Czy wartości europejskie mają szansę na rząd dusz?

W październiku zeszłego roku zostałam zaproszona do Brukseli, żeby wziąć udział w Tygodniu Aktywnych Obywateli. Spotkanie, w którym brałam udział miało miejsce niedaleko skweru, na którym stało kilka figur przedstawiających europejskiego obywatela. Ich widok wywołał we mnie zaskakujące poczucie braku adekwatności.

Skąd ono się wzięło? Przecież we wszystkich politykach unijnych wiele się mówi o obywatelach. Przecież pochodzę z kraju, który jest wysokim stopniu fanem Unii Europejskiej. W badaniach Eurobarometru publikowanych w 2017 roku, 71%, Polaków twierdziło, że Unia Europejska to dobra rzecz, byliśmy szóści wśród 28 krajów. 65% z nas miało poczucie przynależności. Przecież odkąd jesteśmy w Unii Europejskiej zaniedbane wioski i peryferyjne przygraniczne drogi zyskały nowy blask, przemieszczanie się po Europie nie stanowi większego problemu a nawet co jakiś czas podpisujemy jakąś petycję do Komisji Europejskiej korzystając z European Citizens’ Initiative.

Dlaczego więc zrobiło mi się smutno? Dlaczego poczułam, że te zabawne figury mnie nie przedstawiają? Że ta historia nie jest o mnie? To chyba był wpływ wcześniejszego spotkania. Choć było niezwykle sympatycznie, byłam chyba jedyną osobą która zawodowo zajmuje się kontaktem z obywatelami w ich całej różnorodności, czasem niesforności i odmienności. Podczas spotkania poznałam bywalców unijnych instytucji, osoby reprezentujące przedstawicielstwa agencji turystycznych, urzędników unijnych, osoby z organizacji sieciowych funkcjonujących w Brukseli. Nie spotkałam tam nikogo, kto tego świata by nie rozumiał. Wszyscy mówili to, co trzeba. Wszyscy rozumieli abstrakcyjne pojęcia i wielkie idee. A jednocześnie miałam poczucie, że wszyscy obecni nie zrozumieliby mojego świata, a może nawet bardziej – że nie mają pojęcia jak sobie z tym moim światem poradzić. Światem, gdzie ludzie bywają niechętni inności, denerwują się biurokracją i miewają przekonanie, iż demokracja to jedynie rządy większości. Dla mnie i mi podobnych dialogowanie i przekonywanie, że warto spojrzeć inaczej na rzeczywistość, to codzienna praca. Bo w końcu nie wystarczy w prawie zapisać, że coś obowiązuje. Trzeba to jeszcze wypełnić zrozumieniem, a nie sondażowymi deklaracjami.

Przez lata zakładano, że skoro wartości takie jak godność ludzka, wolność, demokracja, równość, rządy prawa i szacunek dla praw człowieka, w tym praw mniejszości, wpisano do Traktatu o Unii Europejskiej, to one stanowią fundament dla obywateli. To założenie coraz częściej okazuje się fałszywe. Jak usłyszałam z ust pewnego żyjącego jeszcze ocalałego z Holokaustu „Straciliśmy rząd dusz”. Okazało się, że ludzie już nie pamiętają dlaczego ojcom założycielom tak zależało na powstaniu Unii Europejskiej. O tym, że Unia to przede wszystkim projekt zapewnienia pokoju. Że wojna to największe zło jakie może przytrafić się ludziom. I że nietolerancja, brak szacunku dla godności drugiej osoby, chęć odebrania jej wolności, wyłącznie większościowe podejście do demokracji to właśnie przyczyny największej tragedii dwudziestego wieku – II Wojny Światowej.

To wszystko prowadzi mnie do konkluzji, że odzyskanie kontaktu z obywatelami i rozpoczęcie z nimi rozmowy, miast pomników i konferencji o obywatelach, wydaje się dziś najpilniejszą rzeczą dla Europy. Zbyt mocno bowiem podnoszą głowę upiory, których mieliśmy nadzieje już nigdy nie zobaczyć.  Konieczne jest wprowadzenie politycznych i finansowych instrumentów działania na rzecz wzmocnienia wartości.  W kwestiach finansowych trzeba odejść od dotychczasowego myślenia. Głównym celem winno być dotarcie do obywatela, otwartość na eksperymenty, szukanie najlepszej drogi. To dokładna odwrotność tego, co rządzi w europejskim finansowaniu. Do tej pory najważniejsze było dobrze rozliczyć, wydać na czas i osiągnąć wskaźniki. Mówi się ostatnio o Europejskim Instrumencie Wartości – czyli konieczności wsparcia wartości unijnych jakąś specjalną linią budżetową. Moim zdaniem z Brukseli to się nie uda. Pieniądze powinny trafiać lokalnie i być elastyczne. To może zrobić tylko niezależna instytucja na poziomie krajowym. Unia musi zaufać swoim obywatelom na tyle by pozwolić im zarządzać wspólnymi pieniędzmi. Przykład Funduszy EOG – obecnych tylko w części państw członkowski – pokazał, że takie rozwiązania są możliwe i korzystne.

Czasem warto zobaczyć inną perspektywę i za nią podążyć. No bo jak to jest, że obywatel Unii Europejskiej, chcąc zilustrować ten artykuł zdjęciem poświęconego sobie pomnika, nie może znaleźć ani jednej fotografii na wolnej licencji?  Drogi/a czytelniku/czytelniczko, jeśli dotarłeś/aś do tego miejsca i ciekawi Cię jak wygląda rzeźba – googluj “Susanne Boerner’s sculptures of “European Citizens” as part of the 60th anniversary commemoration of the signing of the Treaty of Rome”.  A jeśli jesteś lub będziesz w Brukseli i chcesz zobaczyć je w naturze, możesz udać się na rue Archimède róg Berlaymont Building.

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *