Nasze sprawy sądowe – rzeźbienie państwa prawa

W ciągu 15 lat naszej działalności uczestniczyliśmy w około 650 sprawach sądowych. Niektóre rozpoczynaliśmy samodzielnie, inne wspieraliśmy, do niektórych się przyłączaliśmy, wszystkie dotyczyły dostępu do informacji publicznej. Wystarczyłoby zatem, aby urzędy realizowały swój ustawowy obowiązek, udostępniając dane, i nie musielibyśmy pisać setek stron skarg, spędzać wielu godzin w sądach, angażując na przestrzeni tych lat całe zastępy sędziów. Nie mamy jednak poczucia zmarnowanego czasu. Jesteśmy przekonani, że dzięki sprawom, w których obywatele domagają się od instytucji respektowania prawa, zmienia się Polska i Polacy. Możemy jako obywatele poczuć wpływ i rozliczać władzę z tego, jak rządzi i wydaje nasze wspólne pieniądze.

 

Edukowanie instytucji, że są zobowiązane do jawności

Zmiana dotycząca świadomości prawa do informacji najszybciej dokonała się na poziomie samorządu terytorialnego i ministerstw. Jednak instytucji zobowiązanych do udzielania informacji jest znacznie więcej. Przez wiele lat zajmowaliśmy się uświadamianiem im, że są zobowiązane do jawności.  Wybieraliśmy instytucje szczególne – lobbystów, przedstawiających interesy samorządów; partie polityczne, organizacje społeczne czy organizacje monopolistyczne. Ze wszystkimi udało nam się wygrać nasze spory w sądzie. Dotyczyły one np. ujawnienia opinii Związku Miast Polskich złożonej w procesie legislacyjnym dotyczącym nowelizacji ustawy o funduszu sołeckim w 2011 roku; ujawnienia własnego budżetu przez monopolistyczny i finansowany m.in. ze środków publicznych Polski Związek Piłki Nożnej (choć tu niestety mamy do czynienia z dalszym oporem); ujawnienia swoich finansów przez partie polityczne obecne w sejmie w kadencji 2011-2015. Zachęcaliśmy też do jawności organizacje społeczne finansowane z pieniędzy publicznych. W sądowe spory z organizacjami zaangażowali się nasi członkowie. Dziś wszystkie te instytucje wiedzą, że są zobowiązane do jawności.

Dużym wyzwaniem są spółki skarbu państwa standardowo zasłaniające się tajemnicą przedsiębiorcy. Ale i tutaj pojawiają się sukcesy, jak np. we wspieranej przez nas sprawie dziennikarki radia TOK FM, Anny Gmiterek-Zabłockiej ze stadniną Koni w Janowie Podlaskim o dostęp do jednej z umów. W pierwszej instancji sprawę udało się wygrać, ale to nie koniec batalii sądowej. Teraz czeka nas cała seria spraw związanych z umowami spółek na sponsoring. Chcemy doprowadzić do ujawnienia informacji, jakie inicjatywy spółki skarbu państwa wspierają finansowo. Brak jawności w tej kwestii powoduje, iż partia rządząca (i umieszczająca osoby ze swojego środowiska w zarządach i radach spółek) może uciec od kontroli sprawowanej przez obywateli. Spółki są bowiem często narzędziem wspierania wybranych przez partię klientów.

Poszerzanie obszarów jawności

Innym naszym działaniem było „otwieranie” nowych tematów. O ile w pierwszych latach pracy trzeba było czasami skarżyć się na utrudnianie dostępu do tak oczywiście jawnych informacji jak protokoły z posiedzeń rady gminy, o tyle później zaczęliśmy docierać do znacznie bardziej wrażliwych obszarów.

Istotnym tematem były np. nagrody wypłacane pracownikom w instytucjach publicznych. Mieliśmy wiele spraw sądowych, w których instytucje twierdziły, że nie jest to informacja publiczna. Tak było w przypadku Izby Skarbowej w Krakowie (w styczniu 2013 roku pytaliśmy o nagrody naczelników i dyrektorów) czy Marszałka Województwa Dolnośląskiego  (sprawa z 2015 roku). Instytucje te zasłaniały się argumentami, iż muszą chronić prywatność pracowników. Czasem też pojawia się tłumaczenie o nadmiernej ilości pracy, którą trzeba włożyć w opracowanie informacji o nagrodach.. Ostatecznie udało się doprowadzić do wypracowania orzecznictwa, zgodnie z którym jawne są imiona i nazwiska oraz kwoty nagród osób pełniących funkcję publiczną.

Innym ważną dziedziną były orzeczenia dyscyplinarne różnych grup, od których zależy w państwie bezpieczeństwo, praworządność i zdrowie. Z pozytywnym wynikiem sądziliśmy się w sprawach naszych i naszych członków dotyczących jawności orzeczeń dyscyplinarnych radców prawnych, komorników, notariuszy, adwokatów, sędziów, aptekarzy i nauczycieli. Wciąż sądzimy się z Komendantem Wojewódzkim Policji w Kielcach o orzeczenia dyscyplinarne policjantów z lat 2013-2015 (orzeczenia udostępniono, ale bez danych policjantów, których dotyczyły). Podobne są wyniki sprawy dotyczącej orzeczeń dyscyplinarnych wydanych w 2014 roku w Urzędzie Celnym w Gdańsku (również otrzymaliśmy zanonimizowaną wersję). Jednak waga sprawy dociera zarówno do opinii publicznej, jak i decydentów. Duża w tym była zasługa naszej sieci sojuszników i aktywnych osób. Np. orzeczenia dyscyplinarne prokuratorów były istotne dla redaktor Ewy Ivanovej (w czasie, gdy rozpoczynała sprawę, dziennikarki Dziennika Gazety Prawnej). Wnioskowała ona w 2014 roku o orzeczenie dyscyplinarne w sprawie białostockiego prokuratora. Była to głośna sprawa umorzenia postępowanie dotyczącego propagowania faszyzmu, w której prokurator uznał, że swastyka to w niektórych kulturach symbol szczęścia. Za to kontrowersyjne uzasadnienie umorzenia prokurator miał postępowanie dyscyplinarne, którego rozstrzygnięcie wiele osób chciało poznać. W pierwszej instancji sądy uznały, że zgodnie z przepisami obowiązującej wówczas ustawy o prokuraturze, postępowania dyscyplinarne prokuratorów i zapadające w nich orzeczenia pozostają niejawne i mogą być ujawnione tylko w szczególnych przypadkach. Na etapie skargi kasacyjnej zmieniło się już prawo i orzeczenia stały się jawne z mocy prawa.

Inne sprawy dotyczyły jawności kontraktów, które szpitale zawierają z lekarzami. Wygraliśmy np. sprawę o dostęp do kontraktów lekarzy ze szpitalem rejonowym w Nowogardzie i ze Szpitalem Św. Wojciecha w Gdańsku. Kontrola społeczna w tym obszarze może mieć istotne znaczenie dla życia i zdrowia pacjentów, ale też … lekarzy. Rok po naszym wyroku w sprawie Nowogardu, w innym miejscu w Polsce, być może z przepracowania, na dyżurze umarła 28 letnia lekarka. Z kolei w Gdańsku chcieliśmy sprawdzić, na jakich zasadach zatrudniony jest ordynator, ponieważ dotarła do nas wiadomość, że jest to jedynie mała część etatu. Jawność kontraktów przynajmniej częściowo może przyczynić się do opartej na faktach debaty o jakości warunków pracy lekarzy i naszego bezpieczeństwa jako pacjentów. Zwłaszcza, że temat jest przedmiotem protestów (pod koniec 2017 roku głodówkę podjęli lekarze rezydenci, którzy następnie wypowiadali zobowiązanie do pracowania ponad normę, co spowodowało kryzys w służbie zdrowia).

Szereg spraw dotyczyło też informacji istotnych dla konkretnych tematów, grup czy osób. Przykładem może być wniosek o informację do Burmistrza Miasta i Gminy Lwówek Śląski z 2017 roku. Na prośbę jednego z naszych klientów pytaliśmy o dokumenty skierowane przez Lwóweckie Towarzystwo Regionalne, a dotyczące niszczenia skał w kompleksie Lwóweckiej Szwajcarii. Takie informacje potrzebne są osobom dbającym o przyrodę do prowadzonych przez nie spraw.

Naprawianie zaniedbań instytucji publicznych

Szerokim obszarem do zmiany są zaniedbania instytucji publicznych. Tu odnosiliśmy sukcesy ze zmienną skutecznością.

Jedno z największych wyzwań stanowi publikowanie w Biuletynach Informacji Publicznej (BIP) dokumentów z kontroli. Wedle ustawy o dostępie do informacji publicznej dokumenty te powinny być w nich dostępne obowiązkowo. Przy czym ustawa nie reguluje, o jakie kontrole chodzi – czy przeprowadzane w danej jednostce czy też przez nią prowadzone. W obu przypadkach świadczą one o jakości pracy wykonywanej przez daną instytucję. Jedną z pierwszych spraw dotyczących tego obszaru była sprawa Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Krakowie, który nie chciał udostępnić dokumentacji z kontroli na wniosek. Nasz wniosek dotyczył wielu lat zaniedbywania obowiązku informacyjnego – 2004-2011. Urząd – zamiast szybko nadrobić zaległości – przez dwa lata procesował się, udowadniając, że informacja nie należy się obywatelom. A nam chodziło o to, że od dawna powinien umieszczać ją w BIP-ie. Naszym postępowaniem sądowym chcieliśmy zachęcić tę instytucję do wprowadzenia systemowego rozwiązania w przyszłości. Podobne, ciągnące się sprawy mamy z oddziałami Narodowego Funduszu Zdrowia, które niechętnie udostępniają informację o kontrolach szpitali. Niektórzy nawet – jak szef oddziału NFZ w Białymstoku – nie robią tego, mimo niekorzystnego dla nich i prawomocnego wyroku. A przecież jest to informacja, która może mieć bezpośredni  wpływ na ludzkie życie.

Z kolei jawność orzeczeń sądowych stała się faktem w ciągu piętnastu lat naszej pracy dzięki zmienianiu się ogólnych standardów. Co nie znaczy, że nie musieliśmy przekonywać instytucji do zmiany swojego postępowania. W monitoringu spraw dotyczących dostępu do informacji publicznej prowadzonych do końca 2011 w sądach powszechnych (od 2012 roku te spraw są sądzone w sądach administracyjnych), Prezes Sądu Rejonowego w Ostrołęce nie chciał nam udostępnić informacji, twierdząc, iż jej przygotowanie wymaga zbyt wiele pracy. Warto dodać, że ilość spraw była znikoma, a pożytki płynące z jawności orzecznictwa to możliwość zrozumienia toku rozumowania sędziów, wyrobienie sobie zdania na temat konkretnych orzeczeń, mobilizowanie sędziów do zachowywania spójności w orzekaniu, ale też do dobrego przygotowywania swoich orzeczeń. To także możliwość budowania zaufanie do wymiaru sprawiedliwości.

Pilnowanie prawidłowego wdrażania ustaw

Korzystanie z prawa pomogło nam w popularyzacji ustawy o funduszu sołeckim. Samą ustawę, zaraz po jej uchwaleniu w 2009 roku, uznaliśmy za kluczową dla budowania świadomości obywatelskiej w społecznościach wiejskich, mogących decydować o tym, jak zostaną spożytkowane ich wspólne pieniądze.

Składaliśmy wnioski o informację do gmin – pytając o protokoły i listy obecności na zebraniach wiejskich, podczas których wszyscy uprawnieni mieszkańcy wsi mogli podjąć wspólną decyzję o wydaniu pieniędzy. Bywało, że nasze pytania uświadamiały decydentom, że zebrania wiejskie należy traktować jako element demokratycznego, jawnego i podlegającego kontroli społecznej procesu decyzyjnego.

Poprzez wnioski kierowane do gmin przypominaliśmy im o tym, że muszą co roku odbyć dyskusję, czy wprowadzają fundusz sołecki. Ta dyskusja była ważna, gdyż stanowiła szansę na zmianę tam, gdzie funduszu nie było i była okazją dla mieszkańców, by rozmawiać o tej sprawie z radnymi.

W końcu zaś poprzez skargi do premiera, doprowadziliśmy do tego, że gdy Główny Urząd Statystyczny, który w 2012 roku „zapomniał” o ustawie i nie dostarczył gminom danych niezbędnych do realizacji funduszu soleckiego, rząd rozwiązał problem.

Mamy poczucie, że sukces zainteresowania funduszem sołeckim i jego prawidłowym wdrażaniem, to w dużej mierze wynik naszej pracy. Mierzylibyśmy go nie tyle wzrostem zainteresowania funduszem, co spadkiem nieprawidłowych zachowań. W 2014 roku zidentyfikowaliśmy tylko 95 gmin (ok. 4%), które nie przyjęły właściwej uchwały, podczas gdy wcześniej był to powszechny problem dotyczący nawet kilkudziesięciu procent uprawnionych gmin. Zmianę widzieliśmy też na poziomie sposobu wypowiadania się o funduszu przez mieszkańców wsi. O ile początkowo dopytywali, na co mogą wydać pieniądze, o tyle z czasem jasno deklarowali, że to są ich pieniądze. Jeśli zwracali się do nas o pomoc, to właśnie dlatego, że mieli tego świadomość i chcieli wiedzieć, jak mają poradzić sobie z sytuacjami, gdy próbowano zdecydować za nich.

Doświadczenie z funduszem sołeckim pokazało nam, jak ważne jest, by każda wzmacniająca obywateli ustawa miała swojego watchdoga oraz jak ważne jest prawo do informacji przy wspieraniu jej wdrażania.

Rozliczanie prawdomówności osób publicznych

Prawo do informacji służy nam też do sprawdzania prawdomówności polityków. Historią pokazującą, że należy liczyć się z obywatelkami i obywatelami, jest wspólne przedsięwzięcie Antykorupcyjnej Koalicji Organizacji Pozarządowych, której byliśmy członkiem. W 2008 roku wspólnie złożyliśmy wniosek o informację dotyczący specjalnego programu rządu nazwanego Tarczą Antykorupcyjną, o której Premier Donald Tusk wspomniał, rozliczając pierwsze 500 dni pracy rządu. Okazało się, że informacja ta jest tajna, gdyż mowa o niej była podczas posiedzenia Kolegium Służb Specjalnych. W związku z tym Koalicja poprosiła o informację dotyczącą polecenia wydanego przez Premiera, sądząc, że na tej podstawie będzie można stwierdzić, jaki jest charakter Tarczy Antykorupcyjnej.  Informację udało się uzyskać dopiero po trzech latach starań, w 2011 roku. Okazało się, że program zwany Tarczą Antykorupcyjną opierał się wyłącznie na rozmowie szefów służb.

Innym przykładem jest sprawdzenie, czy istnieją ekspertyzy, o których wspomniał Minister Spraw Zagranicznych, Witold Waszczykowski, podczas wywiadu telewizyjnego. Komentując przegraną kandydata polskiego rządu, Jacka Saryusza-Wolskiego, Minister stwierdził że: „Doszło do fałszerstwa. Mamy dzisiaj ekspertyzy mówiące o tym, że Tusk został wybrany w sposób, który można zakwestionować na poziomie prawa europejskiego.”. Zawnioskowaliśmy o dostęp do ekspertyz. Sprawa wciąż się ciągnie, ale zagmatwane tłumaczenia ministerstwa i niechęć do jawności nie budzą zaufania co do faktycznego istnienia owych tajemniczych ekspertyz.

Dane publiczne

Dużo uwagi poświęciliśmy też kwestii danych publicznych, które powinny być dostępne, ale nie są.  Bądź to z powodu interesów finansowych instytucji, które o nich decydują, bądź też z powodu ich niechęci do bycia rozliczanymi.

W 2011 roku zainteresowaliśmy się dostępem do danych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Jak dowiedzieliśmy się od naukowców, którzy chcieli opierać na tych danych swoje prace, zależnie od uniwersytetu, Instytut udostępniał te dane za darmo lub za bardzo pokaźne opłaty. Co więcej, Instytut zobowiązywał naukowców do traktowania ich jako poufne. Wynikało to, jak wkrótce ustaliliśmy, z celowego planowania zbyt małych budżetów Instytutu w ramach budżetu państwa, a niedobory ta państwowa instytucja miała uzupełniać sprzedażą danych. Na nasz wniosek o dane wyznaczono nam opłatę 3 miliony złotych. Starania o zmianę sytuacji zajęły wiele lat i w końcu udało się je doprowadzić do szczęśliwego finału w 2016 roku, kiedy to otwarcie danych nastąpiło poprzez wpisanie Instytutu imiennie do ustawy o ponownym wykorzystywaniu informacji publicznej.

Z kolei inna wspierana przez nas sprawa dotyczyła dostępu do policyjnych danych o bezpieczeństwie.  Twórczyni portalu dobraulica.pl zaplanowała przedsięwzięcie, w ramach którego mieszkańcy Warszawy mogli dowiedzieć się, co dzieje się w ich najbliższej okolicy – ile przestępstw było na konkretnej ulicy, ile skradziono samochodów w ciągu poprzedzającego miesiąca, ile było napadów, jakie są w okolicy szkoły, gdzie zarejestrowano agresywne psy. Stołeczna policja utrudniała dostęp do danych koniecznych do prowadzenia portalu. Udało je się dopiero uzyskać w sądzie.

Jawność stanowienia prawa

Jednym z bardziej istotnych obszarów naszych działań jest jawność stanowienia prawa. Nadzór społeczny i zrozumienie interesów stojących za konkretnymi propozycjami są istotne dla wprowadzania sprawiedliwych i potrzebnych rozwiązań. Niestety, w wielu przypadkach trudno jest uzyskać wiarygodne dokumenty, które pozwalałyby sprawdzić czy tworzeniu prawa towarzyszył namysł, kto został zaproszony do przygotowywania pomysłów oraz kto proponował dane rozwiązania i dlaczego. Tak było w 2011 roku, kiedy wnioskowaliśmy o informację o faktycznych autorach poprawki ograniczającej obywatelom dostęp do informacji. Chodziło o nieprecyzyjny przepis, wedle którego obywatele mieli nie mieć dostępu m. in. do informacji związanych z gospodarowaniem majątkiem publicznym. Sposób sformułowania przepisu pozwalałby wyłączać dokumenty na nieokreślony czas, przez nieokreślone osoby. Najbardziej gorszące jednak były fortele użyte w procesie tworzenia prawa przez rządzącą koalicję, właśnie wobec tego przepisu. Po odrzuceniu go pod wpływem obywatelskiego nacisku na środkowym etapie procedowania nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej, w ostatnim momencie przed wyborami został ponownie wprowadzony przez Senat w nieco zmienionej formie. Stanowiło to złamanie procedury tworzenia prawa, co następnie potwierdził Trybunał Konstytucyjny. Dodatkowo cała nowelizacja była procedowana w ekspresowym trybie. Przyczyną miała być implementacja dyrektywy o ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego. Polska była już znacznie opóźniona. Ten jeden przepis nie był jednak elementem wdrażania przepisów dyrektywy. Wszystkie pozostałe propozycje wiązały się z nią. Uważaliśmy, że faktyczni autorzy zostaną ujawnieni, gdy opinia publiczna pozna treść maili doradców premiera, którzy pracowali przy nowelizacji. Sprawa sądowa skończyła się jednak klęską jawności – Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że maile nie są informacją publiczną. To orzeczenie sądu zamroziło dostęp do informacji w kolejnych sprawach. Jedna z ważniejszych to sprawa dostępu do nagrań z kamer technicznych należących do Straży Marszałkowskiej. Sądy uznały, że nie jest to informacja publiczna. Nagrania są istotne dla ustalenia kworum podczas procedowania ustawy budżetowej na 2017 rok oraz ustawy pozbawiającej osoby, które kiedykolwiek pracowały dla służb bezpieczeństwa PRL sporej części emerytury. Obie ustawy były procedowane 16 grudnia 2016 roku w wielkim chaosie i istnieją wątpliwości czy lista obecności zgadza się z faktyczną obecnością posłów podczas głosowań.

Inny obszar tworzenia prawa dotyczy dostępu do opinii prawnych. Początkowo sądy dawały decydentom możliwość nieudostępniania opinii, które zostały złożone w procesie tworzenia prawa. Możliwość ukrywania ich miała zależeć od tego, kiedy powstały. Niekorzystne orzecznictwo powstało przy okazji pytań o opinie konstytucjonalistów, którymi miał kierować się Prezydent Komorowski przy podpisywaniu ustawy o wycofaniu części składek emerytalnych z prywatnych rąk na rzecz publicznego ubezpieczyciela. Z czasem w orzecznictwie zaczęto przyznawać, że takie opinie są informacją publiczną.

Z drugiej strony udało nam się dotrzeć do faktów w innej kluczowej sprawie. Chodziło o projekt ustawy o Trybunale Konstytucyjnym z 2013 roku. W sporze sądowym z Trybunałem Konstytucyjnym wygraliśmy. Pytaliśmy o projekt ustawy, który powstał w tej instytucji. W procesie legislacyjnym został złożony jako projekt prezydencki. Niepokoiła nas jednak możliwość ominięcia reguł i faktycznego tworzenia prawa przez instytucję, która nie ma inicjatywy ustawodawczej. Co więcej, obawialiśmy się, że będzie ona osądzała w kolejnych krokach konstytucyjność przepisów własnego autorstwa. Sprawa dotyczyła tego, jakie dokumenty otrzymał Prezydent Bronisław Komorowski od Trybunału Konstytucyjnego. Prezes Trybunału twierdził, że to luźne notatki i nie chciał ich udostępnić. Tymczasem Prezydent Komorski udostępnił dokument, który wpłynął doń z Trybunału. Był to gotowy projekt ustawy. Wprawdzie wynik sporu sądowego nie miał wpływu na losy ustawy, jednak stał się ważnym argumentem pokazującym, jak ważne jest przestrzeganie zasad w procesie tworzenie prawa.

Temat przejrzystości stanowienia prawa to wyzwanie na przynajmniej pięć kolejnych lat. Do naszych starań, dochodzą rekomendacje międzynarodowego środowiska zajmującego się dostępem do informacji. Dotyczą one dostępu do kalendarzy ministrów, notatek ze spotkań podczas których tworzone jest prawo, informacji o tym, kto odwiedza ministerstwa i jakie spotkania się w nich odbywają. W pierwszym piętnastoleciu naszej pracy przekonaliśmy się, że jest to najtrudniejszy z podejmowanych przez nas tematów.

Finanse publiczne

Sporym sukcesem w naszym piętnastoletnim działaniu jest natomiast kontrola nad wydatkami publicznymi. Choć i tu nie brakuje problemów.

Do sukcesów możemy zaliczyć dostęp do umów zawieranych przez instytucje publiczne bądź informacji o nich zawierających dane kontrahenta, kwotę i zadanie do wykonania. Korzystne wyroki w tej sprawie zapadają od 2012 roku, a obywatele – w tym nasi członkowie – namawiają instytucje publiczne do tego, by aktywnie publikowały rejestry umów w swoich Biuletynach Informacji Publicznej. I choć wciąż nie dotyczy to wszystkich instytucji, w wielu z nich widać zmiany. Można tu wskazać pierwotnie oporną Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Narodowy Instytut im. Fryderyka Chopina, czy urzędy wojewódzkie. Zwieńczeniem osiągnięcia istotnej zmiany w  tym zakresie było opublikowanie, w odpowiedzi na petycję złożoną przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska oraz ponad setkę młodych ludzi, rejestru umów przez Sąd Najwyższy pod koniec 2017 roku. Wcześniej przez wiele lat Sąd odmawiał udostępniania umów, zarówno nam, innym aktywnym obywatelom, jak też Fundacji ePaństwo.

Udaje się też uzyskiwać wiele informacji o tym, jak wydawane są publiczne pieniądze na dotacje. Choć i tu borykamy się z trudnymi przypadkami, np. fundacjami wpływowego księdza Rydzyka. Znamiennym negatywnym przykładem jest też projekt pt. „Model jawności w Polsce”, finansowany z pieniędzy publicznych i mający ambicję wpływania na kształt prawa. Liderem projektu była także instytucja publiczna – Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, a uczestnikami m. in. Naczelny Sąd Administracyjny i Prokuratura Generalna. Pomimo tego umowa dotycząca projektu – kosztującego milion złotych – nie została udostępniona ani przez instytucję dofinansowującą (Narodowe Centrum Badań i Rozwoju), ani przez lidera projektu.  Sprawy z instytucją finansującą nie udało się wygrać, wciąż jednak liczymy na wygranie sprawy z Rektorem UKSW.  

 

 

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *