Ile władzy ma suweren. O wyborach bez cenzury – relacja

Co zrobić, gdy nie widzimy swojego kandydata w wyborach? Czy istnieje zagrożenie, że wybory będą sfałszowane? Czy warto organizować lokalne debaty? Te i inne pytania padały podczas trzygodzinnej debaty w Lubartowie. Dzielimy się odpowiedziami i zachęcamy do rozmawiania na podobne tematy w waszych miejscowościach.

W debacie wzięły udział osoby o różnorodnym, ale w jakiś sposób podobnym doświadczeniu. Dyrektor Instytutu Nauk Społecznych SWPS – dr hab. Mikołaj Cześnik, społecznicy o spojrzeniu ogólnopolskim i lokalnym – Róża Rzeplińska ze Stowarzyszenia 61 i Krzysztof Jakubowski z Fundacji Wolności z Lublina oraz dziennikarka radia TOK FM – Anna Gmiterek-Zabłocka. Publiczność też była nieprzypadkowa – oprócz głównych organizatorek z Miasta Obywatelskiego Lubartów, zasiedli zainteresowani obywatele, politycy i media.

Ścieżki rowerowe i nowe przedszkole

Róża Rzeplińska (mamprawowiedziec.pl), która poświęciła ostatnie kilkanaście lat na sprawdzanie, kim są politycy i zachęcanie obywateli do szukania wiedzy na ten temat, opowiadała, co warto zrobić przed wyborami. Jak podkreśliła, wybory samorządowe są o tyle szczególne, że łatwo sobie wyobrazić, co może zależeć od polityków. W związku z tym każda i każdy z nas może postawić sobie indywidualne cele – ścieżka rowerowa przez całe miasto, nowe przedszkole, zagospodarowanie parku dla mieszkańców czy sprzyjające rozwiązania dla lokalnej przedsiębiorczości. Wiedząc, jakie problemy powinny być rozwiązane, szukamy informacji, którzy kandydaci na burmistrza czy członka rady miejskiej zamierzają się zająć naszą sprawą. A co, jeśli nie widzimy takich osób? Być może warto namówić kogoś, by stał się naszym przedstawicielem lub samodzielnie się zaangażować. Ten głos został wsparty przez Mikołaja Cześnika, który zauważył, że również pojedynczy głos ma bardzo widoczne znaczenie na poziomie lokalnym. Odwołał się do przykładu samego Lubartowa, gdzie zdarzyła się wygrana zaledwie czterema głosami.

Czy wybory są fałszowane?

Anna Gmiterek-Zabłocka wskazała na obawy niektórych słuchaczy, iż wybory mogą być sfałszowane. Z takim podejściem nie zgodzili się Mikołaj Cześnik i Krzysztof Jakubowski. Pierwszy wskazywał na to, że na taki sposób myślenia bardzo negatywnie wpłynęły opóźnienia w podaniu wyników w 2014 roku i późniejsze oskarżenia o fałszerstwa rzucane przez polityków. Sprawa ta została dokładnie sprawdzona i nie było podstaw do tak radykalnych stwierdzeń. Mleko jednak się rozlało i od tej pory wyjątkowo łatwe zaczęło być negowanie uczciwości wyborów. Dlatego – w razie obaw – najlepiej zgłaszać się na członka/członkinię komisji wyborczej. Dzięki temu pojawia się możliwość pilnowania tego, co się wydarzy. To podejście poparł Krzysztof Jakubowski, który potwierdził, że od lat zgłasza się do pracy w komisji z ramienia różnych partyjnych komitetów wyborczych. Jest to praca pouczająca, a nawet opłacalna (członkowie Komisji otrzymują wynagrodzenie). Jego żart o opłacalności natychmiast został skontrowany przez jednego z uczestników debaty, który podkreślił, że warto, by do Komisji zgłaszali się ludzie, którym zależy na rzetelności wyborów. Przytoczył przykład z Lubartowa. Po podliczeniu głosów okazało się, że dwóch kandydatów otrzymało tę samą ich liczbę. Przed losowaniem członkinie Komisji zawnioskowały o ponowne przeliczenie głosów i okazało się, że jednak nie było remisu. Dlatego znajomość procedur i rzetelność są ważnymi czynnikami przy sprawowaniu tej funkcji. Tym rozmowom towarzyszyła również refleksja o tym, że zgodnie z nowym kodeksem wyborczym najbliższe wybory będą wymagały ogromnej liczby zaangażowanych osób. Inne osoby będą bowiem dyżurować w Komisji przez cały dzień, a inne będą liczyć głosy. I w zasadzie dopiero tu upatrywano zagrożeń. Taka liczba osób może być trudna do zrekrutowania, a to oznacza zagrożenie dla możliwości przeprowadzenia wyborów. Tym bardziej ważna jest mobilizacja.

Wiemy więcej, ale nie kontrolujemy

Wszyscy rozmówcy byli zgodni co do tego, że obywatele są coraz bardziej świadomi, czym zajmuje się władza samorządowa. Mikołaj Cześnik łączy to zjawisko ze zwiększoną mobilnością, ludzie mieszkają zagranicą i widzą, jak wygląda dojrzalsza demokracja. My także zauważyliśmy, że wiele osób trafiających do poradnictwa prawnego prowadzonego przez Sieć Obywatelską i zgłaszających się do monitoringów, to właśnie tacy „powracający z zagranicy”. Czy jednak owa większa wiedza na temat działań władzy samorządowej przekłada się na większą kontrolę obywatelską? Choć na poziomie ogólnopolskim ten temat staje się bardzo popularny, zarówno organizatorki z Miasta Obywatelskiego Lubartów – Anna Gryta i Elżbieta Wąs, jak i Krzysztof Jakubowski z Lublina podkreślali, że na razie trudno mówić o eksplozji obywatelskiego zainteresowania jakością sprawowania władzy. Potwierdziło to naszą intuicję, że choć coraz więcej widzimy w Polsce inicjatyw watchdogowych, to w poszczególnych miejscowościach te inicjatywy są dosyć osamotnione.

Jak zachęcić do udziału w wyborach?

Na zakończenie padło pytanie, jak zachęcać ludzi do uczestnictwa w wyborach, jeśli w 22-tysięcznym Lubartowie przyszło na spotkanie 20 osób.  W odpowiedzi padło wiele argumentów sprowadzających się do tego, że oddanie komuś innemu możliwości urządzania swojego życia jest wolnym wyborem każdego człowieka. Dla porządku Mikołaj Cześnik dodał, że absencja wyborcza też nie zawsze zależy od wyborców. Czasem są to czynniki od nich niezależne – choroby czy bariery systemu wyborczego i praktycznych rozwiązań przyjmowanych w lokalach. Na pewno jednak nie tłumaczy to niskiej frekwencji w Polsce. Nas z kolei zastanowiło przekonanie, że ważna jest relacja liczby mieszkańców do liczby osób przychodzących na spotkania. Zgodnie z tą logiką jeszcze mniej osób przychodzi na spotkania w Warszawie. Przecież nawet stuosobowa grupa w Warszawie to procentowo znacznie mniej niż w Lubartowie. Problem nie jest nowy. Od lat jeździmy po Polsce. Wiemy, że spotkania o prawach mieszkańców przyciągają stosunkowo niewiele osób. Chyba że w miejscowości jest jakiś konflikt lub chodzi o sprawę istotną dla mieszkańców. To zaś prowadzi do kolejnej myśli blisko związanej z niską frekwencją wyborczą. Obywatele wciąż nie dostrzegają, jak ich decyzja wyborcza ma się do praktycznych aspektów życia. I to chyba powinno być zadaniem do podjęcia przez lokalnych społeczników. Pokazanie skutków konkretnych decyzji i tego, kto je podejmował.

A co do tego, czy warto organizować dla dwudziestu osób, nie mamy co do tego wątpliwości. Niech o potrzebie świadczy fakt, że dyskusja przeciągnęła się o godzinę. W dużym mieście jest wiele osób, z którymi można omówić swój punkt widzenia i kształtować go. W małym – przez sam fakt, że ludzi jest mniej – takie okazje są rzadkie. Należy je tworzyć. Jak mamy rozmawiać o Polsce, jeśli nie będziemy mieli okazji do tego?

 

Organizatorem Debaty w Lubartowie była Fundacja Miasto Obywatelskie Lubartów
Debata odbyła się w ramach Objazdowego Klubu Dyskusyjnego finansowanego z  National Endownment for Democracy. Jest to pomysł na rozmowy o Polsce, które wychodzą od społeczności i liderów działających w różnych miejscach w Polsce.
Pomysł na powstanie Klubu wziął się z inicjatywy Instytutu Spraw Publicznych z Polski i Political Capital Institute z Węgier. Partnerami są Sieć Obywatelska Watchdog Polska, Fundacja Autonomia i Fundacja Soclab.
 

 

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *