Próby ograniczania dostępu do dokumentów dotyczących polskiej polityki międzynarodowej znane są nam od lat. Można powiedzieć, że zmiany ustawy o dostępie do informacji publicznej w 2011 roku, które właśnie taką wrzutkę zawierały, stały się dla nas najważniejszym doświadczeniem formacyjnym. Pokazały nam one, jak politycy ogrywają obywateli, zasłaniając się ochroną dobra wspólnego. W 2014 roku podjęto jeszcze jedną próbę ograniczenia jawności, którą udało się zatrzymać. Teraz jesteśmy świadkami kolejnej takiej próby. Chodzi o rządowy projekt ustawy o służbie zagranicznej, który błyskawicznie przeszedł przez Sejm (20 i 21 stycznia 2021).
Wcześniej na próżno było go szukać na rządowych stronach. Na legislacja.gov.pl ustawa pojawiła się dopiero po tym, gdy trafiła do Sejmu. Teraz projektem, którego odrzucenie rekomendowała senacka Komisja Spraw Zagranicznych, zajmie się Senat, który zapewne uwzględni stanowisko Komisji. To jednak nie koniec procesu legislacyjnego – Sejm będzie mógł odrzucić wyniki pracy Senatu, potrzebuje do tego większości bezwzględnej (liczba głosów za wnioskiem jest większa od sumy głosów przeciw i wstrzymujących się) przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów (Art. 54 ust. 7 Regulaminu Sejmu).
Czemu „tajemnica dyplomatyczna”?
Charakterystyczną cechą wszystkich prób ograniczania dostępu do dokumentów dotyczących polskiej polityki międzynarodowej jest ogólność przepisów dających ogromną uznaniowość urzędnikom. O tym, że w tej kwestii wszystkie rządzące w ostatnim dziesięcioleciu formacje są zgodne, niech świadczy to, że po podczas debaty Senackiej, Radosław Sikorski, europoseł Koalicji Obywatelskiej powiedział “W odróżnieniu od niektórych kolegów uważam za zasadne stworzenie kategorii tajemnicy dyplomatycznej. Bo są kategorie informacji, które nie kwalifikują się do oklauzulowania zgodnie z ustawą o ochronie informacji niejawnej, a nie powinny być upubliczniane. I tak jak mamy inne tajemnice zawodowe typu adwokacka, typu lekarska, typu skarbowa i kilkanaście zdaje się innych, tak uważam że tajemnica dyplomatyczna jest do definiowania i tu widzę użyteczność regulacji” (01:33:37).
Do tej pory jednak nie pojawiły się konkretne przypadki, gdy ujawnienie czegoś zaszkodziło Polsce dlatego, że prawo jest niedoskonałe. Jedyny podawany często przykład ujawnienia wrażliwej informacji dotyczy informacji o kontach bankowych białoruskiej Wiosny lub Alesia Bielackiego. Jednak po pierwsze był to raczej błąd ludzki. Po drugie wydaje się, że przekazano te informacje na podstawie zupełnie innej procedury niż dostęp do informacji publicznej. A tymczasem tajemnica dyplomatyczna najbardziej uderzy właśnie w prawo do informacji. Po trzecie, takie informacje mają już swoją ochronę w Konstytucji (art. 61 ust. 3 Konstytucji RP). O ile przekazanie informacji o dofinansowaniu dla organizacji społecznych działających w demokratycznych krajach ma znaczenie dla jakości działania państwa, o tyle przekazanie informacji o pomocy dla organizacji w krajach niedemokratycznych, może stanowić zagrożenie dla wolności zaangażowanych osób.
Trzeci raz próbuje się zdefiniować tajemnicę dyplomatyczną i trzeci raz robi się to tak by to, czy coś jest objęte tajemnicą czy też nie, zależało od uznania urzędnika.
Skutki nowego rozwiązania
Nowe zmiany mają spowodować, że ochrona informacji, których jawność miałyby jakoś zaszkodzić interesom Polski, będzie łatwiejsza z punktu widzenia urzędników. Nie będzie wymagała zachowania wyśrubowanych procedur. Tu pewnie wiele osób się zgodzi, że takie rozwiązanie jest dobre. Wszak chodzi o ważny interes Polski. Gorzej, że może to się wiązać z tym, że przy braku procedur i powiązaniu ochrony informacji z obowiązkami służbowymi, informacje chronione przez pracownika służby zagranicznej w czasie wykonywania obowiązków służbowych, mogą zostać ujawnione, gdy przestanie je pełnić. Wprawdzie straszy się go sankcją karną, ale trudno ją będzie wyegzekwować. Wizja ewentualnych sankcji może za to sprawić, że urzędnicy będą bali się cokolwiek ujawnić.
Czego się nie dowiemy?
Trudno dziś przewidzieć, co dokładnie zostanie utajnione na podstawie nowej ustawy, ale uprawnione jest stwierdzenie, że może to być potencjalnie wszystko, czym zajmuje się Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Opis przesłanek wygląda bowiem następująco:
[informacje z] którymi członek służby zagranicznej zapoznał się w związku z pełnieniem obowiązków i które ze względu na dobro służby zagranicznej mogły być udostępnione wyłącznie osobom do tego uprawnionym, a ich ujawnienie mogłoby szkodzić polityce zagranicznej Rzeczypospolitej Polskiej i naruszać jej wizerunek międzynarodowy.
