Umowa na koncepcję nie była publikowana i dopiero prawie po roku i kilku wnioskach wyszło na jaw, że wykonawca nie wykonał pracy, a sprawa trafiła do sądu. Dalej zlecono wykonanie kolejnej koncepcji, tym razem samej oczyszczalni. Oczyszczalnię postanowiono zbudować w miejscu aktualnej zlewni ścieków, na malutkiej działce, która znajduje się blisko domów. Również ta koncepcja nie została opublikowana, a wójt zaczął procedować wydanie decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych. Gdybym nie zawnioskował o informację publiczną, to mieszkańcy nawet by się o tym nie dowiedzieli.

Drugi wątek, to rozwój sieci kanalizacyjnej. To, co monitoruję w ramach swojej gminy, co zresztą zauważyłem też w innych gminach i co kilka lat temu NIK (Najwyższa Izba Kontroli) uznała za problem ogólnopolski, to fakt, że bardzo dużo ścieków nieoczyszczonych trafia do środowiska. Pytam o ewidencje tzw. zbiorników bezodpływowych (szamb), częstotliwość ich kontroli, o plany rozbudowy kanalizacji. Wysyłając różne wnioski, zauważyłem, że gminy po macoszemu traktują monitoring zagospodarowania ścieków tam, gdzie nie ma kanalizacji. Jeśli nie ma kanalizacji, to są szamba. A ludzie, żeby oszczędzić, bo koszty obsługi szamba są wyższe niż koszty odbioru ścieków przez kanalizację, mają te szamba nieszczelne i ścieki przenikają do wód gruntowych, zanieczyszczając je. Wójtowie nie chcąc narażać się wyborcom, szamb nie kontrolują. Chciałbym uporządkować ten temat i doprowadzić do zmiany, ale już teraz wójt zbywa moje pytania, udostępniając ewidencję w postaci pustej tabeli z numerami. Złożyłem skargę do sądu.

Czy dobrze zrozumiałam, że mieszkańcy dowiedzieli się o lokalizacji oczyszczalni od Ciebie? Czy ludzie zgłaszają się do Ciebie i proszą o pomoc?

Tak. Szum pojawił się momencie, gdy opublikowałem informacje, których wcześniej mieszkańcy nie znali. Kiedy się dowiedzieli i zaczęli protestować, to wójt zorganizował spotkanie polegające na uspokajaniu, że oczyszczalnia nie będzie śmierdziała, hałasowała, a pomimo małej działki, projekt udało się tam ,,wcisnąć’’. Mimo oporu społecznego nadal nie zmieniono decyzji, twierdząc, że innej działki nie ma. Okazało się, że są, ale trzeba byłoby tam przedłużyć kolektor ścieków, co uznano za zbyt drogie. Teraz ludzie próbują zadawać różne pytania i rzeczywiście proszą mnie o pomoc w sformułowaniu wniosku czy petycji. Natomiast główny cel mieszkańców, to protest przeciwko budowie oczyszczalni po sąsiedzku, a problem jest dużo szerszy i istnieje od kilkunastu lat. To brak wieloletniego planu rozbudowy kanalizacji wraz z udostępnianiem przez gminę nowych terenów pod zabudowę.

Rozmawiamy teraz o problemach, ale na pewno masz też sporo sukcesów. Co się udało?

Nie jestem w stanie udowodnić w sposób twardy, że doprowadziłem do zmiany, pytając. Są jednak pewne poszlaki, że różne zmiany nastąpiły w efekcie ujawniania informacji. Na przykład to, że doprowadziłem do publikowania rejestru umów, powoduje, że gmina musi się bardziej kontrolować i trudniej jej podpisywać wątpliwe umowy.

Drugi temat, to raport o stanie gminy. Zgłosiłem się jako uczestnik debaty i oczywiście na sesji wyciągnąłem całą masę nieprawidłowości w treści raportu, posługując się informacjami, które pozyskałem w trybie dostępu do informacji publicznej. Efekt był taki, że w kolejnym roku raport był przygotowany dużo lepiej. Pewne niewygodne dane zostały ukryte, ale widać już jakiś postęp.

Sukcesem jest też kwestia pobudzenia aktywności społecznej w sprawie ścieżki rowerowej, która miała powstać między gminami Leszno (pod Kampinoskim Parkiem Narodowym) i Błonie (gmina Leszno buduje kawałek ścieżki do granicy z gminą Błonie, a Mazowiecki Zarząd Dróg Wojewódzkich do granicy z gminą Leszno). Niestety ktoś nie przewidział, że ścieżka od strony Błonia kończy się na 1,5 km przed gminą Leszno. Zawnioskowałem o różne informacje, opublikowałem odpowiedzi i wzbudziłem zainteresowanie mieszkańców tym problemem. Kolejnym etapem była petycja do MZDM, którą przez weekend podpisało ponad 300 osób. Szybko zadziałaliśmy i wygląda na to, że skutecznie. Dyrektor MZDM zadeklarował, że w przyszłym roku ścieżka zostanie ,,doprojektowana’’.

Czego życzysz Sieci z okazji 18-tych urodzin?

Przede wszystkim wytrwałości i konsekwencji. Informacje o Sieci przebijają się w wielu momentach, ale od kiedy śledzę je na bieżąco, zdałem sobie sprawę, jak ważna i niedoceniona jest ta działalność, jak ważna jest jawność i transparentność. Większego docenienia w społeczeństwie.  I finansowania, tak jak w tym roku, w przypadku 1%, żeby Sieć mogła walczyć o jawność, a nie koncentrować się na kwestiach materialno-bytowych.

 

 

 

 

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *