15 grudnia NSA rozpatrywał sprawę dotyczącą udostępnienia informacji publicznej w postaci pisemnych zleceń, które gmina przekazywała kancelarii prawnej na mocy zawartej przez strony umowy. Sąd wydał wyrok: wnioskowane informacje stanowią jedynie dokument roboczy.
Sprawa rozpoczęła się jesienią 2014 r., kiedy to zainteresowany zwrócił się z wnioskiem o udostępnienie do wglądu pisemnych zleceń, jakie zamawiający (gmina) miał obowiązek każdorazowo przekazywać wykonawcy (kancelaria prawna) zgodnie z umową zawartą z tą właśnie kancelarią.
Organ uznał, że powyższe dane nie stanowią informacji publicznej i sprawa trafiła do WSA we Wrocławiu. W grudniu 2014 r. Sąd oddalił skargę na bezczynność Burmistrza, twierdząc, że sama treść zlecenia dla kancelarii prawnej jest wstępnym dokumentem, służącym do przygotowania ostatecznej treści dokumentu urzędowego. Sąd uznał zatem, że wnioskowanym dokumentom nie można przypisać waloru informacji publicznej, bowiem stanowią one dokumenty wewnętrzne, pozbawione cechy oficjalności.
Od wyroku Sądu I instancji skargę kasacyjną wniósł zainteresowany, a do postępowania udział zgłosiła również SOWP. W piśmie skierowanym do Sądu wskazaliśmy m.in., że wnioskowane informacje dotyczą działalności organu władzy publicznej, konkretnie planowanych zadań oraz dotyczą zewnętrznej sfery działalności gminy.
Po 2 latach odbyła się rozprawa – niestety – jej wynik nie jest korzystny. NSA nie uwzględnił stanowiska Skarżącego, oddalając tym samym skargę kasacyjną (sygn. akt I OSK 1017/15). W ustnych motywach uzasadnienia Sąd wyjaśnił, że przychyla się do argumentacji WSA we Wrocławiu, bowiem żądane dokumenty określić można jedynie jako robocze. W ocenie Sądu dopiero finał pracy (utworzenie dokumentu w wersji ostatecznej) uznać należałoby za informację publiczną, podlegającą udostępnieniu na podstawie przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Daniel Długosz, dziennikarz wnioskujący o wgląd w pisemne zlecenia dla kancelarii prawnej, tak komentuje sprawę:
Nie wiem o jakim “dokumencie roboczym” sąd mówił, ponieważ ja występowałem o dokument, który zlecał wykonanie pracy zewnętrznej kancelarii, która zgodnie z umową, podejmowała czynności, w momencie, gdy otrzymywała od burmistrza pisemne zlecenie. W całej sprawie chodziło o to, że miałem uzasadnione podejrzenie, że cała umowa i wszystkie zlecenia dotyczyły tylko czynności w stosunku do naszej redakcji. A chodziło o masowe wysyłanie sprostowań, które oczywiście były bezzasadne. Dlatego chcieliśmy poznać i upublicznić informację o owych zleceniach, by pokazać, jak władza marnotrawi publiczne pieniądze. Wnioskowany dokument nie był korespondencją wewnętrzną w urzędzie, tylko zleceniem dla zewnętrznej firmy. Nie rozumiem, dlaczego sąd tego nie wychwycił.
Komentarze