Po co gminom media społecznościowe?

Korzystanie z mediów społecznościowych to dziś tak rozpowszechnione zjawisko, że wpływa również na instytucje publiczne.

7 lat temu Piotr Vagla Waglowski, bloger i prawnik zajmujący się technologiami, wskazywał, że nie ma podstawy prawnej do prowadzenia mediów społecznościowych przez publiczne podmioty. Do dziś obecność urzędów w social mediach nie została prawnie uregulowana. Czy to dobrze, czy źle, że gmina udziela się na Facebooku?

Rosnąca świadomość

Sęk w tym, że zazwyczaj w takich sytuacjach diabeł tkwi w szczegółach i intencjach. I tak jak kilkanaście już lat temu (w 2010 roku) w konkursie pt. „Wyważanie otwartych drzwi” za dobrą praktykę w informowaniu o działaniach gminy kapituła naszego konkursu doceniła Prezydenta Miasta Rzeszowa za utworzeniu punktu informacyjnego urzędu w hipermarkecie – miejscu do którego przychodzą mieszkańcy, aby realizować swoje codzienne potrzeby, tak dziś baty za takie działanie zbiera Prezydent Wrocławia, gdyż okazuje się, że taki punkt jest bardzo kosztowny. Te kilkanaście lat temu być może było podobnie, ale nikomu nie przyszło do głowy, by to sprawdzić. Bo idea słuszna, ale jednak koszt niewspółmierny i nieracjonalny. 

Nasza świadomość rośnie i coraz częściej okazuje się, że za przyjmowanymi w urzędach pozornie pozytywnymi rozwiązaniami kryć się może nie zawsze dobra intencja lub bezmyślność.

Po co urzędom media społecznościowe?

I to właśnie powoduje, że od lat interesujemy się mediami społecznościowymi prowadzonymi przez gminy. Bo zapewne powstają one z potrzeby bycia tam, gdzie są mieszkańcy. Ale jeśli tak, to wcale nie jest to byle jaka decyzja. Powstaje szereg pytań. Odpowiedź na nie może decydować o tym, na ile – o ile jakiś sąd chciałby to ocenić – istnieje powód takiego zaangażowania urzędu i podstawa prawna.

Pierwsze pytanie jest takie, po co urząd idzie tam, gdzie są mieszkańcy. Po to, żeby ich informować? Jeśli tak, to czy media społecznościowe są tylko jednym ze sposobów informowania? Czy wszystkie zarządzenia i uchwały, ogłoszenia o naborach, konkursach, przetargach itp. są przede wszystkim ogłaszane w Biuletynach Informacji Publicznej? Co się stało z lokalnymi niezależnymi mediami? Czy urząd traktuje je jako miejsce docierania do mieszkańców, czy przerzucił się na komunikację, nad którą może w pełni zapanować? A jak przepływają pieniądze? Może urząd oszczędza na ogłoszeniach, które mogłyby trafić do niezależnych mediów, ale inwestuje w płatną promocję w mediach społecznościowych? Jednym słowem, czy chodzi o informację czy promocję? Czy chodzi o faktyczne dotarcie z informacją – i media społecznościowe są po prostu jednym ze sposobów na docieranie – czy też media społecznościowe są czasem jedynym miejscem, w których jakieś informacje się znajdują i mieszkańcy nie korzystający z FB są od nich odcięci?

Z drugiej strony skoro urząd zdecydował się na narzędzie służące budowaniu społeczności, to czy wykorzystuje jego możliwości? A tymi możliwościami jest dwustronna komunikacja.

Inne zagadnienie, to czy w urzędzie przemyślano konsekwencje prowadzenia mediów społecznościowych dla lokalnego rynku informacyjnego?. Czy w ogóle ktoś poświęcił refleksję temu, po co się je prowadzi, jakie tam powinny być treści, jak zapewnić inny dostęp do tych samych treści, jaką przyjąć politykę względem płatnej promocji, jak radzić sobie ze zjawiskiem dezinformacji. Jednym słowem czy była to decyzja przypadkowa, a wszelkie dalsze decyzje w tej sprawie są równie przypadkowe, czy też urząd pomyślał nie tylko o pozytywnych konsekwencjach tego zjawiska, ale także negatywnych.

Media społecznościowe popularne, ale nieprzemyślane

Niestety zbadana przez nas rzeczywistość pokazuje, że na większość tych zagadnień odpowiedź brzmi niezbyt budująco. Choć prawie 80% gmin, które odpowiedziały na nasz wniosek, prowadzi profil na Facebooku, to tylko 25% z nich traktuje je jako miejsce do dyskusji. Zdecydowana większość stawia na informację i promocję. To zaś stawia pytanie o to, jakie treści trafiają na profile i co dzieje się, gdy mieszkańcy chcą zabrać głos w sprawach, o których informuje urząd? Co więcej, w 90% zbadanych przypadków założenia profilu nie poprzedzał żaden namysł. A szkoda, gdyż w praktyce okazuje się, że 60% przypadków do mediów społecznościowych trafiają inne treści niż do BIPów. Skąd wiadomo, co gdzie trafia i kto o tym decyduje?

Czasy się zmieniają, może warto zmienić politykę mediów społecznościowych?

Media społecznościowe weszły w życie społeczne i w jakimś sensie trudno się dziwić, że urzędy dostosowują się do trybu, w jakim funkcjonuje społeczeństwo. Choć zdajemy sobie sprawę z kontrowersji wokół istnienia profili na FB, słyszymy też często krytyczne głosy mieszkańców, jakoby coś było „głęboko ukryte w BIPie”. Dla części mieszkańców bowiem to właśnie media społecznościowe są miejscem, z którego czerpią wiedzę o tym, co dzieje się w gminie.

Tym większa odpowiedzialność rządzących. Skoro już zaczęli korzystanie z mediów społecznościowych, to warto pomyśleć o tym, że:

  • mieszkańcy mają różne potrzeby i nadal należy docierać do nich innymi kanałami,
  • media społecznościowe nie znoszą innych obowiązków informacyjnych gminy,
  • mieszkańcy mają prawo uważać, że w mediach społecznościowych się dyskutuje (po to są), a zatem mogą krytykować władzę, nawet jeśli władza sądzi, że media społecznościowe stworzyła do promocji działań gminy,
  • materiały w mediach społecznościowych powinny spełniać obowiązkowe standardy dostępności, skoro ta obowiązuje w podmiotach publicznych,
  • istnieją nowe zjawiska, takie jak dezinformacja rozprzestrzeniająca się przez media społecznościowe, dlatego należy przyjąć przemyślany sposób radzenia sobie z nią,
  • płacenie za promocję w mediach społecznościowych nie może destabilizować lokalnego rynku medialnego, zwłaszcza jeśli chodzi o niezależne media.

Po więcej informacji zapraszamy na stronę SprawdzamyjakJest.pl, na której opublikowaliśmy raport na podstawie odpowiedzi na wnioski o informację. Raport powstał dzięki zaangażowaniu 246 internautek i internautów, którzy przeanalizowali odpowiedzi. Dziękujemy!

Streszczenie raportu

Cały raport

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. obserwator

    Vagla lata temu, był jak głos wołający na puszczy. nieliczne jednostki go uslyszały.
    Niesłyszany był przez polskiego ustawodawcę, partie, media celebryckie ale również przez wszelakich aktywistów i cały tzw. III sektor.
    Z lektury ówczesnej “produkcji” Waszej organizacji społecznej, również trudno odnieść wrażenie aby ten problem zajmował Waszą uwagę.
    Tak więc mleko się rozlało, niesprzątane przez nikogo, gnije i śmierdzi.
    Wraz z upływem czasu śmierdzieć będzie coraz bardziej.

  2. zniesmaczony polskim medialnym guanem

    Czy tylko w gminach istnieje ten problem ?
    Czy też ten problem, dotyczy wszystkich polskich POLITCELEBRTÓW niezależnie od tego gdzie ” włodarzą” jak to przymilnie ich nazywają podobno tzw. jurnalisty polskie?

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *