“Referendum wygrywa się przez niską frekwencję”

12 lat temu „Rzeczpospolita” pisała: Jak wynika z danych Państwowej Komisji Wyborczej, od 1992 r. (kiedy to weszła w życie ustawa o referendach lokalnych) do 2006 r. ważnych było 49 na 440 referendów, czyli 11 proc. Od 2006 r. ten wskaźnik wynosi 17 proc., ale jest wyższy tylko dlatego, że obniżono próg minimum głosujących. Zainteresowanie mieszkańców sprawami lokalnymi jest nadal słabe i wciąż ogranicza skuteczność referendum.

Od tego czasu niewiele się zmieniło. Aby referendum odwoławcze było ważne, do urn powinno pójść nie mniej niż 3/5 biorących wcześniej udział w wyborze odwoływanego organu. Od początku tej kadencji samorządu (2018-2023) na 46 lokalnych referendów odwoławczych ten warunek spełniło jedynie 6 – wszystkie skutkowały odwołaniem organu (lista referendów). 

24 listopada 2019 r. mieszkańcy Bałtowa zdecydowali o odwołaniu rady gminy, która była skonfliktowana z burmistrzem. Z tego samego powodu do końca kadencji nie dotrwała rada gminy Niechanowa, odwołana 8 marca 2020 r. 7 czerwca 2020 w drodze referendum stanowisko straciło dwóch włodarzy – wójt Widuchowej – zarzucono jej m.in. niegospodarność; burmistrz Boguszowa – Gorc, który z zarzutami prokuratorskimi trafił do więzienia.  Tydzień później w referendum zainicjowanym przez radę gminy mieszkańcy opowiedzieli się za odwołaniem wójta Baranowa (powód to m.in. nepotyzm). Ostatnie ważne referendum odwoławcze w tej kadencji odbyło się w Tucznie i w jego wyniku funkcję stracił burmistrz. Jednym z powodów referendum było forsowanie budowy biogazowni wbrew woli mieszkańców. Czy w przypadku pozostałych 40 nieudanych referendów powody ich przeprowadzenia były błahe lub mieszkańcy nie interesowali się wystarczająco lokalnymi sprawami? Niekoniecznie.

Burmistrz pracodawcą

Zdecydowana większość referendów odwoławczych w aktualnej kadencji samorządu dotyczyła usunięcia ze stanowiska wójta lub burmistrza. A w lokalnych społecznościach to ważne osoby i liczący się pracodawcy. Mają wpływ na zatrudnienie nie tylko w urzędzie, ale również w jednostkach mu podległych – domach kultury, spółkach komunalnych, szkołach, przedszkolach itd. I choć żaden wójt czy burmistrz nie wyda oficjalnego polecenia służbowego, by nauczyciele czy pracownicy lokalnego muzeum nie szli do referendum w sprawie odwołania go ze stanowiska, wystarczy, że to zasugeruje w prywatnej rozmowie. Czasem nawet nie musi nic sugerować, bo przecież w małych gminach wszyscy się znają i dosyć łatwo ustalić, kto w dniu referendum odwiedził komisję do spraw referendum.

Pracownicy gminnych czy miejskich instytucji w obawie przed konsekwencjami nie tylko sami nie pójdą do referendum, ale też zniechęcą swoich bliskich do udziału w nim – dotarły do nas informacje o takich przypadkach. Bo testem na lojalność wobec wójta nie jest oddanie głosu na jego korzyść (czego zresztą nie da się sprawdzić), ale niewzięcie udziału w referendum. To właśnie w za niskiej frekwencji włodarze upatrują nadziei na pozostanie na stanowisku. Nie trzeba zresztą być pracownikiem jednostki podległej wójtowi, by mieć dużo do stracenia. Głosowanie w referendum może oznaczać niezałatwienie ważnej sprawy w urzędzie, np. pozwolenia na budowę.

