W czerwcu 2016 roku złożyliśmy do wszystkich ministerstw wnioski o udostępnienie kalendarzy spotkań i ksiąg wejść i wyjść. To nie były nasze pierwsze wnioski w tej sprawie. Jesteśmy recydywistami i będziemy próbować aż do skutku, aż wszyscy ministrowie powiedzą – Proszę bardzo, zobaczcie, z kim się spotykam, nie mam nic do ukrycia.
Cofnijmy się jednak do pewnego pięknego lipcowego dnia 2014 roku, kiedy to, wygrzewając się na parkowej ławeczce, zapragnęliśmy dowiedzieć się, jak spędzają czas nasi ministrowie. Czy mają czas na korzystanie z uroków lata, czy są bardzo zapracowani?
Nie zwlekając, wysłaliśmy do wszystkich ministerstw, a także do Kancelarii Premiera RP, wnioski o informację publiczną, w których poprosiliśmy o możliwość wglądu w ministerialne kalendarze. I wracamy na naszą ławeczkę.
Czekamy ustawowe 14 dni (Jak pytać?), oczywiście nie na ławeczce, codziennie z bijącym sercem wyglądając odpowiedzi i nic, a raczej prawie nic. Do posiadania kalendarza i planowania pracy ministra przyznały się tylko 3 ministerstwa – ministerstwo obrony, ministerstwo ochrony środowiska oraz ministerstwo rolnictwa i rozwoju wsi.
Trudno nam uwierzyć, że reszta idzie na żywioł i nic nie planuje, więc prosimy o pomoc sąd, licząc na to, że może jego perswazja skłoni ministrów do uchylenia rąbka tajemnicy, z kim się spotykają.
Wprawdzie sądy przyznają nam rację, ministrowie powinni pokazać kalendarze, ale co zrobić, skoro nasz rząd bywa w tak wielu miejscach, że nie nadążają z zapisywaniem? Tak tłumaczyła nam Kancelaria Premiera – liczne spotkania organizowane ad hoc nie są odnotowywane.
My jednak mamy na ten temat swoją teorię, wszystkiemu winien jest nasz klimat. Minister Bieńkowska w Polsce bardzo strzegła swojego kalendarza, ale kiedy została komisarz Unii Europejskiej, z własnej inicjatywy go udostępnia.
Donald Tusk wrzuca na Twittera swój tygodniowy plan zajęć, Janusz Lewandowski też bez problemu pokazuje swój kalendarz.
Jednak…w międzyczasie były wybory, mamy inny rząd, nowych ministrów, może dla nich klimat będzie łaskawszy? W dodatku, w czerwcu 2016 roku, weszła w życie ustawa o ponownym wykorzystaniu informacji sektora publicznego, więc postanowiliśmy sprawdzić, jak działa. Zgodnie z jej definicją informację sektora publicznego stanowi każda treść lub jej część, będąca w posiadaniu podmiotu zobowiązanego, bez względu na formę jej utrwalenia.
Wnioski poszły do wszystkich ministerstw, niestety historia się powtórzyła, a nowa ustawa nam nie pomogła. Jeśli chodzi o udostępnianie kalendarzy, PIS w 100 % realizuje politykę swoich poprzedników. Sprawy z ministrami poprzedniego i obecnego rządu toczą się w sądach administracyjnych, a po szczegóły odsyłamy do naszych tekstów, do których linki znajdziecie poniżej.
Tajne kalendarze, ale jawne spotkania
Ponowne wykorzystywanie informacji ściśle zabronione
Sieć w sądzie – przegląd tygodnia
Komentarze