Czy sądzicie, że trudno odnaleźć takie przesłanki np. w sprawie ekspertyz Ministra Waszczykowskiego dotyczących rzekomego naruszenia prawa przy wyborze Przewodniczącego Rady Unii Europejskiej lub w ujawnieniu korespondencji z Komisją Wenecką w sprawie zmian w Trybunale Konstytucyjnym?
Co konkretnie mamy do zarzucenia?
Efekt mrożący. Za ujawnienie tajemnicy dyplomatycznej urzędnik odpowiada służbowo i karnie. Jak będzie myślał o każdym dokumencie, do którego ma dostęp, skoro w sumie nie wie, co to jest ta tajemnica dyplomatyczna?
Poluzowanie procedur. Teoretycznie wciąż będą funkcjonowały dwa reżimy „utajniania” informacji. Ten, który reguluje ustawa o ochronie informacji niejawnych. Jest ściśle określony i kończy tzw. klauzulą, czyli napisem na dokumencie “ściśle tajne”, „tajne”, „poufne”, „zastrzeżone”. Dokumenty muszą być też odpowiednio przechowywane. Dużo roboty. Drugi reżim – zgodny z nową ustawą – nie wymaga takich zabiegów. Który reżim będzie częściej stosowany? Czy możliwa będzie sytuacja, że urzędnik, który właśnie odmówił dostępu do konkretnego dokumentu na podstawie ustawy o służbie dyplomatycznej, będzie go trzymał na biurku i postronna osoba będzie miała do niego dostęp? Bo przecież nie ma procedur na ich przechowywanie.
Terminy. Ustawa o ochronie informacji niejawnych wymaga skonkretyzowania terminów nadawania klauzul. W reżimie „tajemnicy dyplomatycznej” ich nie ma. Zatem potencjalnie coś jest tajne na zawsze lub w danym momencie. Ba, można sobie wyobrazić, że coś jest tajne według jednego urzędnika, a według drugiego już nie. No i można sobie wyobrazić, że coś, co ktoś uważał za tajne w czasie pracy w urzędzie, stanie się jawne, gdy odejdzie. I nikt mu nie udowodni, że działał celowo na szkodę Rzeczpospolitej. Bo skąd miał wiedzieć, że coś jest tajne, skoro nie było na tym klauzuli?
Co może zrobić każdy i każda z nas?
Chcąc pogłębić wiedzę na temat zagrożeń wynikających z ustawy, zamówiliśmy opinię u prof. Michała Bernaczyka z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. To wybitny znawca tematyki związanej z jawnością. Z jego opinią każdy i każda z Was może się zapoznać (treść opinii).
Wysłaliśmy tę opinię do wszystkich Senatorów, indywidualnie traktując członkinie i członków Komisji Spraw Zagranicznych i Unii Europejskiej. Podziękowaliśmy im za solidną dyskusję o ustawie. Chcemy, by podczas dyskusji plenarnej przedstawili wszystkie argumenty i wiedzieli, że obywatele obserwują sytuację. Chcemy również, by przewodniczący Komisji – Senator Bogdan Klich, wszystkie te argumenty jeszcze raz podniósł – także w sali sejmowej.
Prawdziwa „batalia” jest przed nami, w Sejmie. Prawdopodobnie w kolejnym tygodniu. Zgodnie z Regulaminem Sejmu (art. 54) sprawa trafi z powrotem do komisji sejmowej, która się nią zajmowała. Jest to Komisja Spraw Zagranicznych. Niestety odrzuciła ona wniosek o wysłuchanie publiczne, na które był czas po pierwszym czytaniu. Dlatego teraz musimy wywierać presję na posłów PiS, ale też współdziałać z innymi posłami. Ważne, by decyzja była podejmowana po dyskusji, która zostanie zaprotokołowana.
Wygląda też na to, że cała ustawa ma sporo przeciwników w kręgach dyplomatów i związków zawodowych. To sojusznicy, do których warto się odezwać. Zaniepokojone są nią również media, dla których to również może oznaczać kolejne ograniczenie w dostępie do informacji.
Jeśli macie pomysły, co jeszcze można zrobić, piszcie do nas na biuro@siecobywatelska.pl. Natomiast, gdy będzie wiadomo, czy Senat odrzucił ustawę, zaproponujemy Wam wspólne wysłanie listów do posłów.
Warto przy tej okazji zauważyć że “tradycja” pozbawiania ludzi informacji jak działa ich państwo, w tzw.III RP jest już stara.
Gdy w ustawie o pracownikach samorządowych (jednej z trzech, od których w 1989r. zaczęła się III RP) nałożono na nich obowiązek służbowy, udostępniania informacji o działalności samorządu terytorialnego, prawie natychmiast różni tzw. włodarze ( jak nazywają ich przymilni jurnaliści) zaczęli kombinować jak zrobić aby mieszkańcy ich gmin wiedzieli o ich działalności, tylko to na co oni zezwolą.
Jeszcze w wieku XX-tym w ustawie o pracownikach samorządowych (w art. 15-tym) z inspiracji tym razem PSL-u planowano nowelizację która miała wprowadzić swoistą tajemnicę samorządową.
Sikorski w komisji też bronił swojego wynalazku sprzed lat gdy szefem MSZ był, wtedy bowiem już podjął kroki aby tzw. tajemnicę dyplomatyczną wprowadzić.
Wodzyki partyjne maści różnych, takie charakterki mają bowiem.
Jawność, narcyzom o rozbuchanym ego, zawsze bardzo doskwiera.
.