Rozmowa z Jakubem Jaworskim, uczniem technikum, członkiem Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
Agnieszka Zdanowicz: Chciałabym zacząć naszą rozmowę od kwestii, która mnie najbardziej intryguje – jak to się stało, że w tak młodym wieku zainteresowałeś się kontrolą władzy. Co stało się impulsem do tego, żeby po raz pierwszy wejść na stronę urzędu i spojrzeć, jakie informacje się na niej znajdują, a potem na tej podstawie zadawać pytania?
Jakub Jaworski: Impulsem były nieprawidłowości w działaniu organu, z którym miałem styczność – wchodząc na jego stronę internetową, chciałem zdobyć wiedzę, jak ten organ funkcjonuje, żeby móc go właściwie ocenić.
A co to był za organ?
Chodzi o Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Warszawie. Te kolegia są dosyć nieznanymi i bardzo niedocenianymi organami. Ja sam miałem okazję poprzez sprawy prywatne zapoznać się z działaniem warszawskiego kolegium. Niestety sprawy były załatwiane bardzo długo, trzeba było się upominać, angażować sąd. W związku z tym zacząłem się interesować prawem i czytać o funkcjonowaniu SKO i jego historii, zakupiłem nawet specjalistyczną literaturę na ten temat. Okazało się, że powołanie samorządowych kolegiów odwoławczych to piękna idea, ponieważ są to organy, które mają chronić mieszkańców przed nieprawidłowościami i nadużyciami ze strony władz samorządowych. Robią to m.in. poprzez rozpatrywanie zażaleń i odwołań obywateli. Jednocześnie mogą być angażowane w bardzo ważne obszary funkcjonowania samorządu i życia mieszkańców gmin jak np. opieka społeczna, warunki zabudowy, decyzje środowiskowe czy dostęp do informacji publicznej.
Czy pamiętasz, kiedy złożyłeś swój pierwszy wniosek o informację? Czy czekałeś z tym do swoich osiemnastych urodzin?
Sprawdziłem specjalnie, że pierwsze pytanie instytucji publicznej zadałem w 2015 roku, kiedy miałem 13 lat. Skierowałem je do Poczty Polskiej. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że korzystam z prawa do informacji. Zaciekawiło mnie, czemu zlikwidowano jeden z urzędów pocztowych – i dostałem satysfakcjonującą, merytoryczną odpowiedź.
Czyli było to pozytywne rozpoczęcie przygody z kontrolą władz. A w którym momencie natknąłeś się na temat dostępu do informacji publicznej?
Na jednym z przedmiotów w szkole mieliśmy za zadanie przygotować decyzję administracyjną. Szykując się do tego, zauważyłem hasło „dostęp do informacji” i stwierdziłem, że to brzmi ciekawie, może być przydatne, więc postanowiłem zgłębić temat. Akurat kończyłem 18 lat i pomyślałem, że ja też mógłbym skorzystać z tego prawa, chociaż trochę się obawiałem, co na to powiedzą organy. Jak się okazało, obawy nie były zupełnie nieuzasadnione. Jednak czułem, że najpierw muszę dobrze poznać to prawo i samą procedurę zadawania pytań.
Czyli był to zbieg okoliczności, że akurat skończyłeś 18 lat i zacząłeś korzystać z prawa do informacji, a nie świadoma strategia. Czy myślisz, że gdybyś jako osoba niepełnoletnia wiedział, że istnieje możliwość kontrolowania władz przy wykorzystaniu tego prawa, to byłbyś gotowy zadawać pytania instytucjom publicznym?
Ja byłbym gotowy, ale nie wiem, czy instytucje byłyby gotowe traktować mnie poważnie.
Z tego, co wiem, to nawet mimo tego, że złożyłeś pierwszy „świadomy” wniosek, mając już skończone 18 lat, to i tak jeden z organów, do którego wniosek trafił, czyli SKO w Warszawie, nawiązywał do Twojego wieku w wydanej decyzji odmownej.
Dokładnie. Mój wniosek dotyczył sposobu załatwiania wniosków o dostęp do informacji, ewidencji tych wniosków, liczby otrzymanych wniosków. SKO stwierdziło, że wnioskuję o informację przetworzoną i wezwało mnie do wykazania szczególnie istotnego interesu publicznego. Ostatecznie wydało decyzję odmowną, w której stwierdziło m.in. że trudno się spodziewać po osobie młodej, która jeszcze się uczy i nie posiada żadnego doświadczenia zawodowego, że przedstawi ona sensowne rozwiązania w przedmiocie zmian w organizacji pracy SKO w zakresie rozpatrywania wniosków o dostęp do informacji. Wówczas z różnych przyczyn niestety nie miałem możliwości zaskarżenia tej decyzji.
SKO notorycznie wydaje decyzje w sprawach dostępu do informacji w składzie trzyosobowym, podczas gdy z ustawy o samorządowych kolegiach odwoławczych wynika, że decyzje takie powinien wydawać prezes kolegium. W trzech innych sprawach, gdzie złożyłem skargi na decyzje SKO odmawiające udzielenia informacji, WSA stwierdził nieważność zaskarżonych decyzji jako wydanych z naruszeniem przepisów o właściwości, podzielając moje stanowisko (wyroki WSA w Warszawie: z dnia 14 kwietnia 2021 roku, sygn. akt II SA/Wa 1797/20; z dnia 30 kwietnia 2021 roku, sygn. akt II SA/Wa 2136/20 oraz z dnia 22 czerwca 2021 roku, sygn. akt II SA/Wa 2263/20). W ostatniej w wymienionych wyżej spraw udział zgłosił Rzecznik Praw Obywatelskich, który również podzielił moje stanowisko. Pomimo trzech wyroków, organ dalej pozostaje przy swoim stanowisku, w związku z czym złożył od nich skargi kasacyjne. Tak więc sprawy są w toku.
Trzeba powiedzieć, że swoich wniosków o informacje nie kierowałem wyłącznie do warszawskiego kolegium, ale trafiły one również do innych SKO, które odpowiadały na pytania dużo chętniej.
Czyli od innych kolegiów udało się uzyskać satysfakcjonujące odpowiedzi?
Tak, choć nie zawsze były one w pełni satysfakcjonujące. Nie było jednak aż takich problemów jak w SKO w Warszawie.
I zdaje się, że historia z SKO w Warszawie nie kończy się na wydawaniu decyzji odmownych i sporach w sądach administracyjnych?
Niestety nie. W październiku 2020 r. przyjechała do mnie policja z pytaniami, czy składałem wnioski do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie, czego dotyczyły, ile ich było etc. Odpowiedziałem na wszystkie pytania i podkreśliłem, że nie ma takiego przepisu, który mówiłby o tzw. nadużywaniu prawa do informacji. Ten zarzut, podnoszony w decyzjach wydawanych przez SKO, uważam za mocno krzywdzący, ponieważ kieruje mną wyłącznie troska o dobro publiczne i przestrzeganie prawa.
W sprawie przez dłuższy czas nic się nie działo, po czym 30 kwietnia 2021 r. w piątek o godzinie 18 znowu odwiedziła mnie policja z wezwaniem na przesłuchanie w charakterze świadka na komendzie w niedzielę 2 maja o godzinie 6:20. Przesłuchanie miało dotyczyć zawiadomienia złożonego przez SKO w Warszawie o podejrzeniu popełnieniu wykroczenia z art. 65 par. 1 i 66 Kodeksu wykroczeń. Bardzo mnie to dotknęło, ale nie miałem sobie nic do zarzucenia. Na przesłuchaniu zadano mi mnóstwo pytań związanych, tak jak poprzednio, z moimi wnioskami do SKO w Warszawie. Wydaje mi się, że próbowano sprawdzić, czy to na pewno ja byłem autorem wniosków, co potwierdziłem. Teoretycznie chodzi o moje dobro i sprawdzenie, czy ktoś się pode mnie nie podszywa. Ale nawet jeśli by tak było, to nie widzę tu większej szkodliwości, jeśli chodzi o składanie wniosków o informację.
Zgłosiłem tę sprawę do Rzecznika Praw Obywatelskich, który wystąpił do Prezesa SKO w Warszawie i do Komendanta Policji. Niestety nie wiem, na jakim etapie obecnie jest postępowanie.
Czy kontrolowałeś też inne organy?
Tak, jak najbardziej. Kierowałem wnioski m.in. do Prezesa Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Legionowie czy Państwowej Komisji ds. Pedofilii – niestety w przypadku tych organów nie udało mi się uzyskać odpowiedzi i musiałem zwracać się do sądów o rozstrzygnięcie.
I przy tej okazji trafiłeś na Sieć Obywatelską Watchdog Polska?
Tak, szukałem informacji o tym, jak skutecznie zadawać pytania organom i znalazłem stronę informacjapubliczna.org z wzorami pism i linkiem do poradni Stowarzyszenia, z pomocy której zacząłem korzystać. A po pewnym czasie, kiedy już wiedziałem, że kontrola obywatelska mnie wciągnęła i chcę się tym zajmować, ale też nie być w tym zupełnie sam, pomyślałem, że chętnie stałbym się członkiem stowarzyszenia.
W takim razie, jako członek, musisz mi odpowiedzieć na pytanie, czym jest dla Ciebie prawo dostępu do informacji.
Bez prawa do informacji nie możemy mówić o praworządnym państwie. Musimy wiedzieć, co robią rządzący i każdy z nas, niezależnie ile ma lat, jakiej jest płci, czy zadał już 20 pytań czy to jego pierwszy wniosek – każdy bezwzględnie – ma prawo otrzymać odpowiedź na nurtujące go pytania od szeroko rozumianej władzy. Wszelkie ograniczenia tego prawa muszą być szczegółowo uzasadnione – zarówno w prawie, jak i w decyzji odmownej. Chciałbym, żeby urzędy traktowały obywateli i obywatelki jak partnerów i miały świadomość, że to obywatele tworzą nasze państwo i płacą podatki na jego utrzymanie. A urzędy są powołane po to, żeby obywatelom służyć i pomagać – i nie chodzi tu tylko o prawo do informacji.
A czy starasz się upowszechniać ten temat na przykład wśród znajomych w Twoim wieku?
Staram się rozmawiać ze znajomymi o kontrolowaniu władz, ale niestety nie spotykam się ze zrozumieniem. Ludzie pytają, po co mi to i twierdzą, że to strata czasu. Myślę, że z jednej strony się boją reakcji urzędów, a z drugiej uważają, że naprawdę wiele informacji powinno być niedostępnych. Nie rozumieją, jak wszyscy możemy skorzystać na jawności.
Mimo to, na pewno masz na koncie już jakieś jawnościowe sukcesy?
Tak, pomimo tego, że na pierwsze wnioski Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Legionowie nie chciało w części odpowiedzieć i broniło się informacją przetworzoną, to już na kolejny (po sprawie w WSA) odpowiedziało w pełni od razu. Warto więc walczyć o prawo do informacji, gdyż może to w niektórych przypadkach pozytywnie wpłynąć na nastawienie i świadomość urzędników co do tego prawa.
Czego życzysz Sieci Obywatelskiej z okazji jej 18-tych urodzin?
Przede wszystkim tego, aby trwała jak najdłużej, oraz żeby wypowiedzi i ostatnie działania polityków skierowane przeciw prawu do informacji nie miały wpływu na dalsze funkcjonowanie tego prawa.
Warto pytać i nie trzeba się bać, bo prawo do informacji to prawo każdego z nas, prawo człowieka. Jak coś idzie nie po naszej myśli, to warto poszukać pomocy zamiast od razu się zrażać. Musimy przypominać organom władzy codziennie, że to my, obywatele i obywatelki, tworzymy to państwo, a urzędy są po to, żeby nam służyć i pomagać.
Dziękuję za rozmowę!
Komentarze