Przygodę z Siecią Obywatelską Watchdog Polska rozpoczął w 2013 r. Wziął wówczas udział w Obywatelskim Monitoringu Sportu. Uzyskiwanie informacji o sporcie w jego gminie – Goleniowie – oraz ich analizowanie sprawiły, że na dobre zainteresował się jawnością. Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Bartoszem Wilkiem.
Joanna Gucman-Muż: Opowiedz o swojej działalności społecznej dotyczącej tematu nagród i jawności korporacji zawodowych. Kiedy się zaczęło? Co pchnęło Cię na tę drogę?
Bartosz Wilk: Nie było przełomowych momentów. O podjęciu tematu nagród długo rozmawialiśmy w Sieci Watchdog. Lokalni aktywiści wskazywali nam na przykład, że warto przebadać praktykę nagradzania w urzędach w kontekście wyborów samorządowych. Chodziło o ustalenie, czy przypadkiem najhojniej nagrodzeni pracownicy nie dokonują następnie najwyższych wpłat na rzecz komitetów wyborczych. Z uwagi na stanowisko sądów administracyjnych trudno to ustalić – znamy tylko informacje o nagrodach dla osób pełniących funkcje publiczne, a to tylko część osób pracujących w urzędach.
Okazało się jednak, że nagrody są dla mieszkańców ważne nie tylko w aspekcie wyborczym. Obrazują bowiem problem arbitralnego przyznawania dodatkowych gratyfikacji w administracji publicznej, w której przecież wysokość zarobków mają regulować tabele zaszeregowań. Nagrody, z uwagi na brak podlegania ścisłej regulacji prawnej, stwarzają ryzyko przeznaczania środków nie na rzecz najlepszych pracowników, ale z uwagi na kryteria pozamerytoryczne. Po prostu, ludzi wielokrotnie uderza związana z tym niesprawiedliwość. Ma to szczególne znaczenie w skali mikro – lokalnych społeczności, w których ludzie znają się i wiedzą jakie względy poza merytoryczne mogły decydować o przepływach pieniężnych.
Z kolei zainteresowanie korporacjami zawodowymi – dodajmy, że głównie samorządami prawniczymi – to efekt ciekawość tego, o czym i jak rozstrzygają sądy dyscyplinarne. W przeciwieństwie do np. spraw karnych, w których każdy czyn musi być ściśle opisany w przepisie karnym, odpowiedzialność dyscyplinarna „żyje w orzeczeniach”. To z nich dowiemy się, co konkretnie może świadczyć o naruszeniu obowiązku profesjonalnego działania, czy też naruszenie jakich zasad wykonywania zawodu może się wiązać z sankcjami (i to jakimi).
A jak trafiłeś do Sieci?
Do Sieci Watchdog trafiłem w 2013 r. jako uczestnik Obywatelskiego Monitoringu Sportu. Wówczas do projektu wybrano mieszkańców z różnych stron Polski, których przygotowano do kontroli polityki sportowej swojej gminy. Bardzo się cieszę, że wziąłem udział w projekcie – nie dość, że przyglądanie się działalności władz samorządowych skłoniło mnie później do epizodu dziennikarskiego (który też uważam za cenny), to jeszcze poznałem wiele świetnych i zaangażowanych osób.
Działaniom Watchdoga przyglądałem się już wcześniej, ale to właśnie po udziale w Obywatelskim Monitoringu Sportu zostałem jej członkiem, zacząłem współpracować przy sprawach prawnych, a w końcu pracować jako prawnik. W latach 2016-2020 byłem też członkiem zarządu organizacji (w tym wiceprezesem w latach 2017-2020).
Skoro mowa o Watchdogu, to czym jest dla Ciebie prawo do informacji?
Jest to jedno z meta-praw, którego realizacja jest konieczna do ochrony innych wolności i praw człowieka i obywatela, czy też w ogóle zasad ustrojowych. Bez wiedzy o funkcjonowaniu prawa dotyczącego np. danych osobowych, nie wiemy, czy nasze państwo chroni odpowiednio prywatność. Nie znając informacji o działalności sądów, nie dowiemy się, czy faktycznie działa konstytucyjne prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki. Gdyby nie informacje o działalności nadzorczej nad gminami, powiatami i województwami, to nie można byłoby ocenić, czy faktycznie samorząd terytorialny jest zdecentralizowany. Dopiero gdy zdiagnozujemy prawidłowo problemy, to możemy efektywnie działań. Bez prawa do informacji trudno w ogóle poczynić diagnozę.
O co najczęściej pytasz i kogo?
Osobiście najczęściej kieruje wnioski o udostępnienie informacji publicznej do jednostek samorządu terytorialnego oraz organów nadzoru nad samorządem. Jest to związane z prowadzonymi badaniami naukowymi. Przygotowałem rozprawę doktorską poświęconą funkcjonowaniu instytucji inicjatywy lokalnej (uregulowanej w ustawie o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie). Z uwagi na niedoskonałą sprawozdawczość centralną informacji dotyczących inicjatywy lokalnej, wnioski o udostępnienie informacji publicznej stały się ważnym źródłem wiedzy.
Ale informacje publiczne wykorzystuje w wielu swoich badaniach, nie tylko tych prowadzonych w ramach projektu doktorskiego. Zajmuję się badaniem administracji publicznej i interesuje mnie praktyka funkcjonowania przepisów. Źródeł informacji o tej praktyce jest oczywiście wiele. Jednakże zwykle inne źródła kończą się tam, gdzie zaczyna się obszar, który zamierzam zbadać. Wtedy warto skorzystać z wnioskowania o informacje publiczne, choć dla prowadzenia badań jest to oczywiście metoda obciążona dużym ryzykiem.
Ja mam jednak dobre doświadczenia – bardzo duży odsetek adresatów odpowiada na wnioski, choć nie akcentuję, że informacji potrzebuję w konkretnym celu.
Czy dzięki uzyskaniu informacji w trybie dostępu do informacji udało Ci się przeprowadzić jakąś zmianę albo zaalarmować społeczność o jakichś niepokojących zmianach?
Około 6 lat temu pracowałem przez mniej więcej rok jako lokalny dziennikarz. Publikowałem teksty, w których odnosiłem się w dużej mierze do informacji publicznych, uzyskiwanych w znanym nam trybie. Choć to informacje „publiczne”, wcale nie były znane czytelnikom. Najwięcej osób kontaktowało się ze mną po tekstach dotyczących nagród. Jak wskazałem, to temat, który zwyczajnie porusza odbiorców dostrzegających niesprawiedliwość. Nagrody stały się więc impulsem do zgłaszanie przez czytelników innych problemów.
Znamienne jest to, że w przypadku ujawniania informacji o nagrodach w ministerstwach, opinię publiczną poruszają wielomilionowe kwoty. Odmiennie jest lokalnie – tam personalia mają znaczenie, bo ludzie się znają.
W przypadku nagród nie potrafię wskazać konkretnego sukcesu, bo chodzi raczej o proces. Mam jednak nadzieję, że władze lokalne mając świadomość, że społeczeństwo przygląda się praktyce nagradzania, zrezygnowały z co najmniej kilku nieuzasadnionych gratyfikacji. A może dzięki jawności nagrodę dostał ktoś, kto na nią zasłużył?
W przypadku samorządów zawodowych Sieć Watchdog może pokazać bardziej wymierne efekty. Sądy administracyjne potwierdzają zgodnie, że orzeczenia dyscyplinarne to informacje publiczne. Niektóre z samorządów prawników (zwłaszcza – samorząd radców prawnych) publikuje te orzeczenia na stronie internetowej. Oczywiście wiele jest w tej mierze do zrobienia, ale dostęp do orzecznictwa dyscyplinarnego jest znacznie większy niż w czasach, gdy informacje te interesowały mnie jako ówczesnego studenta prawa.
Innym dużym tematem, poruszanym przez Sieć Watchdog w kontekście korporacji zawodowych, jest jawność tzw. diet samorządowych, czyli otrzymywanego wynagrodzenia z tytułu pełnienia funkcji w samorządzie. Temat ten kontynuujemy i prowadzimy od lat, a w tym roku spotkał nieoczekiwanego sojusznika – nowe władze Naczelnej Rady Adwokackiej, z którą prowadziliśmy wcześniej postępowania o ujawnienie tych danych. Przykład ten pokazuje, że najczęściej problemem jest podejście piastunów organów i rozumienia przez te osoby roli jawności. Nie chwalę dnia przed zachodem słońca, ale lepiej dyskutować na spotkaniach niż na sali sądowej.
Czego życzysz Sieci z okazji jej 18-lecia?
Urzędników i sędziów, którzy stosując prawo, dostrzegają znaczenie jawności i traktują ją na poważnie jako zasadę, punkt wyjścia. Świadome osoby u sterów administracji i sędziowie mogą naprawić niedoskonałości prawa albo przynajmniej złagodzić skutki. To szczególnie ważne, gdy spada jakość stanowionego prawa.
Komentarze