Wójt ma przewagę informacyjną

O zbliżającym się referendum informuje urząd gminy, rozwieszając obwieszczenia. To minimum, jakie musi zrobić i zwykle do niego się ogranicza. Rzadko się zdarza, że notka zapraszająca do urn pojawia się na przykład w gminnych social mediach. Czasem gmina nawet nie wywiązuje z obowiązku rozwieszenia obwieszczeń – tak było przed referendum w Małej Wsi pod Płockiem, które odbyło się 11 lipca 2021 r. Wójt tak długo ociągał się z wywieszeniem obwieszczenia o referendum, że jego inicjatorzy musieli interweniować w PKW. Kiedy jednak zapadł wyrok w trybie wyborczym, zakazujący inicjatorom referendum kolportowania ulotki, zadbano, by ta informacja dotarła do mieszkańców.

Ulotki z treścią wyroku do sołtysów dostarczyli pracownicy urzędu. W czasie wolnym. Bywa, że wójt informuje o referendum tylko “swoich” ludzi, by wywiązać się z obowiązku informacyjnego, lecz nie powiadomić zbyt dużej grupy mieszkańców. Z kolei w Tucznie dosyć widoczna była kampania zniechęcająca do udziału w referendum – nie przekonała ona jednak mieszkańców i burmistrza odwołano.

(zdjęcie za https://www.asta24.pl/2020/10/19/krzysztof-hara-nie-bedzie-burmistrzem-odwolali-go-mieszkancy)

Zdarza się, że burmistrzowie czy wójtowie nic nie pozostawiają przypadkowi i otwarcie, osobiście zniechęcają do udziału w referendum. Tak był w Ścinawie – Burmistrz zniechęcał mieszkańców do pójścia do urn w opublikowanym na FB nagraniu i na ulotkach wrzucanych do skrzynek, choć to działanie niezgodne z prawem.

Tak tę sprawę komentuje nasz prawnik, Szymon Dubiel:

Zgodnie z art. 4 ust. 1 i 2 Konstytucji RP, władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu i jest sprawowana przez przedstawicieli bądź bezpośrednio. Jednym ze sposób sprawowania tej władzy jest udział w referendach lokalnych (art. 170 Konstytucji RP). Organy władz publicznych, działające na podstawie i w granicach prawa, powinny być tego świadome i nie podejmować działań prowadzących do zniechęcania obywateli do korzystania ze swoich uprawnień.

Jak wskazuje art. 250 Kodeksu karnego, bezprawne naruszenie swobody głosowania jest przestępstwem. Może być ono popełnione poprzez takie zachowanie, które utrudnia, w jakikolwiek sposób zakłóca albo wywiera wpływ na osobę posiadającą czynne prawo wyborcze, realizującą te prawa, a więc zakłóca swobodne oddanie głosu w trakcie wyborów (tak Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 13 listopada 2019 r., sygn. akt I NSW 267/19). Podjęte przez burmistrza działania mogą ograniczać swobodę mieszkańców jednostki samorządu terytorialnego, niezdecydowanych, czy wziąć udział w referendum.

Co więcej, zgodnie z art. 28 ustawy o referendum lokalnym, organom jednostki samorządu terytorialnego oraz członkom tych organów zabrania się uczestniczenia na koszt jednostki samorządu terytorialnego w kampanii referendalnej związanej z referendum w sprawie odwołania organu jednostki samorządu terytorialnego przed upływem kadencji. Naruszenie tego zakazu podlega karze grzywny (art. 69 ustawy). Rozpowszechnianie ulotek, które powstały na koszt jednostki samorządu terytorialnego, narusza ten zakaz, jeśli ulotki były drukowane z publicznych pieniędzy.

Czy tak musi być?

Czy smutny los lokalnych referendów odwoławczych, których przytłaczająca większość jest nieważna, można odwrócić? Można, ale najpierw musiałaby się zmienić mentalność samorządowców, którzy są gotowi poddać się ocenie mieszkańców tylko w wyborach, kiedyś co cztery, teraz co pięć lat. Zapominają, że zamysł ustawodawcy był inny – mieszkańcom dano możliwość wypowiedzenia się na temat jakości zarządzania ich gminą właśnie w referendum. Zniechęcanie ich do uczestnictwa w referendum, to psucie demokracji.

Dlaczego nie zrobić odwrotnie i nie zachęcić mieszkańców, by po prostu poszli do urn i wyrazili swoje zdanie? Czy wójt czy burmistrz rzeczywiście ma się z czego cieszyć, gdy w nieważnym referendum 95% głosujących jest za jego odwołaniem? I czy można odtrąbić sukces, gdy zwyciężyło się, nie do końca grając fair? Referenda odwoławcze pokazują, jak nierówno rozłożone są siły i jak, paradoksalnie, wójtowie czy burmistrzowie wykorzystują władzę daną im przez mieszkańców przeciwko nim. Dużą nadzieją jest to, że mieszkańcy się samoorganizują – większość referendów odwoławczych była inicjowana przez mieszkańców, a nie radnych opozycyjnych. 

Oczywiście dużym uproszczeniem byłoby twierdzenie, że zbyt niska frekwencja w referendach lokalnych jest spowodowania jedynie postawą lokalnych włodarzy, którzy zniechęcają do udziału w nich. Na pewno istotnym czynnikiem pozostaje małe zainteresowanie mieszkańców sprawami lokalnej społeczności. Tym bardziej władze gminy powinny zachęcać do udziału w referendum i chwalić się wysoką frekwencją, która jest świadectwem dojrzałości lokalnej demokracji.

“Referendum wygrywa się przez niską frekwencję”

29 sierpnia odbędzie się referendum w sprawie odwołania Burmistrza oraz Rady Miejskiej Murowanej Gośliny. I co robi burmistrz Dariusz Urbański? Cierpliwie czeka na wynik głosowania? Bynajmniej. Z wielkim zaangażowanie zniechęca do udziału w wyborach, sięgając po wszystkie możliwe środki:

  • po gazetę samorządową, w której opublikował długi artykuł, w którym stara się zdyskredytować inicjatorów referendum, narzeka na ustawę i apeluje, by mieszkańcy nie szli do referendum.

Postanowienie komisarza wyborczego o odmowie przeprowadzenia referendum zakwestionował Wojewódzki Sąd Administacyjny w Poznaniu. To kuriozum, że sędziowie podważają decyzję doświadczonego w tej materii komisarza wyborczego. Temat jest otwarty. Ustawa o referendum lokalnym jest tak wadliwa, nieprecyzyjna, że powinna trafić do kosza. Mamy nadzieję, że komisarz wyborczy obroni swoją decyzję i odwoła się od decyzji sądu. Niestety, nie mogę tego zrobić ani ja, ani radni, mimo iż sprawa dotyczy lokalnych władz samorządowych.

Na koniec prośba: jeśli dojdzie do referendum, to mój wyborc, zwolenniku, zostań w domu. Do urn niech idą hejterzy, pieniacze i osoby, które marzą o darmowych wycieczkach do Francji, a zamiast infrastruktury drogowej i rekreacyjnej wolą mieć hitsoryczny park rozrywki.
Żródło: Gośliński Biuletyn Mieszkańców 4/2021
  • nagrywa oświadczenie (zrealizowano je w urzędzie), które publikuje na fanpejdżu swojego komitetu wyborczego. W nim też zniechęca do udziału w referendum.

link do nagrania

  • by mieszkańcy nie zapomnieli, Burmistrz wrzuca co jakiś czas na swój profil na FB “zniechęty” 

  • wiadomo jednak, że mieszkańcy miewają słabą pamięć, dlatego Burmistrz postanowił przypomnieć o obowiązku “niepójścia” do referendum także w czasie miejskiej Biesiady. Wypowiedź burmistrza nagrał i udostępnił nam nasz czytelnik.

Pozostaje mieć nadzieję, że mieszkańcy skorzystają z przysługujących im praw i wezmą udział w referendum.

 

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. Michał Zemełka

    Jak się ma taka konstrukcja do zasady tajności głosowania? Skoro na skutek takich a nie innych przepisów zagłosować w referendum idą niemal wyłącznie osoby będące ZA odwołaniem tego, czy tamtego organu, to oznacza, że głosowanie de facto nie jest tajne, bo spokojnie można założyć, że kto odwiedził lokal wyborczy, ten głosował za odwołaniem.
    Czy to nie powinien być kluczowy argument za radykalnym obniżeniem progu ważności?

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *