Zniszczenia klonów srebrzystych to była kropla, która przelała czarę goryczy

Paulina Warachim

Paulina Warachim, uczestniczką tegorocznej Szkoły Inicjatyw Strażniczych, jest całym sercem zaangażowana w pracę w Fundacji Zielone Kujawy oraz działania monitorujące pracę lokalnego samorządu. Wierzy w konstruktywny dialog  mieszkańców z lokalną władzą, choć widzi, jak wiele w tej kwestii jest jeszcze do zrobienia.

Jeszcze niedawno byłaś dyrektorką niepublicznego przedszkola, a teraz działasz w organizacji społecznej na pełny etat. Czy w międzyczasie wydarzyło się coś, co pchnęło Cię w kierunku takiej działalności, czy od zawsze miałaś w sobie taką aktywistyczną żyłkę?

Jakiś czas temu byłam wolontariuszką Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Już wtedy poczułam, że chcę uczestniczyć we wprowadzaniu zmian.  Ale moje obecne zaangażowanie w działalność społeczną zaczęło się od tego, że mój mąż, który jest arborystą, dostał od Urzędu Miasta Ciechocinek zlecenie (pierwsze i ostatnie jak na razie) na opisanie ciekawej flory w powiecie aleksandrowskim. 

Zaczął się przyglądać drzewom i zastanawiać, dlaczego jest w takiej, a nie innej kondycji. Ogławiane drzewa w Ciechocinku od dawna budziły naszą frustrację. Śmiejemy się, że ówczesny burmistrz „wyhodował” naszą organizację. Bo gdyby nie to zlecenie od gminy, może nasza fundacja nigdy by nie powstała.

 Ale nie stało się to oczywiście od razu. Kiedy zaniepokoił nas stan drzew w naszym mieście, zaczęliśmy uważniej się rozglądać i zauważać różne rzeczy – na przykład nielegalne wysypiska śmieci. Opisywaliśmy to na Facebooku i zebrała się grupa osób, która komentowała nasze wpisy i podrzucała różne tematy. A potem się spotkaliśmy i zaczęliśmy rozmawiać, co możemy wspólnie zrobić, jak działać. To było 4 lata temu, a trzy lata temu, w październiku 2021 roku, troje z nas zdecydowało się na założenie fundacji i tak powstały Zielone Kujawy. Teraz aktywnymi działaczami jesteśmy tylko my – ja i mój mąż Mariusz.

Od początku wasza organizacja zajmowała się ochroną przyrody?

Skupiamy się głównie na ochronie drzew, bo na tym się najlepiej znamy. Jesteśmy też lokalnym alarmem smogowym. Z czasem rozszerzyliśmy naszą działalność o inne obszary ochrony przyrody, podejmujemy działania na rzecz zachowania różnorodności biologicznej i ochrony gatunkowej. Wiele osób zgłasza się do nas z bardzo różnymi sprawami.

 I co robicie, gdy ktoś się do was zgłasza? Interweniujecie, nagłaśniacie problem?

Czasem to się sprowadza tylko do udzielania wskazówek i pokierowania, jak załatwić sprawę, bo działamy we dwoje, nie mamy stałych wolontariuszy, którzy mogliby nam w tym pomóc. Ale czasem wnioskujemy o wszczęcie postępowań, także w imieniu mieszkańców czy przystępujemy do postępowań na prawach strony, bo osoba fizyczna nie ma takiej możliwości, a my jako fundacja możemy.

Czy mogłabyś powiedzieć coś więcej o działaniach waszej fundacji?

Działamy strażniczo, ale także staramy się edukować, zarówno mieszkańców miast, jak i urzędników. Jesteśmy też podmiotem ekonomii społecznej, świadczące usługi dotyczące drzew (opinie dendrologiczne, inwentaryzacje, pogłębiona diagnostyka drzew). Mamy takie motto: „Upominamy się o dobre miejsce do życia. Chcemy żyć w przestrzeni, w której zieleń traktowana jest z troską i szacunkiem. Wierzymy, że przy odpowiednim zaangażowaniu urzędników i wsparciu organizacji pozarządowych możliwe jest zarządzanie przestrzenią miejską w sposób zrównoważony”.

Naszym sztandarowym działaniem strażniczym jest sprawa zniszczenia klonów srebrzystych w Ciechocinku na Deptaku, który jest wizytówką miasta. W naszej ocenie w czasie usuwania z drzew jemioły, doszło do ich zniszczenia wskutek ogłowienia.

To się wydarzyło za rządów poprzedniego burmistrza i była to taka kropla, która przepełniła czarę goryczy. Wcześniej staraliśmy się rozmawiać, słaliśmy pisma, tłumaczyliśmy, jak należy prawidłowo pielęgnować drzewa. W odpowiedzi zawsze słyszeliśmy, że wszystko zostało zrobione „zgodnie ze sztuką”, a drzewa są pod opieką specjalistów.

Trudno nam było się z tym zgodzić i gdy po raz kolejny doszło do tzw. pielęgnacji drzew, czyli właśnie usuwania jemioły, zrobiliśmy zdjęcia, interweniowaliśmy, dzwoniliśmy do urzędu i w końcu złożyliśmy w starostwie wniosek o wszczęcie postępowania w sprawie zniszczenia tych drzew.

Niestety przez pół roku starostwo trzykrotnie odmówiło wszczęcia postępowania, uznając nasz wniosek za niezasadny. Wreszcie otrzymaliśmy informację, że zrobiono oględziny i wszystko jest ok. Ale w sprawie postępowania nie mieliśmy żadnej decyzji, która pozwoliłaby nam się odwołać. Dzięki pomocy kancelarii prawnej napisaliśmy do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, czyli organu kontrolnego i starostwo wszczęło postępowanie, by zaraz potem je umorzyć. Sprawa toczy się już trzeci rok, nasze argumenty nie były w ogóle brane pod uwagę, podważyliśmy też opinię biegłego, w której autor zaprzeczał sam sobie. Może dzięki temu starostwo w końcu zleciło opinię biegłej, która faktycznie ma doświadczenie i zna się na drzewach. Z niecierpliwością czekamy na ten dokument.

Trudno zliczyć, ile razy odwoływaliśmy się do SKO. Za każdym razem przyznaje nam rację, uchyla decyzję starosty i ten musi ponownie wszczynać postępowanie. To pokazuje, ile trzeba mieć samozaparcia, by o coś zawalczyć.

Czy ta pielęgnacja polegała na bardzo mocnym przycięciu korony?

Tak niestety to wygląda w wielu gminach – podchodzi się do drzew raz na kilka lat, kiedy są bardzo oblepione jemiołą, i usuwa się ją razem z konarami, bez względu na to, jaka jest ich średnica. Ustawa o ochronie przyrody po pierwsze mówi, że można usuwać jedynie obumarłe konary – tu mamy dowody, że tak nie było – a po drugie nie można usunąć więcej niż 30% objętości korony, którą drzewa sobie wytworzyły w całym procesie swojego życia.

 Czyli jeżeli już kiedyś były przecinane do 20-30%, to następne cięcia doprowadzają do uszkodzenia bądź zniszczenia. Zresztą w tym przypadku nie rozwiązano wcale problemu, bo jemioła za chwilę odrosła, a drzewa niepotrzebnie osłabiono – klony srebrzyste bardzo źle znoszą takiego cięcia.

I żeby było jasne – my rozumiemy, że urzędnicy nie mają specjalistycznej wiedzy dotyczącej pielęgnacji drzew. Żałujemy, że nie chcą w takiej sytuacji posłuchać innych, którzy ją mają i oferują swoją pomoc.

drzewa na deptaku w Ciechocinku po usunięciu konarów z jemiołą

Próbowaliście rozmawiać i nic to nie dało?

 Tak, jesteśmy traktowani jak ktoś po drugiej stronie barykady, a przecież organy samorządowe mają obowiązek ochrony przyrody i teraz to wygląda tak, że starostwo uchyla się od tego obowiązku, a my go do tego próbujemy przymusić – więc w pewnym sensie nastąpiła zamiana ról. A nam przecież zależy jedynie na tym, by władza wywiązywała się z nałożonych na nią obowiązków.

Czy ze wszystkimi urzędnikami współpraca tak właśnie wygląda?

Na szczęście nie! Nie mogę nie wspomnieć o bardzo dla nas ważnym projekcie, który realizowaliśmy dwa lata temu. To były wizyty studyjne dla urzędników. Chcieliśmy pokazać dobre praktyki, jeśli chodzi o pielęgnację zieleni w innych miastach i wspólnie odwiedziliśmy Poznań i Sopot. I to był taki też przełom dla nas, ponieważ w czasie tych wyjazdów mogliśmy się bliżej poznać, porozmawiać. Dowiedzieliśmy się o wielu urzędniczych bolączkach, problemach. Dotarło do mnie wówczas, że to, jak wygląda miejska zieleń, nie musi zależeć od pojedynczych urzędników, ale od tego, jak na tę sprawę patrzą osoby decyzyjne w urzędzie. I choć oczywiście nie we wszystkim się zgadzamy, to jednak teraz widzę więcej wzajemnego zrozumienia.

Jedna z urzędniczek, biorąca udział w tych wizytach, przyznała, że bardzo się bała tego wyjazdu z nami, ale kiedy już poznała nas i naszą motywację, łatwiej jej zrozumieć nasze działania. I do tej pory zdarza mi się dostać prywatną wiadomość, że nas ktoś podziwia i nam kibicuje. To jest bardzo wspierające.

To wyjątkowa i rzadka inicjatywa. Zrealizowaliście te wizyty studyjne w ramach jakiegoś projektu? Zaprosiliście urzędników i po prostu zgodzili się z wami pojechać?

W wyjazdach studyjnych brali udział oddelegowani urzędnicy z czterech gmin i nie było większego problemu, by wzięli udział w tym projekcie. Choć jeszcze za poprzedniego burmistrza, wnioskując o promesę, że urząd zgadza się na oddelegowanie urzędniczek, usłyszeliśmy, że miasto idzie nam na rękę, a my tak źle się o władzy lokalnej wypowiadamy. Zrozumieliśmy wtedy, że urząd nie widzi w naszych działaniach szansy na poprawę sposobu zarządzania zielenią i współpracę, ale przeszkodę w utrzymaniu status quo.

W Poznaniu spotkaliśmy się z dyrektorką Wydziału Zieleni, która wprowadziła standardy ochrony zieleni podczas inwestycji. Opowiadała o trudnościach, ale też o tym, dlaczego warto tę walkę podejmować.

A do Sopotu pojechaliśmy, ponieważ tam duża część miasta jest pod ochroną konserwatorską, co dla Ciechocinka ma znaczenie, bo u nas też jest dużo takich zabytkowych układów, jeżeli chodzi o zieleń. Chcieliśmy też pokazać, w jaki sposób w tych miastach zarządza się zielenią, bo naszym celem jest wprowadzenie podobnego systemu w naszym mieście. Teraz reaguje się ad hoc – drzewo ma dziuplę, albo wypróchnienia, to trzeba je usunąć, bez pogłębionej diagnostyki; jest dużo jemioły, bo od 5 lat nikt jej nie usuwał, więc usuwamy całe konary. A nam zależy na tym, by zinwentaryzowano drzewa, opisano ich stan – to pomoże w ich utrzymaniu i pielęgnacji. Oczywiście to jest proces na lata – trzeba mieć osobę odpowiedzialną za zieleń, bo w Ciechocinku nie ma ogrodnika miejskiego. Jest wprawdzie Referat Gospodarki Terenami i Ochrony Środowiska, ale on zajmuje się wieloma obszarami – planowaniem przestrzennym, zwierzętami bezdomnymi, czystym powietrzem, no i zielenią.

Czy po tych wizytach studyjnych coś się zmieniło?

Tak, powoli się zmienia. Wydaje się, że mamy część urzędników zauważających konieczność zmian. Jedyne, czego potrzebują do działania, to narzędzi i sprzyjających zmianom władz. Do zmian systemowych przybliżył nas jeszcze jeden projekt (finansowany z programu Aktywni Obywatele)  – zorganizowane przez nas Zielone Forum Ciechocinka. Wspólnie z jedenastoma przedstawicielami różnych środowisk pracowaliśmy nad rekomendacjami dotyczącymi zmian w zarządzaniu zielenią w naszym mieście. W tym zespole były dwie urzędniczki z miasta, dwoje radnych, lokalny dziennikarz, przedstawiciel Młodzieżowej Rady Miejskiej, przedstawicielka organizacji społecznej z Ciechocinka, dwie mieszkanki i dwóch przedstawicieli spółki zajmującej się pielęgnacją zieleni w mieście. Przy wsparciu ekspertów zajmujących się partycypacją społeczną rozmawialiśmy o tym, jakie są wg nas największe problemy związane z pielęgnacją zieleni i jak można je rozwiązać. Wspólnie wypracowaliśmy rekomendacje dotyczące zarządzania zielenią i wprowadzenia standardów ochrony drzew. To była trudna praca całego zespołu, któremu należą się szczególne podziękowania.

I już wiemy, że te standardy dotyczące ochrony drzew podczas inwestycji mają zostać u nas w mieście wprowadzane. Jest to bardzo duży krok, na który pracowaliśmy przez te wszystkie lata. I myślę, że jest to również efekt budowania relacji i porozumienia z urzędnikami. Bez wsparcia kierowniczki referatu oraz pani wiceburmistrz zapewne byłoby znacznie trudniej.

Zmiany zachodzą, choć niektóre sprawy, jak np. zakaz wjazdu samochodów do Parku Zdrojowego, w którym organizowane są imprezy, a który jest pod ochroną konserwatorską, jeszcze czekają na pozytywny finał, ale widzimy światełko w tunelu. Aktualnie trwa przebudowa deptaka i po raz pierwszy w historii naszego miasta mamy wytyczone strefy ochronne drzew. Oczywiście to tylko początek, ale będziemy się bacznie przyglądać tej inwestycji z nadzieją na reakcję ze strony miasta na nasze ewentualne uwagi dotyczące jej prowadzenia.

Dodatkowym działaniem tej grupy uczestniczącej w Zielony Forum było również napisanie wniosku do Rady Miasta o objęcie ochroną pomnikową grupy drzew w Ciechocinku. Mimo że jest to Miasto Ogród, to ma tylko jeden pomnik przyrody z lat 60-tych. Nim napisaliśmy wniosek, poszliśmy na spacer i wytypowaliśmy drzewa, a potem pracowaliśmy wspólnie, bo napisanie wniosku o ochronę pomnikową nie jest łatwe. Mariusz przygotował opinię dendrologiczą dotyczącą stanu tych drzew – miała ona być takim gratisem do tego wniosku, bo już wtedy urząd nie musi tego robić. Mamy nadzieję, że przynajmniej te kilka drzew uda nam się objąć ochroną pomnikową.

A czy jakieś wasze działania są skierowane do mieszkańców?

Prowadzimy różne akcje: spacery przyrodnicze, warsztaty, spotkania edukacyjne. Wspólnie z zaprzyjaźnioną Fundacją ToPole w ramach projektu Building Bridges tworzymy mapę, która będzie kierunkowskazem, jak działać, gdy np. zauważy się niszczenie bądź wycinkę drzew budzącą wątpliwości. To będzie strona przygotowana przez specjalistów, trochę na wzór waszej dotyczącej informacji publicznej.

Wspominałaś przed naszą rozmową, że złożyłaś również w urzędzie swoją pierwszą petycję. Czy też dotyczyła ochrony przyrody?

Nie, to akurat nie było bezpośrednio związane z działalnością mojej fundacji. Od jakiegoś czasu bliżej przyglądam się temu, jak nasza gmina jest zarządzana i to zaprowadziło mnie do złożenia petycji w sprawie transmisji posiedzeń komisji. Zaczęło się od tego, że interesowało mnie posiedzenie jednej z komisji, a nie mogłam w nim uczestniczyć. Wówczas okazało się, że urząd nie nagrywa tych spotkań. I wtedy złożyłam petycję, by posiedzenia były nagrywane. Teraz pewnie bym to inaczej zrobiła, na przykład zebrałabym podpisy od innych mieszkańców, ale wówczas napisałam petycję, podpisałam się pod nią i ją złożyłam. 

Rozstrzygnięcie nie było dla mnie korzystne – radni uznali, że każdy, kto chce posłuchać, może przyjść, a nagrywanie „usztywni” rozmowę. Poza tym pojawił się argument finansowy –  takie nagrania kosztują

Radni uznali, że nie warto wydawać na to pieniędzy?

Koszty, jakie musiałaby ponosić gmina, były jednym z argumentów przeciw. Radni przez kilka miesięcy debatowali nad petycją, nie mając żadnych danych w tej kwestii, nie zawnioskowali o wycenę. W końcu po 4 miesiącach sekretarz gminy z własnej inicjatywy przedstawił ofertę lokalnej firmy, która obsługuje transmisje sesji. Wychodziła z niej kwota ok. 3000 zł, razem z transktypcją, czyli zamianą dźwięku na tekst. I nagle podczas sesji, na której rozpatrywano moją petycji, pojawiła się kwota 9000-10000 zł, którą, jak mówili radni, podał skarbnik miasta. Mówił, że takie koszty ponosi Gmina Chełmno, w której do niedawna pracował. Zaskoczyło mnie to, ale nie protestowałam, a mojej petycji nie uwzględniono.  Jednak uczestnictwo w szkoleniach Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska zaprocentowało: powiedziałam „sprawdzam” :). Udałam się do skarbnika z pytaniem, skąd tę kwotę wziął, bo sprawdziłam i w Chełmnie komisje nie są nagrywane. Skarbnik stwierdził, że nie chciał przerywać, ale jemu chodziło o koszt transmisji sesji, nie komisji i na tej podstawie podał kwoty 9000-10000 zł. Idąc dalej tym tropem, zawnioskowałam do Gminy Chełmno o faktury za obsługę transmisji sesji za 2024 r. Żadna nich nie potwierdziła słów skarbnika – najwyższa faktura opiewała na ok. 1500 zł/miesiąc. Zatem skarbnik podał koszt zupełnie z kosmosu.

Jakie wasza organizacja ma plany na najbliższy czas?

Dużą część czasu pochłonie praca nad Mapą Reagowania Obywatelskiego, o której wspominałam wcześniej, ale cieszymy się z tego projektu, bo mamy wrażenie, że będzie to przydatne narzędzie dla obywatelek i obywateli. Mamy nadzieję, że w kolejnych miesiącach rozstrzygną się na naszą korzyść dwa ważne postępowania administracyjne w sprawie zniszczenia drzew i z tym sukcesem w tle będziemy świętować 4 rocznicę powstania naszej organizacji. A na co dzień będziemy robić swoje: przeciwstawiać się niszczeniu przyrody i edukować.

Szkoła Inicjatyw Strażniczych – edycja VIII, 2023/2024 – realizowana jest dzięki wsparciu The German Marshall Fund, Dexis, U.S. Agency for International Development.

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

  1. mieszkanka Ciechocinka

    Treściwa, mądra wypowiedz. Budzi nadzieję na realnie zadbany przyrodniczo Ciechocinek. Szacunek za wkład pracy i radość, że powstaliście, Zielone Kujawy. Życzę, by ktoś do Was dołączył, równie zaangażowany jak Wy i by był pomocny. Dla dwojga to ogrom pracy, domyślam się. Powodzenia.

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *