Katarzyna Cichowicz, sołtyska wsi Czaple w Pomorskiem, jest uczestniczką kursu (Bez)Nadzieja małej gminy realizowanego przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska. Absolwentka inżynierii środowiska. Pisze i rozlicza projekty – przede wszystkim infrastrukturalne, ale również społeczne. Uwielbia gotować i eksperymentować w kuchni. Jest fanką języków obcych. Ostatnio, dzięki pasji córki, zaczęła uczyć się jazdy konnej.
Martyna Bójko: Od jak dawna jesteś sołtyską?
Katarzyna Cichowicz: Od momentu, gdy powstało moje sołectwo – zostałam wybrana w styczniu 2018 roku.
A jaki jest proces powstawania sołectwa? Rozrasta się gmina?
W naszym przypadku było tak, że rzeczywiście rozrastała się miejscowość, wcześniej byliśmy w innym sołectwie – Leźno. Wyodrębnienie naszego sołectwa, to był ruch oddolny – mieliśmy poczucie niesprawiedliwości, że za każdym razem jesteśmy pomijani na przykład w rozdzielaniu środków czy inwestycjach. Został złożony wniosek o utworzenie nowego sołectwa, gmina go rozpatrzyła pozytywnie i się udało – Czaple zostały wyłączone jako oddzielne sołectwo.
Co Cię skłoniło do tego, by kandydować na stanowisko sołtysa?
Lubię działać społecznie – robiłam to w szkole podstawowej, w liceum, na studiach. Działam też w stowarzyszeniu wspomagającym dzieci z niepełnosprawnością, bo mam córkę, która wymaga większego wsparcia. To było dla mnie oczywiste, że mam chęci i wiedzę, by działać.
Zostałaś sołtyską i co dalej? Jakie obowiązki ma sołtys?
To zależy od gminy. Typowo wiejskie sołectwo różni się od sołectwa w gminie wiejsko-miejskiej na pograniczu z dużą aglomeracją. U nas to jest aglomeracja trójmiejska. Coraz mniej tu rdzennych mieszkańców, a coraz więcej osób, które przeprowadziły się z miasta, ja też jestem przyjezdna. Nie jestem typową wiejską sołtyską, którą kojarzymy z przeszłości i która roznosi okólnik po wsi. Nie jestem też pracowniczką urzędu gminy ani osobą, która wszystko wie i może wszystko załatwić, choć niektórym tak się wydaje.
Gdy to słyszę, odsyłam mieszkańców do statutu naszego sołectwa, by przeczytali, jaka jest moja rola. Staram się dbać o interesy mieszkańców naszego sołectwa, reprezentować ich w kontaktach z urzędem gminy, ale nie mam siły sprawczej ani wpływu na decyzje podejmowane przez gminę, choć oczywiście wraz z radą sołecką próbujemy mieć wpływ na to, co dzieje się w naszym sołectwie.
No właśnie, jak układają się relacje z gminą? Jakie macie największe problemy?
Przede wszystkim brak chęci do rozmowy, by przekazywać nam informacje o planowanych działaniach. O wielu decyzjach dowiadujemy się już po fakcie.
Także tych dotyczących Waszego sołectwa?
Tak. Wiele było takich sytuacji, wspomnę o dwóch. Od 2016 roku planowano inwestycję drogową – tzw. Węzeł Rębiechowo, której część miała być realizowana na terenie naszego sołectwa – planowano drogę, kanalizację deszczową, chodnik (na razie droga biegnąca przez naszą wieś nie ma nawet pobocza). Mimo że wielokrotnie nam obiecywano, że ta inwestycja zostanie zrealizowana, ostatecznie wyłączono z jej zakresu nasze sołectwo, z powodu braku pieniędzy. Czujemy się oszukani, nikt nas nie uprzedził, nie zapytał o zdanie.
Sołtys powinien mieć dostęp do wszystkich istotnych informacji, by je potem przekazać mieszkańcom, ja takiego dostępu nie mam. Muszę je zdobywać innymi kanałami.
Druga sprawa też dotyczy drogi. W styczniu dowiedzieliśmy się, że gmina wydała zezwolenia na przejazdy pojazdów o większym tonażu niż dopuszcza nasza droga, na budowy hal przemysłowych na terenie Gdańska. Brak pobocza, chodnika a wpuszczono na drogę ciężki sprzęt. Początkowo urząd nie chciał się przyznać do wydania tych zgód, ale zawnioskowaliśmy w trybie dostępu do informacji publicznej o te dokumenty i potwierdziło się to, czego dowiedzieliśmy się wcześniej nieoficjalnie. Gdybyśmy nie zapytali, nikt by nas nie poinformował, że naszą drogą bez chodnika i pobocza będą jeździć ciężarówki. Wiem, że Gdańsk zaproponował firmom mało korzystne, ich zdaniem, warunki korzystania z dróg (remont dróg, sprzątanie) i przyszły do gminy Żukowo. A ta lekką ręką wydała zezwolenia, nawet nie informując o tym mieszkańców.
Czy te firmy miały jakieś zobowiązania wobec Waszej gminy z tytułu korzystania z dróg?
Dopiero po naszych protestach. Pisaliśmy pisma do Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni, do naszej gminy, powiadomiliśmy lokalną prasę, była gdańska telewizja i Polsat. Staraliśmy się nagłośnić problem, pokazać, jak jest niebezpiecznie na tej drodze. Wówczas zgłosiła się do mnie jedna z firm, chcąc jakoś załagodzić ten konflikt. Ja i jedna radna spotkałyśmy się z przedstawicielem firmy, powiedziałyśmy, że dla nas najważniejszy jest chodnik, by było bezpieczniej. Jednak my jako sołectwo nie możemy przyjąć żadnej darowizny ani zobowiązać się do realizacji jakieś inwestycji – to są zadania gminy. Dlatego firma złożyła w gminie darowiznę na rzecz budowy chodnika w naszym sołectwie – 140 tysięcy. Potem zgłosiła się kolejna firma, która mocno eksploatuje naszą drogę, jeżdżąc na budowę do Gdańska i oni dali 60 tysięcy. Gmina zobowiązała się do zrobienia chodnika do końca sierpnia tego roku. Tych pieniędzy oczywiście nie starczy na budowę całego chodnika i urząd zaplanował na razie prowizoryczny chodnik, nie taki, jaki jest w projekcie Węzła Rębiechowo. Tego też oczywiście nie dowiedzieliśmy się oficjalnie.
Czyli prowizoryczny, ale jednak chodnik będzie, dzięki waszej determinacji, jeszcze coś udało wam się wywalczyć?
Tak, z dużymi problemami, ale udało nam się wybudować z funduszu sołeckiego świetlicę wiejską. Nasza wieś liczy ok. tysiąca mieszkańców i nie mieliśmy żadnego miejsca, w którym moglibyśmy się spotykać. Nie ma kościoła, szkoły, wszystko jest w tej większej sąsiedniej miejscowości.
Nie mieliśmy szans na budynek murowany i zdecydowaliśmy się na świetlicę kontenerową. Poświęciliśmy na tę świetlicę dwa fundusze sołeckie – 115 tysięcy. Długo czekaliśmy na realizację, wreszcie się udało, w październiku 2019 roku powstała świetlica. Zabrakło nam 20 tysięcy na tę inwestycję. Poprosiłam burmistrza o dołożenie tych pieniędzy z budżetu gminy – odmówił. W tej sytuacji złożyłam zobowiązanie, że te pieniądze, jako sołectwo, oddamy w kolejnym roku. 8 marca 2021 roku świetlica została nam formalnie przekazana do użytkowania, przez półtora roku trwały prace wykończeniowe. Dzięki pieniądzom od sponsorów, mieszkańców i ze zbiórek, udało nam się kupić meble do kuchni i zrobić aneks kuchenny, zorganizować regały, stoły, krzesła oraz sprzęt komputerowy i inne drobne wyposażenie. Z pieniędzy z funduszu sołeckiego na 2020 rok zrobiliśmy zagospodarowanie terenu wokół świetlicy. Mam nadzieję, że wreszcie będziemy mogli korzystać z tej świetlicy, bo dotychczas było to niemożliwe z powodu pandemii.
A jak w ogóle wygląda w gminie sama realizacja funduszu sołeckiego? Czy są problemy z rozdziałem środków czy realizacją projektów?
Nie wszystkie propozycje przeznaczenia tych środków są akceptowane przez gminę.
Wszystko zależy od tego, jakie to jest sołectwo i jakie zadania chce realizować. Nie jesteśmy jedynym sołectwem w gminie, w którym z różnych przyczyn jakieś zadania nie są realizowane.
W 2018 roku chcieliśmy przeznaczyć środki z funduszu na położenie płyt yomb na jednej z ulic. Burmistrz się nie zgodził, bo gmina miała w planach realizację inwestycji Węzła Rębiechowo i to byłby niezasadny wydatek. Tyle że ta inwestycja u nas nie jest realizowana i nie wiadomo, czy i kiedy w ogóle będzie. Nie zgodzono się również na realizację innego naszego zadania – doposażenia jednostki OSP w Leźnie. Chcieliśmy kupić parawany, które są potrzebne w razie wypadku. Zdecydowaliśmy się na to, bo strażacy z Leźna obsługują także naszą miejscowość. Odrzucono nam ten wniosek, tłumacząc, że z funduszu sołeckiego można finansować zadania jedynie na terenie danego sołectwa. W tej sytuacji mogliśmy albo potrzymać wniosek albo zorganizować kolejne zebranie sołeckie, by go poprawić. Zdecydowaliśmy się na podtrzymanie wniosku. Zebraliśmy argumentację, którą przedstawiliśmy urzędowi. Wniosek trafił na sesję rady gminy, w której większość ma burmistrz i rada zagłosowała tak, jak chciał – za naszym wnioskiem głosowali jedynie radni opozycyjni. W tej sytuacji złożyłam jako sołtyska, skargę na uchwałę rady miejskiej do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Zależało mi na interpretacji przepisu, który zdaniem naszej gminy nie pozwala na przeznaczenie środków na zadania poza sołectwem. Wcześniej prosiłam o taką interpretację Regionalną Izbę Obrachunkową, ale odpowiedziano mi, że jako sołtyska nie jestem uprawniona do pytania o to. Bardzo liczyłam na to, że WSA wypowie się w tej sprawie, niestety bardzo się rozczarowałam. Skarga została odrzucona, sąd uznał, że jako sołtyska nie mam osobowości prawnej, nie mogę występować przed sądami administracyjnymi. To było o tyle dziwne, że w skardze powoływaliśmy się na wyroki wojewódzkich sądów administracyjnych czy NSA rozpatrujące skargi złożone właśnie przez sołtysów. Gdybym wiedziała, że nie rozpatrzą skargi złożonej przeze mnie jako sołtyskę, złożyłabym ją jako mieszkanka (więcej o sprawie – Czy sołtys może zaskarżyć do WSA uchwałę rady miejskiej?).
Składałaś skargę kasacyjną?
Nie, potrzebowałabym do tego pełnomocnika, bo sama nie mogłabym jej złożyć i zrezygnowałam.
Jednym słowem współpraca z gminą nie przebiega bezproblemowo?
Niestety jest ona trudna. Jak wspomniałam wcześniej, największą naszą bolączką jest ograniczony dostęp do informacji.
Z czego wynikają te problemy?
Docierają do mnie głosy, że może gdybym mniej krytycznie patrzyła na niektóre poczynania władz gminy, byłoby mi łatwiej. Pewną trudnością jest również to, że nie jestem stąd, nie jestem Kaszubką. Przyjechałam z województwa łódzkiego. Mam wrażenie, że osobom niemającym pochodzenia kaszubskiego jest tutaj trochę trudniej. Nie odczuwam tego w ogóle w moim sołectwie, mam duże wsparcie mieszkańców, także tych, którzy mieszkają tu od pokoleń. Są otwarci na pomoc, rozmowę, współpracę i to jest dla mnie najważniejsze, bo to dla nich jestem sołtyską, nie dla urzędników. Ja też staram się do nich wychodzić i dawać im możliwość wypowiedzenia się w ważnych sprawach – na przykład przed zebraniem wiejskim dotyczącym funduszu sołeckiego robię spotkania konsultacyjne, ankiety online, ale też tradycyjne, na papierze, bo nie każdy korzysta z internetu.
Nie jesteś zniechęcona, chcesz dalej być sołtyską?
Są dni, gdy się budzę rano i myślę – rezygnuję, a kolejnego dnia wstaję i mówię sobie – walczę dalej i się nie poddam. Nawet jeśli nie będę sołtyską, chcę dalej działać dla lokalnej społeczności. Z grupą mieszkańców myślimy o założeniu fundacji działającej na rzecz sołectwa. Zawodowo zajmuję się pisaniem i rozliczaniem projektów, czas wykorzystać te umiejętności i pisać projekty, które będzie można realizować w naszym sołectwie, bo jest dużo do zrobienia – marzymy na przykład o placu zabaw czy boisku, których gmina nie chce nam wybudować. Buduje za to w innej miejscowości boisko gminne obok szkolnego. Dlatego musimy sami o siebie zadbać.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji kolejnych planów.
Artykuł jest częścią cyklu prezentującego uczestników i uczestniczki kursu (Bez)Nadzieja małej gminy prowadzonego przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska.
Komentarze