Czwartoczerwcowe refleksje o suwerenności – Felieton

Zostałam ostatnio zapytana przez Szkołę Liderów dlaczego świętuję 4 czerwca. Odpowiedziałam, że dla mnie to szansa na mentalny kontakt z osobami, które szanuję i których etos kształtuje mój system wartości. 4 czerwca 1989 roku to moje emocjonalno-polityczne wyzwolenie, moja duma narodowa. Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku zwiedzałam co najmniej dziesięć razy i zawsze doznaję tam licznych wzruszeń. Jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że ludzie 15 lat ode mnie młodsi, urodzeni w 1989 roku i później, w ogóle nie czują tego samego poruszenia. A chyba nie czują…

Czy zatem 4 czerwca nieuchronnie się starzeje? Czy stanie się tym, czym dla mojego pokolenia była II Wojna Światowa? Bliska, gdyż na opowieściach o niej wychowaliśmy się, ale daleka gdyż będąca historią? W 2015 roku na świętowanie 4 czerwca na Pl. Konstytucji w Warszawie (odbywa się tam doroczna uroczystość “Toast za Wolność”) udał się mój starszy kolega, wówczas około pięćdziesiątki. Jest fotografem. Po wydarzeniu wrzucił zdjęcia na swój fejsbukowy profil. Jedna z jego koleżanek skomentowała „Mało młodych ☹” Na co on rezolutnie odparł „Ja byłem ?”. Ten dialog dobrze oddaje ducha tej nieformalnej uroczystości. W ostatnich latach przychodzące nań osoby są nieco bardziej zróżnicowane wiekowo, gdyż przypomnieliśmy sobie, że o demokrację trzeba dbać. Nieco młodsze pokolenie zaczęło się wreszcie rozpychać, a nie tylko podziwiać “legendy Solidarności”, ale wciąż jest to opowieść o przeszłości.

A co z teraźniejszością i przyszłością? Emancypację młodych oglądaliśmy jesienią 2020 roku. Dla mnie to było równie wzruszające, jak 4 czerwca. Niedługo po 1989 roku to właśnie „legendy Solidarności” wprowadzały religię do szkół instrukcją, która zaskoczyła wszystkich po powrocie z wakacji w 1990 roku. To właśnie niedługo po 1989 roku zaostrzono przepisy związane z aborcją (1993) a dziewczyny w wieku tych, które wyszły na ulicę teraz, nie miały nic do powiedzenia. Mogły się tylko bać opresyjnego państwa i bać się mówić o sprawach, które przecież dotyczyły ich tak samo, jak dotyczą dzisiaj młodych dziewczyn. A może i bardziej, gdyż aborcje dokonywane w podziemiu, poszukiwane w wielkiej tajemnicy, stabooizowane, były pewnie znacznie bardziej ryzykowne niż dzisiaj, gdy można wyjechać do zagranicznej kliniki. Bo, że istniały, było oczywiste. Tyle tylko, że ignorowane, jako problem do rozwiązania.  Wystarczyło o sprawie nie mówić.

Tak więc 4 czerwca jest dla mnie niezaprzeczalnym symbolem wielkości, ale też początkiem historii, która wielu grupom nie dała głosu i która niedostatecznie zabezpieczyła zasady rozliczalnego sprawowania władzy. Chciałoby się powiedzieć, że Polska odzyskała suwerenność, ale to dopiero 30 lat później kolejne grupy zaczęły wykrzykiwać, że tej suwerenności także chcą dla siebie, nie tylko „dla Polski”.  Trudno mi dziś o tym nie myśleć, w kontekście hasła tegorocznych obchodów –  „Mińsk-Warszawa wspólna sprawa”. Tak, to społeczeństwo jest – mam nadzieję – w przededniu wielkich zmian. Zmian trudnych, ale fascynujących.

Życzę Białorusinkom i Białorusinom mieszkającym na emigracji z przyczyn politycznych by 4 czerwca 2022 roku mogli spędzić w swoim kraju, zmieniając go z energią, jaka była w Polkach i Polakach przez całe lata dziewięćdziesiąte. Ale zaraz potem życzę im, żeby tego, pardon-le- mot, nie spieprzyli. Żeby pamiętali o prawach człowieka i uważali na głosy mniej słyszalne, ale równie ważne. Żeby pamiętali o wadze rozliczalności władzy – również tej “nowej i lepszej”. Żeby pamiętali o solidarności społecznej, która dziś jest dla nich oczywistością, ale którą łatwo stracić. To są sprawy, bez których nie ma szans ani na dobrą przyszłość, ani na stabilność. 

 

Autorka miała w 1989 roku 15 lat, a w 1993 lat 19. Wie o czym mówi pisząc o zmianach, które odbywały się całkowicie poza głosem młodego pokolenia, poza głosem kobiet, i w atmosferze niekwestionowanego uznawania legitymacji byłej opozycji demokratycznej do dokonywania zmian.Tak w każdym razie postrzegała w owym czasie świat, w którym żyła. Doświadczenia osób, które w wyniku transformacji ustrojowej popadły w skrajne ubóstwo nie są jej doświadczeniami, dlatego o nich nie pisze. Ale zdaje sobie sprawę, że to opowieść kolejnych grup. Każdy, kto żył w owych czasach ma inną o nich opowieść. Dawanie głosów tym wszystkim grupom i możliwość ich samostanowienia powinno być zrównoważone w dobrej demokracji. Takiego ideału warto szukać.

Pomóż jawności i naszej niezależności!

Komentarze

Dodaj komentarz

Przed wysłaniem komentarza przeczytaj "Zasady dodawania i publikowania komentarzy".

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *